Masłowska w operze
"Paw królowej. Opera praska" w reż. Jacka Papisa na XXVIII PPA we Wrocławiu. Pisze Tomasz Wysocki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Spektakl na podstawie powieści Doroty Masłowskiej okazał się teatralnym snujem z komediowymi przebitkami .
Inscenizacyjny pomysł Jacka Papisa był genialnie prosty. Z "Pawia królowej" wyjął kilka epizodów, obudował je muzyką Hanny Klepackiej-Kayser i wystawił na scenie zastawionej tylko kilkoma meblami. Ledwo poklejona piosenkami fabuła opowiada o nieszczęśliwej miłości Pitz Patrycji i Stanisława Retro. Ona (świetna Aleksandra Popławska) jest utalentowaną wokalnie, lecz brzydką dziewczyną "o ciele psa i twarzy świni". On (Mariusz Drężek) to wypłowiały gwiazdor muzyki pop.
Ale to nie jest tylko sentymentalne story. Intencje Masłowskiej są przejrzyste. To czyste jak kryształ szyderstwo z mediów, promocyjnych zagrywek, złudnej popularności kreowanej przez kolorowe pisemka i głupawe programy telewizyjne (Retro bierze udział w tok show, którego gospodyni Małgorzata Moszna natrętnie wypytuje go o homoseksualizm, a każda odpowiedź komentowana jest owacjami z głośnika). Przy czym ich ofiary to nie tylko gwiazdy sławne dzięki jednej piosence. Zaliczyć do nich można także konsumentów popkulturowej papki. W dodatku Masłowska ma świadomość, że ona sama też jest wpinana w ogólnoludzką pogoń za sławą i pieniędzmi.
Piętrowy tekst Doroty Masłowskiej, nieszablonowe poprowadzenie fabuły, spora dawka humoru (uwodzicielski Drężek działa na wszystkich, niezależnie od płci), kilkoro utalentowanych, śpiewających aktorów - Jacek Papis miał wszystko, czego potrzeba do zmontowania oryginalnego, przebojowego i prześmiewczego spektaklu muzycznego. Jednak "Pawia królowej. Operę praską" ogląda się z narastającym znudzeniem. Powodów jest kilka. Publiczność raz zdobytą komediowymi zagrywkami aktorzy wypuszczają niefrasobliwie z ręki. Siada temperatura wydarzeń, powtarzają się dłużyzny, na dużej scenie Capitolu niektóre fragmenty przedstawienia są zupełnie nieczytelne.