Artykuły

"Chodź, opowiem ci bajeczkę..."

"Jak wam się podoba" w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Janusz Majcherek w Teatrze.

W Warszawie na ulicy Foksal jest stara, rozpadająca się kamienica. Rudera, najwyraźniej bez właściciela, tworzy osobliwą enklawę. Zamieszkują ją anarchiści czy może punki. Bardzo sympatyczni, w dzień snują się z psami i proszą o datki; co robią w nocy - nie wiem. Natykam się na nich często, daje parę złotych, zagaduję i myślę, że są mieszkańcami Lasu Ardeńskiego. W każdym razie takiego Lasu Ardeńskiego, jaki chętnie zobaczyłbym dziś na scenie: squat otoczony bankami, modnymi restauracjami i apartamentowcami. Ulica Foksal to szykowna ulica.

Tematem "Jak wam się podoba" są dwa światy: ten, z którego się ucieka i ten, do którego się ucieka. Ten pierwszy jest dojmująco realny, to świat cynicznej walki o władzę, przemocy, terroru, niekiedy zbrodni. Ten drugi jest światem marzenia i ułudy, hipotetyczną i wyidealizowaną wyspą, którą Morus nazwał kiedyś Utopią. Relacje między twardą rzeczywistością a utopijnym wyobrażeniem ziemskiego raju są skomplikowane i nie dają się sprowadzić do binarnego układu zła i dobra. Utopie zrealizowane potrafią zamienić się w piekło.

"Jak wam się podoba" to komedia o dwóch światach, ale także o samej możliwości życia w utopii. Gorycz tej komedii polega na tym, że pokazuje ona, iż prędzej czy później nieuchronnie stracimy złudzenia.

Z ulicy Foksal na ulicę Karasia idzie się dziesięć minut spacerem. Między entropią rudery ze squatem a klasycystyczną harmonią Teatru Polskiego jest przepaść. A jednak w Teatrze Polskim także kwitnie utopia.

Gdybym miał wskazać jedną jedyną cechę twórczości teatralnej Jarosława Kiliana, powiedziałbym, że jest on reżyserem pogodnym.

Co dziś nader rzadkie i Kilian jest w tej mierze wyjątkiem. Wierzy, że świat, jakkolwiek skomplikowany, jest raczej dobry niż zły i że mimo wszystko więcej w nim harmonii niż chaosu. A już na pewno jest Kilian przekonany, że nawet jeśli w świecie przeważa zło i chaos, to w teatrze winny dominować harmonia i dobro. Z takiego przekonania wywodzi się estetyka teatralna Kiliana, którą poznałbym na końcu świata. Jest to estetyka cudowności i bajki, pierzastych kogucików i baloników na druciku, kwiatów z bibułki i ludowej makatki, jelenia z rykowiska i kolorowych chmur, porcelanowych figurek i starych bibelotów, pozytywek i tryskających źródeł... słowem świat dzieciństwa, starego sklepu z zabawkami jak z powieści Dickensa, jarmarku, odpustu, świadomie używanego kiczu, folkloru i starych konwencji teatralnych. Ilekroć oglądam przedstawienia Kiliana, jego estetyka budzi we mnie małego chłopca, dla którego teatr jest jak żegluga na łódce z papieru.

Mój problem z Kilianem polega jednak na tym, że ja nie chcę być małym chłopcem. Nie wierzę w żadne utopie i powtarzam jak mantrę zdanie Ciorana, że historia jest paradą fałszywych absolutów.

Dlatego na wszystkie śliczności, jakie wabią wzrok w Kilianowym "Jak wam się podoba" patrzę, owszem, z podziwem dla inwencji i wyobraźni, ale z dezaprobatą dla interpretacji. Tę ostatnią można by wyrazić sławną kwestią z "Krakowiaków i Górali": "Świat zły, świat przewrotny". A skoro tak, to czmychnijmy spod panowania występnego Księcia i cieszmy się życiem w Lesie Ardeńskim, rozkosznym jak kraina pieczonych gołąbków. Kilian, rzecz jasna, buduje sielankę środkami jawnie teatralnymi, poczynając od ogrywania szacownej kurtyny ze złotymi frędzlami. Konwencje mnożą się jak króliki, a grom i zabawom nie ma końca. Weźmy, dla przykładu, kostiumy; czego tu nie ma: brytyjskie stroje kolonialne i wiktoriańskie suknie, kamizelki i surduty, w których mogliby chodzić bohaterowie "Klubu Pickwicka" oraz uniform pilota balonowego, który najwyraźniej zszedł z ilustracji "Pięciu tygodni w balonie" Juliusza Verne'a. A do tego kostiumy rodem z cyrku i z pola golfowego, a nawet mundur, który dziwnie mi się kojarzył z carską armią. Jeśli to nie postmodernizm, to przynajmniej eklektyzm, oczywiście, zamierzony.

Reżyser bawi się także rozmaitymi przedmiotami. Po scenie jeździ surrealistyczny trójkołowy rower z parasolem. Las majestatycznie przemierza naturalnej wielkości jeleń, a na błazna napada kilkumetrowy wąż i wgryza mu się w sempiternę. Tenże błazen (Andrzej Pieczyński) bawi widzów wyjmowaniem z ust kolejnych piłeczek pingpongowych, a do rozśmieszania został także wynajęty Murzyn, już nie wspominając o Wiesławie Gołasie, który co prawda się nie odzywa, ale za to, jak mawiała pewna recenzentka, na scenie jest, arcyjest.

Zasadniczy pomysł budujący aurę przedstawienia to odwołanie się w scenografii do malarstwa Celnika Rousseau. Jego obrazy zreprodukowane na spuszczanych na sztankietach tiulach, jawnie wskazują na świadomie założoną naiwność i konwencjonalność reżyserskiego ujęcia. Tropikalne dżungle Celnika są równie umowne, co sielankowa pastoralność życia w Ardenie.

Są w tym spektaklu różne cuda i cudeńka, nie ma natomiast śladu erotyzmu. Nie mówię, żeby Kilian się babrał w perwersyjnych pomysłach Jana Kotta, ambiwalencjach płci i innych genderowych hockach-klockach. Ale wzajemne zaloty par nie wychodzą poza ucieszny pastisz (najlepiej wykonany przez Smalarę i Pieczyńskiego), a jedynym znakiem miłosnych namiętności są, jak rozumiem, fontanny, które raz tryskają mocniej, raz słabiej, jakby cierpiały na prostatę. Ot, umowność teatru, a nie żadne figo-fago, kawa marago, kobieta nago (jak w TR albo w TN).

W finale Hymen przylatuje balonem z Verne'a i, jak deus ex machina, rozwiązuje wszystkie splątane wątki. Całość nie kończy się, co prawda, wesołym oberkiem, ale w każdym razie tańcem i piosenką jak w jakiejś operetce Gilberta i Sullivana.

No, przesadzam, Kilian uwielbia czary i cuda, ale też świetnie rozumie drugie dno komedii Shakespeare'a, więc daje jednak do zrozumienia, że to wszystko gra, a życie, prawdziwe i okrutne, jest gdzie indziej i nawet z najczarowniejszego snu trzeba do niego wrócić. Głęboka w tej materii, gorzka samowiedza rysuje się na obliczu prezesa ZASP-u, Krzysztofa Kumora, który finałowemu wodewilowi przygląda się ze smutkiem i w takim też stanie ducha schodzi ze sceny.

W taki oto sposób w Teatrze Polskim pod szyldem Shakespeare'a "z popielnika na Wojtusia iskiereczka mruga"... Aha, Teatr Polski nie uprzedza, że "bajka będzie długa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji