Artykuły

A przepaść ciągle między nami

"Wyzwolenie" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Dziś nikt, poza ludźmi teatru i polonistyczną młodzieżą, nie czyta "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego, bo wszystkim zdaje się, że to dramat mocno przestarzały w treści i zbyt pokrętny w młodopolskiej formie. A przecież gdy zanalizować "Wyzwolenie" zdanie po zdaniu, to okaże się, że znakomita większość pytań w nim zawarta, to są nasze, dzisiejszych Polaków, problemy. Od idiotycznych swarów między fałszywymi mędrcami, przez uciekanie od rzeczywistych kłopotów w wykalkulowane ideologie, po rolę teatru wreszcie, nad którym przetacza się od kilku miesięcy, paskudna w doborze broni, wojna między starymi i młodymi. "Wyzwolenie", w reżyserii Bogdana Cioska wystawił właśnie Teatr Zagłębia w Sosnowcu i mam nadzieję, że na to przedstawienie wybierze się nie tylko młodzież szkolna... Spektakl ma sporo wad, ale słowa Wyspiańskiego nie brzmią w nim fałszywie ani razu. Docierają do widzów z całą surowością ocen, jakie wieszcz wystawia Polakom. Sobie współczesnym i nam, siedzącym na widowni, której lustrzane odbicie widać po drugiej stronie rampy (najpierw na slajdach, potem w rzędach foteli na scenie).

"Warchoły" - woła Konrad, ubrany we współczesne ciuchy i cedzi oskarżenie za oskarżeniem. Bez odzewu, bo jest sam, naprzodzie sceny, oddzielony od reszty bohaterów długim stołem, ale przede wszystkim totalną obojętnością. W bogatej materii dramatu Wyspiańskiego Bogdan Ciosek zaakcentował najwyraźniej wątek dyskusji o narodzie polskim. Piękne zdania o przemianach teatru i roli aktora giną w tej debacie, ale być może jest to cena czytelności inscenizacji.

Zdecydowanym mankamentem przedstawienia jest natomiast jego emocjonalna statyczność w scenie z Maskami. Zamysł reżysera jest oczywisty; Konrada słuchają, ale go nie słyszą. Mówiąc o statyczności mam na myśli nie tyle niezmienność sytuacji (choć monotonne siedzenie postaci w jednakowej pozie usypia uwagę widza), ale rezygnację ze sporu jako istoty rozmowy. U Wyspiańskiego bohaterowie

toczą kłótnię - czasem okrutną - która nie prowadzi do porozumienia, bo żadna ze stron nie przyjmuje argumentów drugiej, a w dodatku samotny Konrad musi się przeciwstawić (sic!) zbiorowości. Ale to jest jednak spór. W przedstawieniu Teatru Zagłębia nikt się z Konradem nie wadzi, bo nikt go nie zauważa! Nie ma go, nie liczy się, nie jest partnerem. Ten ryzykowny pomysł obniża napięcie całej sceny i prowadzi do fałszywego obrazu: Konrad poniekąd sam sobie zadaje pytania i sam na nie odpowiada, co nie jest do końca zgodne z literą dramatu. W dodatku potwornie obciąża Adama Szarka, który grając Konrada przez wiele minut pozbawiony jest wsparcia innych postaci i mówi jakby gigantyczny monolog. Mimo to wychodzi z karkołomnej sytuacji obronną ręką, nie gubiąc logiki wywodu, co naprawdę warte jest pochwały. Zdecydowanie ciekawiej wypadają "żywe obrazy", które stanowią obramowanie sceny z Maskami. W pochodzie dziwnych postaci, z których każda symbolizuje jakąś postawę mieści się całe polskie stulecie, dzielące powstanie "Wyzwolenia" od jego sosnowieckiej premiery w 2007 roku. Niebanalną rolę odgrywa tu scenografia Jerzego Kaliny, bardzo oszczędna, ale na swój sposób uniwersalna, dzięki czemu widz nie skupia się na detalu lecz poddaje iluzji przemieszania czasu i przestrzeni.

Ten rok nazwano w Polsce "Rokiem Wyspiańskiego". Oby chciano go nie tylko fetować, ale i słuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji