Artykuły

Czarodziejski kram

Najlepsze przedstawienie częstochowskiego teatru od dobrych paru lat - o "Kramie z piosenkami" w reż. Laco Adamika w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Pusta garderoba teatralna - lustra ze zgaszonymi żarówkami, stojące w nieładzie krzesła, uśpione kostiumy - nagle wchodzi garderobiana, daje ręką znak i ... obraz ożywa, pojawiają się ludzie, jeszcze nie aktorzy, tylko osoby, które zaraz sprawią, że scena zatętni życiem, radością i muzyką.

Idąc na "Kram z piosenkami" Leona Schillera, przygotowany specjalnie na 80-lecie założenia przez Jana Otrembskiego stałego zespołu aktorskiego w Częstochowie, nie spodziewałam się, że obejrzę najlepsze przedstawienie częstochowskiego teatru od dobrych paru lat. Że niesamowity wodzirej (w tej roli charyzmatyczny Nikodem Kasprowicz) wprowadzi mnie w świat wzruszeń, emocji, uczuć i będzie prowadził wespół z innymi aktorami przez całe przedstawienie, przez piosenki wszystkich epok - od staropolskich przyśpiewek biesiadnych, poprzez rozflirtowany barok, XIX-wieczne dumki żołnierskie, szaleństwo fin de sieclu (ach, ten kankan), po ballady i polki warszawskie czasów powojennych. Przez rozśpiewany i roztańczony świat pełen barw i dynamiki, utrzymującej widza przez cały spektakl w stanie rozkosznego podekscytowania. Że poznam nowe oblicze naszego, jak dotychczas sądziłam, statycznego zespołu aktorskiego. Że nogi same będą rwać się do tańca, zainspirowane swobodą, z jaką tańczą postaci z widowiska stworzonego w 1949 roku (!) przez Leona Schillera. Że nareszcie dane mi będzie zobaczyć jak wygląda dobry spektakl rozrywkowy, który nie okaże się kolejną kalką "telewizyjnych show" (tyle że na teatralnych deskach), ani nie będzie na siłę uwspółcześniany. Zaczarowało mnie to przedstawienie, będę pewnie jeszcze wielokrotnie wracać do naszego teatru, żeby znowu poddać się magii bijącej ze sceny.

Jaki jest przepis na tak udane widowisko?

Po pierwsze - doskonała reżyseria (perfekcyjne wyreżyserowanie aktorów jako zespołu i każdego aktora osobno, by nie było pustych przestrzeni w relacjach między postaciami). Próby trwały trzy miesiące i to widać - w idealnym dopasowaniu podczas śpiewania zespołowego, w braku luk między przejściami z jednego "obrazka śpiewającego" w drugi, co sprawia, że przedstawienie ma świetne tempo. Myślę, że Schiller, który był wszak perfekcjonistą w każdym calu, byłby zadowolony.

Po drugie - właściwie rozłożone proporcje między grą aktorską, tańcem i śpiewem a "dodatkami", czyli kostiumami i scenografią. W dużych realizacjach teatralnych często zdarza się, że ogólny blichtr oprawy scenicznej przesłania to, co dzieje się na scenie lub ma za zadanie zatuszować braki wokalne aktorów (np. w musicalach). Tu scenografia jest symboliczna, stroje skromne, raczej akcentujące epokę, z której akurat pochodzi piosenka, niż wychodzące na pierwszy plan. U Laco Adamika na pierwszym planie są aktorzy. Dzięki temu czuje się energię przepływającą ze sceny ku widzom i odwrotnie - ten obustronny emocjonalny dreszcz możliwy do przeżycia tylko w teatrze. Widać, że aktorzy dobrze się bawią, dzięki czemu dobrze bawi się też publiczność.

Po trzecie - perfekcyjnie dopracowana choreografia, doskonałe przygotowanie wokalne i nowatorskie aranżacje muzyczne, będące siłą tego przedstawienia; i aktorzy, po których nie widać śladu tremy czy zagubienia w tak wymagającej inscenizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji