Artykuły

W szpilkach oddycham inaczej

- "Pani Bovary" Flauberta oraz "Czerwone i czarne" Stendhala to dwie książki, o których nawet dziś mogę powiedzieć, że są najważniejsze w moim życiu. One mnie ukształtowały zarówno jako człowieka, jak i aktorkę - mówi warszawska aktorka MARIA SEWERYN.

Literatura

Chodziłam do francuskiej szkoły, z tamtejszą klasyką zapoznałam się bardzo wcześnie. "Pani Bovary" Flauberta oraz "Czerwone i czarne" Stendhala to dwie książki, o których nawet dziś mogę powiedzieć, że są najważniejsze w moim życiu. One mnie ukształtowały zarówno jako człowieka, jak i aktorkę. "Czerwone i czarne" to wnikliwe studium psychologiczne rozwoju człowieka; czytając je, czułam niemal organicznie przemianę bohatera. Ta powieść inspiruje do uprawiania aktorstwa. Wracam do niej często. Niedawno przeczytałam książkę, która bardzo mi pomogła, gdy przygotowywałam się do roli Maszy w"Trzech siostrach". Polecił mi ją reżyser Andriej Konczałowski, z którym pracowałam przy realizacji "Króla Leara" w warszawskim Teatrze na Woli. Myślę o nietłumaczonej dotąd na polski biografii Antoniego Czechowa. Wielkość jej autora, Donalda Rayfielda, polega na tym, że zadziwia nieprawdopodobnymi szczegółami z życia Czechowa, w ogóle ich nie analizując, ani niepotrzebnie nie komentując. Czytelnik na podstawie samych faktów buduje historię jego życia. Zdaniem Konczałowskiego to jedyna książka warta przeczytania przy pracy nad rosyjskim pisarzem. Obecnie - ze względu na moją starszą córkę Lenę - nawiązałam bliższą znajomość z bohaterkami powieści "Atramentowe serce" i Niną z "Dziewczynki z szóstego księżyca".

Zbierane

w podstawówce kultowe historjki z gum Donald to chyba mój kolekcjonerski szczyt. Jako dziecko zbierałam też monety, ale trudno w tym upatrywać numizmatycznych zapędów. Po prostu do mojego zbioru trafiały wszystkie drobniaki, które dawała mi babcia. Dziś niczego nie kolekcjonuję, tylko raczej gromadzę. Nie potrafię na przykład rozstać się z listami ani nawet z najbardziej nietrafionymi prezentami - kolejnym szklanym serduszkiem, aniołkiem albo setną pachnącą świecą, a tych wyjątkowo nie znoszę. Wszystko to zbieram, bo stoją za tym ludzie, którzy o mnie pomyśleli.

Do przeczytanych książek raczej nie wracam, za to filmy oglądam wielokrotnie. Gdy byłam nastolatką, rodzice przywozili mi z zagranicy wiele kaset. Oglądałam je w wersji oryginalnej. "Romea i Julię" Zefirellego widziałam ze 30 razy. Szekspira znałam więc na pamięć, ale według Zefirellego. Mam nadzieję, że nikt się na mnie nie obrazi, ale uważam, że macierzyństwo to dla kobiety okres intelektualnego regresu. Dopiero kiedy moja młodsza córka Jadzia pójdzie we wrześniu do przedszkola, będę miała czas na wycieczki do kina. Tak było w przypadku pierwszej córki, dziewięcioletniej dziś Leny. Gdy wyprawiłam ją z tornistrem, chodziłam na trzy seanse pod rząd. Pamiętam nawet jeden z pierwszych filmów, który wtedy obejrzałam: genialny czeski "Musimy sobie pomagać" Jana Hrebejka. Byłam sama w kinie. Totalnie zwariowałam. Może z powodu towarzyszącej mi euforii uważam, że to najlepszy film świata! Później zafascynował mnie "Powrót" Andrieja Zwiagincewa. A ostatnio, gdy z Leną leżałyśmy chore w domu, obejrzałyśmy razem "Piąty element". Zachwycił ją też "Kingsajz". Chciała od razu oglądać jeszcze raz.

Kulinaria

Moje kulinarne eksperymenty nierozerwalnie wiążą się z pewną pozycją wydawniczą. Od 10 lat prowadzę dom, debiutowałam w tej roli jako studentka trzeciego roku. Byłam w ciąży, miałam niecałe 22 lata. Na drugim semestrze studenci aktorstwa mają zajęcia ze starszymi o rok studentami reżyserii. Nikt nie zaproponował mi wspólnej pracy na zaliczenia. Potwornie się bałam, że należy porzucić marzenia o zawodzie aktorki... Byłam w rozsypce, nie mogłam się skupić. A wiedziałam, że muszę coś robić, bo zwariuję. Wpadła mi w ręce fajna książka "Nastolatki gotują" i od razu stalą się moją biblią, a ja zostałam mistrzynią nieskomplikowanych dań na każdą kieszeń. Na podstawie tej książki gotuję do dziś.

Zaczęłam

nosić wysokie obcasy, przygotowując się do roli w "Miss HIV" w Le Madame.

To było krótko po urodzeniu drugiego dziecka. W spektaklu noszę 10-centymetrowe szpilki, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Poczułam się jak zupełnie inny człowiek. Bo nie tylko chodziłam inaczej. Zupełnie inaczej mówiłam, oddychałam i znalazłam w tym ogromną przyjemność. Od tamtej pory kupiłam sobie trzy pary szpilek. Absolutnie zgadzam się z teorią, że krawiectwo, moda haute couture to wielka sztuka. Zazdroszczę innym znajomości tkanin i ich właściwości. W teatrze uwielbiam pracować z kostiumologami. Oni mają władzę nad aktorem, są jak reżyser i psycholog w jednym. Potrafią zmienić aktora nie do poznania.

MARIA SEWERYN - aktorka filmowa i teatralna, rocznik 1975. Miała 17 lat, gdy zadebiutowała w filmie Radosława Piwowarskiego "Kolejność uczuć". Następna rola filmowa - w "Matce swojej matki" Roberta Glińskiego (u boku Krystyny Jandy) -przyniosła jej nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni w 1996 roku. Obecnie gra w warszawskich teatrach Polonia i Montownia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji