Artykuły

Warszawa. Jaka przyszłość Teatru Powszechnego?

Sprawny menedżer, autorytet czy uznany reżyser, który swoim teatrem będzie w stanie zarazić aktorów - kto powinien zostać dyrektorem artystycznym Teatru Powszechnego?

O Teatrze Powszechnym media rozpisywały się kilka tygodni temu, kiedy wybuchła "afera" z obraźliwym manifestem. A potem pod naciskiem opinii zespołu odszedł szef artystyczny Remigiusz Brzyk. Ale publiczna dyskusja na temat przyszłości tego miejsca potrzebna jest właśnie teraz, kiedy trwają zakulisowe rozmowy na temat nowego dyrektora.

Już kilkakrotnie w tej sprawie zbierała się rada artystyczna teatru. W dyskusjach przewinęło się kilka nazwisk, m.in. Jan Buchwald, który w latach 1999-2002 był dyrektorem naczelnym Teatru Rozmaitości, Jacek Bunsch, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni, Bartosz Zaczykiewicz, dyrektor Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, i Wojciech Adamczyk, prodziekan wydziału reżyserii w Akademii Teatralnej.

- Chcemy przedstawić władzom miasta kilka naszych propozycji, ale nie spieszymy się z ustaleniami, teatr działa normalnie, ostatnio odbyła się premiera, najważniejszy w tej chwili jest spokój - mówi Kazimierz Kaczor, jeden z członków rady.

Wyjaśnia, że jeden z wariantów zakłada powołanie jedynie dyrektora artystycznego, a pozostawienie na stanowisku naczelnego Krzysztofa Rudzińskiego, a inny wprowadzenie nowej osoby na stanowisko naczelnego i artystycznego.

Tymczasem z zespołu odchodzą kolejne osoby. Po kilkunastu latach grania na tej scenie rozstał się z Powszechnym Rafał Królikowski. Piotr Cieplak, etatowy reżyser związany z Powszechnym od kilku lat, rozpoczynając próby "Wesela", podobno oznajmił zespołowi, że tym spektaklem żegna się z Powszechnym.

- Nie byłem na tamtym spotkaniu, ale dla mnie jest oczywiste, że nie żegna się na zawsze - stara się spojrzeć optymistycznie Kazimierz Kaczor.

Aktorzy niechętnie wypowiadają się publicznie na temat sytuacji w zespole. - Nie mógłbym się później pojawić w naszym bufecie - tłumaczą anonimowo.

O Powszechnym w Instytucie Teatralnym. W poniedziałek (12 marca) o godz. 17 w Instytucie Teatralnym (Al. Ujazdowskie 6) w cyklu "Rozmowy na parterze" odbędzie się spotkanie poświęcone Teatrowi Powszechnemu pt. "Do czego jest nam potrzebny Zygmunt Hübner?". Udział w dyskusji zapowiedzieli: Ewa Dałkowska, Remigiusz Brzyk, Piotr Cieślak i Tadeusz Nyczek.

***

Mówią Krystyna Janda i Joanna Szczepkowska

Rozmowa z Krystyną Jandą, aktorką

Dorota Wyżyńska: Co jest siłą Teatru Powszechnego?

Krystyna Janda: Tradycja stworzona przez dyrektora Hübnera, tradycja dotycząca i spraw artystycznych, i życia w teatrze, w zespole. Wzorzec pewnej etyki zawodowej. Tradycja szacunku do siebie nawzajem i szacunku do publiczności.

Co mogłoby stać się siłą Powszechnego?

- To samo co było. Repertuar wybierany z myślą o wiernej, wykształconej, wymagającej widowni i potencjał zespołu. Szczególnie świetnej i licznej grupy aktorów w wieku średnim, 30-40-latków. Repertuar budowany "na nich" i "dla nich".

Kto mógłby ten teatr poprowadzić artystycznie?

- Myślę, że teraz to już tylko wielki autorytet albo twórca o bardzo wyraźnym profilu artystycznym, którego nazwisko od razu dałoby znak jakości i sugerowało, z czym będziemy mieli do czynienia w nadchodzących sezonach, z jakim teatrem. Widownia Powszechnego, ta stała, wierna, oddana, nie oczekuje rewolucji. Rzeczy dla nich być może kontrowersyjne czy - nazwijmy je - "nowe" trzeba im proponować powoli i umiejętnie. Zresztą od jakiegoś czasu próbowała to robić scena Garaż. Trzeba się z tą widownią naprawdę liczyć, aby jej nie stracić, traktować jak poważnego partnera, a nie działać, jakby ani tradycji, ani ich nie było. Oni są i są rozpoznani.

***

Joanna Szczepkowska, aktorka: - Kiedy kończyłam PWST, Aleksander Bardini zaproponował Hübnerowi, żeby mnie zaangażował. Hübner powiedział wtedy - nie mogę, bo mam dwie młode aktorki pod opieką: Żółkowską i Dałkowską, muszę dać im grać, jestem odpowiedzialny za ich rozwój. Tak Hübner rozumiał przyjmowanie młodych aktorów i opiekę artystyczną nad nimi. Dzisiaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Młodzi aktorzy skłonni naprawdę oddać się teatrowi są haniebnie źle opłacani, jednak trzymają się teatru jako etatu. Większość ma rodziny, dzieci. Pojawia się problem, który w ogóle chciałabym poruszyć w większym tekście pt. "Teatr a ZUS", bo tak naprawdę spojrzenie na to od tej strony zaczyna być nieuchronne. Gdyby ten teatr prowadził jeszcze Zygmunt Hübner lub ktoś podobnego formatu intelektualnego, to Powszechny dzisiaj byłby miejscem myśli europejskiej, teatrem, który w dialogu teatralnym miałby swoje poważne miejsce. Powstał jako teren dojrzałej myśli intelektualnej, która wraz z odejściem Hübnera zaczynała coraz bardziej blaknąć. Jeśli ma tę rangę odzyskać, musi go wziąć w ręce prawdziwa indywidualność, ktoś, kto nada tej scenie niepowtarzalny charakter, skorzysta z potencjału twórczego, jaki jest niewątpliwie w aktorach tego zespołu, ale też z całą determinacją będzie gospodarował tak, żeby gaże młodych aktorów nie były tak głodowe, jak są. Na razie sytuacja zaczyna przypominać akcję kryminału" Dziesięciu małych murzynków" Agaty Christie. Jeden po drugim wykruszają się najbardziej podejrzani, a winnego jak nie było, tak nie ma. I prawem dobrego kryminału może się okazać, że winny jest ten, kto pozostaje najbardziej w cieniu albo właśnie na szczycie, gdzie nikt nie śmie dopatrzyć się skazy. Może dyrektor, może aktor, może czyjaś żona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji