Artykuły

"Wielki poker" Cezarego Kosińskiego

To smutne, że Kosiński poszedł w ślady Kazimierza Kaczora, byłego prezesa ZASP, który jako jeden pierwszych aktorów teatralnych zajął się prowadzeniem teleturniejów. Różnica jest taka, że Kaczor sprzedał się pod koniec kariery, Kosiński robi to na początku - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Kiedy tydzień temu zobaczyłem na Pradze billboard z wielkim zdjęciem Cezarego Kosińskiego, pomyślałem naiwnie, to reklama nowego spektaklu TR Warszawa. Niestety, myliłem się. Była to zapowiedź teleturnieju w TVP, który Kosiński prowadzi od niedawna razem z serialowym aktorem Pawłem Burczykiem. Widowisko nazywa się "Wielki poker", jego uczestnicy odpowiadają na pytania z różnych dziedzin (na przykład "w której grupie zwierząt systematyka umieszcza chruściele), za co otrzymują nagrody pieniężne. W ciągu jednego wieczora można wygrać 50 tys. zł, główna nagroda to ćwierć miliona. Obejrzałem pierwszy odcinek z mieszanymi uczuciami. Kosiński, jak to w pokerze, robi dobrą minę do złej gry. Udaje, że cała sytuacja go bawi i cały czas się szeroko uśmiecha, wygłaszając kwestie w rodzaju: "podwajamy stawkę", "jesteśmy w drugiej rundzie" albo "zbierajcie siły na konfrontację".

Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że dla tego wybitnego aktora jest to degradacja. Kosiński to przecież symbol Teatru Rozmaitości, bez jego ról w "Księciu Myszkinie", "Magnetyzmie serca", a zwłaszcza w przełomowym przedstawieniu "Bzik tropikalny" trudno sobie wyobrazić teatr Grzegorza Jarzyny. Dzisiaj, równe dziesięć lat po premierze "Bzika", aktor, który elektryzował publiczność Rozmaitości, zmienił się w konferansjera i pociesza ludzi, których dramat polega ma tym, że nie wiedzą, jakim instrumentem jest kobza.

To smutne, że Kosiński poszedł w ślady Kazimierza Kaczora, byłego prezesa ZASP, który jako jeden pierwszych aktorów teatralnych zajął się prowadzeniem teleturniejów. Różnica jest taka, że Kaczor sprzedał się pod koniec kariery, Kosiński robi to na początku. Ale rozumiem sytuację aktora, któremu ostatnio nie wiedzie się najlepiej w macierzystym teatrze. Poza epizodem w nieudanej "Helenie S." i rolą Leporella w rzadko granym "Don Giovannim" nie ma wielu okazji do pokazania się na scenie. A żyć trzeba, jak mówi poeta. Jest jednak honorowe wyjście z tej sytuacji. Aktorzy z TR Warszawa powinni przystąpić do "Wielkiego pokera", rozbić bank, a zarobione pieniądze przeznaczyć na produkcję nowego spektaklu z Kosińskim w roli głównej. I to dopiero byłaby pokerowa zagrywka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji