Artykuły

Nie jestem ze skały

- Aktorstwo to nie jest całe moje życie - mówi MAŁGORZATA PIEŃKOWSKA w rozmowie z Anitą Nawrocką

"Małgorzata Pieńkowska od lat nie udziela wywiadów. Dla nas zrobiła wyjątek.

I od razu opowiedziała o tym, jak poważnie była chora, choć to jej intymna sprawa.

Zdradziła też, jak choroba odmieniła ją i jej życie.

NA ŻYWO: Jako aktorka powinnaś chyba zabiegać o popularność. Tymczasem namówienie cię na rozmowę graniczyło z cudem.

MAŁGORZATA PIEŃKOWSKA: To nie jest tak, że ja nie chcę zrobić kariery, pokazać się. A jednak masz dużo racji w tym, że jakbym temu przeszkadzała. Nie wiem, dlaczego tak jest. Może problem polega na tym, że aktorstwo to nie jest całe moje życie. Ale teraz dorastam do tego, żeby wziąć sprawy w swoje ręce.

Nauczyłaś się już prosić innych o pomoc? Słyszałam, że miałaś z tym niemały problem.

- Oj, tak. Zresztą jak każda dzielna dziewczyna.

Trudno było ci się przyznać do słabości?

- Tak. Musiałam się nauczyć, że jeśli mówię, że nie mam siły, jestem słaba, to wcale nie znaczy, że naprawdę jestem słaba. To jest dosyć trudne. Do tej pory zdarza się, że wychodzę z psami wściekła, zamiast oznajmić mężowi i córce, że jestem zmęczona.

Był jakiś konkretny moment, który spowodował, że postanowiłaś się zmienić?

- Tak, byłam chora. Teraz jest już wszystko w porządku, ale ten moment uświadomił mi w dość jasny sposób, że nie jestem ze skały. Ale nie chcę o tym mówić. To taka moja intymna sprawa. Jest dobrze i tego będę się trzymać - jak w tym dowcipie o pijanym mężu, który po powrocie do domu mówi do żony: - Byłem w filharmonii i tego będę się trzymać (śmiech). A wracając do tematu, to zdałam sobie sprawę, że ubranko, które do tej pory nosiłam, okazało się niewygodne. Postanowiłam więc je ściągnąć. I już. Teraz przymierzam różne ubranka i to, w którym się najlepiej czuję - pozostawiam.

Czego nie lubiłaś w dawnej Małgosi?

- Szczerze? Zaradności.

Tego się chyba nie da oduczyć?

- Da się. Tylko ja mam z tym problemy, bo... nie wiem. Może jestem troszeczkę za prościutka, zbyt otwarta.

Twój mąż pogodził się z tą zmianą?

- Nie lubię takich wyznań, bo dwa dni po wywiadzie okazuje się, że mąż to paskuda i łajza. Ale fajnego mam męża. Jacek to mądry facet i myślę, że nie bez powodu się spotkaliśmy. Ale mamy kontrakt, gdzie jest napisane: - Zakaz mówienia o mężu. I ja to szanuję.

Powiedz chociaż, jak się poznaliście?

- Był bankiet popremierowy, a potem... No, a potem się po prostu zakochałam.

Czym przejawia się mądrość twojego męża?

- Przede wszystkim tym, że pozwala mi na zmiany. Ale błagam - podpisałam kontrakt (śmiech).

Choroba, którą przeszłaś, zmieniła w jakiś sposób twoje myślenie?

- Tak. Teraz uważam, że przede wszystkim trzeba dążyć do tego, by być szczęśliwym.

W jaki sposób się uszczęśliwiasz?

- Odkrywam, co jest dla mnie dobre. Co lubię. I muszę przyznać, że jest coraz więcej takich fajnych rzeczy.

Na przykład?

- Uwielbiam sport, zresztą on zawsze był dla mnie ważny- kiedyś nawet trenowałam koszykówkę i świetnie się czułam. Teraz gram w tenisa. Mam panią od masażu i nauczyciela od medytacji, ćwiczę jogę.

Jednym słowem jesteś trendy i to bardzo w stylu zen?

- To nie jest kwestia mody. Dbam o to, bo dla mnie to ważne. Medytacja i joga sprawiają, że jest ci bardzo dobrze na świecie. To jest tak, jakby bycie tu było puchem.

Ale wcale nie jest dobrze na świecie!

- Jasne, jest różnie. Jako dziecko byłam u psychologa, bo miałam iść wcześniej do szkoły, i on mi zadał pytanie: - Jaka jest zima? Odpowiedziałam: - Ciężka i się popłakałam. Ale co innego miałam powiedzieć, jak przed szóstą rano byłam budzona? Pamiętam, że miałam taki płaszczyk - szary króliczek przed kolanka z pomponami. I pamiętam taki obrazek: jadę autobusem, jest dużo ludzi, ścisk. I pani konduktor, która sprzedaje bilety. Długo myślałam, że życie to taka jazda autobusem.

To właśnie dzięki medytacji zaczęłaś wierzyć, że to ekscytujący lot w kosmos?

- Nie, to nie jest tak, że medytacja zakłamuje. Ona po prostu daje siłę, żeby przez to wszystko przejść. Nie dostajemy nigdy nic ponad swoje siły. Nie lubię dawać recept, one mnie wściekają. Bo to jest unifikacja. Taka Chińska Republika Ludowa i szare mundurki. Nie wiem, czy medytacj ajest dobra dla każdego, ale mnie pomaga. Podobnie jak makrobiotyka. To jest kuchnia, która polega na jedzeniu kasz, gotowanych warzyw, glonów.

Glonów?! Jak twój mąż i córka Inka to znoszą?

- Wyżywają się za to na mnie (śmiech). A poważnie, to glony są pyszne, nie krzyw się. Podstawą tej kuchni jest zupa miso. To jest taka sfermentowana pasta, która zawiera mnóstwo witaminy B i bakterii, potrzebnych naszemu organizmowi. Ja jestem osobą bardzo energetyczną i muszę po prostu wiedzieć, jak tą energią umiejętnie rozporządzać. Podświadomie chyba zawsze dążyłam do tego, żeby zdrowo jeść. Ale nie stosuję tej makrobiotyki ortodoksyjnie, dopuszczam inne rzeczy.

Nawet tak niezdrowe, jak hamburgery?

- Pewnie. Jestem tylko człowiekiem. Ciężko, bardzo ciężko było mi na przykład rzucić palenie.

A bez czego nie mogłabyś dziś funkcjonować?

- Uwielbiam spacery. Kiedyś bardzo lubiłam chodzić z rodzicami do lasu. Dziś uwielbiam położyć się na ławce w warszawskim Parku Łazienkowskim. Uwielbiam morze, mogę godzinami siedzieć na plaży sama. To są takie małe radości. Ale one dają mnóstwo sił. Marzę, by mieć letnisko, do którego mogłabym zwiać. Nie mogłabym też żyć bez ludzi, którzy mi coś dają. Nie jestem typem samotnika. Aczkolwiek grono moich przyjaciół ostatnio bardzo się skurczyło. Ale to naturalne. Ja sama też dorośleję i przestaję na siłę wszystkim pomagać.

Gdy oddajesz się małym radościom, nie myślisz, że właśnie uciekają ci jakieś propozycje? Są ludzie, którzy nawet jak śpią, to mają poczucie, że tracą czas.

- Nie mam wrażenia, że coś mi ucieka, wprost przeciwnie. Jestem przekonana, że jak ma się coś stać, to się po prostu stanie. Jak będę spięta, to nie będę żyła.

Zaskakujesz mnie. Jesteś zupełnie inną osobą, niż Marysia Zduńska, którą grasz w M jak miłość.

- To mnie cieszy. Bo im bardziej ja uciekam od postaci, tym bardziej jestem wygrana. I jest kreacja. I wtedy myślę sobie, że dobrze wykonałam pracę.

Urodziłaś się we Wrocławiu, pochodzisz z rodziny fizyków. Po kim odziedziczyłaś talent?

- Wiem, że mój ojciec śpiewał jakiś jazzik w kabaretach, nawet są zdjęcia z tego okresu. Przystojny był mój tatuś, jest zresztą nadal. Więc może po nim, może trochę po mamie. Ona dużo mi czytała. Nawet wtedy, gdy byłam już dużą dziewczynką, w 5, 6 klasie, potrafiłyśmy siedzieć w łóżku i czytać książki na głos.

Ty byłaś córeczką tatusia?

- Chyba tak. Na pewno teraz jestem.

Potrafisz się do niego przytulić, usiąść na kolanach?

- Teraz bardzo się tulę. Fajnych mam rodziców. Nauczyli mnie ciekawości świata, miłości do sportu, teatru i filharmonii. Od razu się wzruszam, gdy o tym mówię. Wiele mówisz o innych.

A aktor powinien chyba być skupiony przede wszystkim na sobie?

- Może tak, jednak to przeszkadza w życiu.

Ale pomaga w zawodzie. Aktorzy teatralni patrzą z wyższością na serialowych. Ty byłaś aktorką stołecznego Teatru Ateneum i nagle dostałaś rolę w serialu. Miałaś dylemat, czyją przyjąć?

- To jest już drugi mój serial. Przy pierwszym - Jest jak jest - panikowałam. Rozmawiałam z opiekunem mojego roku, panem Janem Englertem. Pytałam też pana Andrzeja Łapickiego. Teraz też się wahałam. Ale w teatrze miałam przestój, nie pracowałam tak dużo, jak kiedyś. To jest normalne, bo nie mam już dwudziestu lat. I tych ról jest dla mnie zdecydowanie mniej. Jak ten okres się przetrwa, to podobno później jest już OK.

Trudno przetrwać?

- Trudno. Ja sama, dwa lata czy rok temu - już nie pamiętam - wypełniałam dla ZASP-u jakieś dokumenty i napisałam datę urodzenia tak jak trzeba, czyli 28 lat. I pan mi zwrócił uwagę. - Jakiś paskudny facet - pomyślałam. Przecież wiem, ile mam lat!

- Wpisałaś 28 lat, bo na tyle się czułaś?

- wciąż tak się czuję. A wracając do serialu, to zdecydowałam się, bo dzięki temu mogę grać, pracować.

Przenosisz stres związany z pracą na planie do domu?

- Nie. Jak mam bardzo ciężki dzień, to przechodzę przez park łazienkowski i wszystko tam zostawiam. Ale jak sobie z czymś nie radzę, to opowiadam o tym Jackowi, a on od razu ratuje sytuację, bo ma duże poczucie humoru, fantastycznie rozładowuje napięcia.

Na co dziś, prócz grania, masz ochotę w życiu?

- Chciałabym pojechać do Indii z ekipą ciekawych świata ludzi. Chciałabym nauczyć się bardziej cieszyć, zrobić przyjęcie i zaprosić bliskich mi ludzi. Ale to są ludzie z różnych środowisk i nie wiem, jak na siebie zareagują. W zeszłym roku zrobiłam eksperyment u cioci. Było dwóch moich przyjaciół i strasznie ze sobą darli koty. Chciałabym bardzo z moją 13-letnią już córką Inka pojechać w podróż z plecakami.

Robiłaś ostatnio bilans zysków i strat?

- Nie. Gdyby tak było, to wynikałoby z tego, że ja chcę się z życiem targować. A życie nie idzie na targi.

MATKA, ŻONA, AKTORKA

1965 Urodziła się we Wrocławiu,pod znakiem Byka. 1988 Skończyła PWST w Warszawie.

1988 Została aktorką Teatru Polskiego. W1996 roku zamieniła go na Teatr Ateneum w Warszawie.

1989 Poznała swego przyszłego męża Jacka. 1991 Na świat przyszła córka Małgorzaty,

13-letnia dziś Inka. 2001 Zaczęła grać w serialu M jak Miłość".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji