Artykuły

Szczecin. Kunc w konkursie na dyrektora Opery na Zamku

Warcisław Kunc [na zdjęciu] - mimo protestów pracowników Opery na Zamku - będzie ubiegał się o stanowisko dyrektora tej placówki. Jeszcze w marcu Urząd Marszałkowski ma ogłosić konkurs.

W lutym marszałek Norbert Obrycki odwołał Marka Sztarka z fukcji dyrektora Opery na Zamku. Na wieść, że p.o. dyrektora ma zostać Warcisław Kunc, pracownicy opery zapisali się do "Solidarności" i zapowiedzili strajk.

Ewa Podgajna: Chce Pan startować w konkursie mimo tak wielkiej niechęci pracowników opery wobec Pana?

Warcisław Kunc: Ja nawet ową niechęć szanuję, ale naprawdę trudno znaleźć osobę, która zarządza firmą i do której wszyscy odczuwają chęć. Ja jako zarządzający nie jestem po to, żeby wzbudzać sympatię wszystkich pracowników, ale po to, żeby widzowie teatru byli zadowoleni.

Przecież omal nie doszło do strajku paraliżującego szczecińską operę.

- Jeżeli, jak słyszałem, po spektaklu dyrektor artystyczny komunikuje orkiestrze, że dyrektor Sztark przekazał mu informację, że w ciągu trzech miesięcy zamierzam zwolnić 90 proc. załogi, to trudno się dziwić protestom. Sam bym protestował.

Ale potem mijały tygodnie a Pana nazwisko nadal budziło protest wielu osób w operze. Nie ma Pan sobie nic do zarzucenia?

- Kiedy prowadziłem teatr (Warcisłwa Kunc był dyrektorem opery w latach 1992-2004), starałem się, aby jego poziom artystyczny był jak najlepszy. Jeżeli ktoś uważa, że ja tego teatru nie kochałem i tam się nic nie działo, to co ja mam mówić? Wszystkie moje relacje z pracownikami były w granicach prawa. Nie wierzę, że tak wielu z nich jest przeciwko mnie. A ci, którzy mnie nie chcą, kierują się emocjami, które biorą się stąd, że moja ocena ich artystycznych dokonań była odmienna od oceny, jaką sami sobie wystawiali.

Tym, którzy Pana atakowali, groził Pan sądem...

- Myślę, że raczej po prostu powinniśmy spotkać się i porozmawiać, o co chodzi.

Po odejściu z Opery na Zamku brał Pan udział w kilku konkursach na dyrektorów teatrów muzycznych, ale żadnego Pan nie wygrał. Dlaczego?

- W Operze Krakowskiej byliśmy już nawet dogadani co do swoich ról z Ryszardem Karczykowskim, który był tam wtedy dyrektorem artystycznym. Spotkałem się z tamtejszym marszałkiem. Byłem faworytem, natomiast głosem pana z LPR dyrektorem został kto inny. Startowałem też na dyrektora Filharmonii Wrocławskiej. Konkurs nie został rozstrzygnięty. Potem dyrektorem został ktoś, kto w ogóle nie startował w konkursie.

To znaczy, że konkursy to fikcja, a wygrywają ci, którzy mają polityczne poparcie?

- Konkurs w tym kształcie, w jakim obecnie obowiązuje w instytucjach kultury, odbywa się wg rozporządzenia ministra, który dokładnie określa skład komisji: trzech przedstawicieli organizatora, dwóch ministerstwa kultury, dwóch ze związków działających w placówce i dwóch ze stowarzyszeń twórców i pracodawców. Tak więc wiadomo, kto decyduje o wyborze dyrektora. Kandydat musi przedstawić komisji swoją koncepcję, a organizator wybierając go akceptuje, że teatr w najbliższych latach będzie wyglądał w takim, a nie innym kształcie.

A jaka jest pana wizja?

- Chciałbym, żeby Opera na Zamku wróciła do XXI w. Żeby ten teatr podobał się odbiorcy. Żeby w szerszej mierze rozpoczęła się współpraca z Duńczykami, Niemcami, Litwą. Trzeba określić, jaka jest struktura zatrudnienia w teatrze. Musi ona wynikać z zadań artystycznych, jakie będziemy sobie stawiać. To wszystko jest determinowane finansami, a z tym, jeśli chodzi o operę, nie jest najlepiej. Opera, która zatrudnia ok. 180 osób, ma 6 mln zł dotacji, a np. Filharmonia Szczecińska, gdzie pracuje 100 osób, dostaje od miasta 4,5 mln. Przy czym filharmonia gra 40 razy w roku, nie ma chóru, baletu, solistów, nie produkuje dekoracji.

Może po prostu miasto bardziej dba o filharmonię niż Urząd Marszałkowski o operę.

- Rozpatrywałbym to raczej w sferze możliwości.

Czy dyrektor instytucji kulturalnej powinien się angażować w politykę? (Warcisław Kunc był kandydatem PSL na senatora - red.).

- Karajan zapytany, dlaczego zapisał się do NSDAP, powiedział, że wstąpi do każdej partii, żeby móc dyrygować berlińskimi filharmonikami. Ja nie wstąpiłem do żadnej. Nikt nie może zaprzeczyć, że znam się na operze. Można by się burzyć, gdybym wykorzystał politykę, żeby zostać dyrektorem MZK.

Czy fotel dyrektora opery to ma być cena, jaką PO "płaci" PSL za koalicję w sejmiku zachodniopomorskim?

- O to musi Pani pytać PO i PSL.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji