Właściwy człowiek na właściwym miejscu
- Gdybym się czuł spełniony zawodowo, to nie miałbym już żadnej motywacji do robienia czegokolwiek dalej. Po tylu latach pracy, dwadzieścia sześć lat w filmie i dwadzieścia jeden w teatrze, mogę powiedzieć, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu - mówi ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.
Lista tytułów, w których grał Zbigniew Zamachowski, jest imponująca. Jednak aktor wcale nie zamierza zwolnić tempa: skończył właśnie kręcić "Balladę o Piotrowskim" z Ryszardem Kapelińskim, zaczyna trudny film o pedofilii, "Inicjacja", na wiosnę zagra w pierwszym filmie Wojciecha Malajkata, występuje w Teatrze Narodowym i w "Syrenie"...
Film "Wielka Majówka" Krzysztofa Rogulskiego, pana debiut, otworzył przed panem drzwi do aktorstwa i pomógł dostać się do szkoły aktorskiej. Zagrał pan tam siebie, młodego chłopaka z prowincji. Jak pan wspomina pracę przy tym filmie?
Zbigniew Zamachowski: Owszem, otworzył mi drogę do zawodu, ale niespecjalnie pomógł mi w egzaminie. Film de facto jeszcze nie istniał. Natomiast, był to moment, w którym pomyślałem, że to jest właśnie to, co chciałbym robić w życiu...
Do szkoły aktorskiej dostał się pan warunkowo...
- Tak, ponieważ miałem bardzo poważną wadę wymowy. W wieku dwunastu lat miałem zderzenie ze słupem..., co spowodowało znaczne "uszczerbki" w uzębieniu. Dostałem się do szkoły warunkowo, podpisałem nawet zobowiązanie, że nie będę się odwoływał do rady wydziału jeżeli przez rok nie poczynię postępów.
Kazimierz Kutz z myślą o panu napisał scenariusz "Zawróconego". Historię szarego człowieka, który przeczołgany przez ZOMO, budzi się jako inny człowiek. Dlaczego właśnie tę rolę uważa pan za najważniejszą w swojej karierze?
- Z paru powodów: po pierwsze, rzeczywiście Kazimierz Kutz napisał ją z myślą o mnie, po drugie, lubię tego typu role: z bardzo szerokim spectrum emocji, środków wyrazu, od groteski po momenty wręcz tragiczne.
Nie korciło pana, żeby robić karierę za granicą?
- Bardzo mnie korciło i miałem taką sposobność, zwłaszcza po "Białym", kiedy Kieślowski był już człowiekiem docenionym, znanym, i sławnym. Miałem fantastyczną, jedną z najlepszych agentek w Paryżu, która namawiała mnie, żebym wreszcie rzucił się w wir nauki języka. Będąc jednak człowiekiem z natury leniwym, nie posłuchałem agentki...
Jest pan aktorem, aktorem śpiewającym, estradowym, komponuje pan, reżyseruje, pisze wiersze. Czy te inne pasje są uzupełnieniem aktorstwa, czy też próbą oderwania się od niego?
- Wszystko to, co robię poza swoim zawodem, zacząłem robić już dawno. Muzyką zainteresowałem się jako bardzo młody człowiek. Zdobyłem wykształcenie muzyczne, chciałem być muzykiem, a przypadek sprawił, że zagrałem w filmie. Z wierszami jest podobnie, piszę je właściwie od szkoły średniej, nawet nie myślałem, że dorobię się jakiegoś tomiku i nie miałem takich ambicji. Komponowanie z kolei to jest pochodna muzyki i to rzeczywiście lubię robić.
Rozkochał pan w sobie dzieci, dubbingując Shreka.
- Wielokrotnie jestem pytany o to, ile we mnie jest ze Shreka i na odwrót. Myślę, że w każdym z nas jest coś ze Shreka i dlatego tak lubimy tę postać. Nie tylko dzieci, ale i dorośli. Parę razy miałem zabawną historię, kiedy rodzic ujrzawszy mnie, szturchał mniej lub bardziej dyskretnie swoje dziecko, mówiąc: zobacz, zobacz Shrek. I dzieci z taką nadzieją się odwracały, po czym były bardzo rozczarowane.
Czy czuje się pan spełniony zawodowo?
- Nie, gdybym się czuł spełniony zawodowo, to nie miałbym już żadnej motywacji do robienia czegokolwiek dalej. Po tylu latach pracy, dwadzieścia sześć lat w filmie i dwadzieścia jeden w teatrze, mogę powiedzieć, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Czasem udaje mi się zrobić coś lepiej, czasem gorzej, czasem coś mi się nie uda - jak w każdej pracy.
***
Zamachowski w liczbach
Dwie godziny ma na relaks w samochodzie - jedną, kiedy dojeżdża z domu do Warszawy, drugą, kiedy wraca - najczęściej słucha wtedy muzyki i rozmyśla.
Lubi też odpoczywać na... Shreka, czyli nic nie robiąc.
Czterokrotnie został laureatem nagrody dla najlepszego aktora w roli pierwszoplanowej - za "Zawróconego" (1994), za "Cześć, Tereska" (2002), za "Zmruż oczy" (2004) i za "Przybyli ułani" (2006).
Jest ojcem czworga dzieci: Marysi (ur. 1995), Antka (ur. 1997), Tadzia (ur. 2000) i Broni (ur. 2002). Jego żoną jest aktorka Teatru Narodowego, Aleksandra Justa.