Artykuły

Życie demonów

"Lincz" w reż. Agnieszki Olsten na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku.

Agnieszce Olsten interpretującej jednoaktówki Yukio Mishimy w spektaklu "Lincz" we wrocławskim Teatrze Polskim, chodzi o tajemnicę. O skłonność do perwersji i hipokryzję w jej ukrywaniu

Oglądamy trzy niedługie sceny, w których bohaterowie niczym popsute androidy odgrywają samotność i pustkę, gdyż na Scenie na Świebodzkim bohaterowie Mishimy nie żyją, lecz są. Egzystują niczym zombi. Najpierw wchodzimy do szpitalnej sali, okrążając czarny sześcian o chropowatych ścianach. Przez szczeliny widać pielęgniarkę wtuloną w ciało kobiety. To bezwolna pani Aoi. Siadamy. Spomiędzy nas wchodzi w światło mężczyzna. Odwiedza żonę, która miała zapaść. Ale oprócz nieruchomego ciała okrytego szpitalną pościelą w zapaści są także pozostali bohaterowie. Mizdrząca się niczym prowincjonalna gęś pielęgniarka lesbijka. Obierający mechanicznie pomarańcze, znudzony chorobą mąż. Kochanka z dawnych lat. Miłości nie ma. Pozostał głód seksu. Ekipa techniczna demontuje przegrodę. Przechodzimy na drugą, równoległą widownię. I wtedy zdumiewa cisza w tym spektaklu. Chyba najbardziej przejmujący bohater wieczoru. Patrząc na sterylne obrazy rozkołysanych gałązek wyświetlane z projektorów, słyszymy ciszę i siebie - burczenie żołądków, głośne oddechy, westchnienia, zniecierpliwione szuranie stóp. Fizjologia wypełnia czarno-białe pudło sceny. Starzejąca się malarka (Ewa Skibińska) bazgrze flamastrem po upstrzonej plamami liści podłodze. Walczy o miłość wariatki codziennie czekającej na dworcu na kochanka, który przepadł przed laty. Obie walczą o trwanie snu. Wariatka nie wypuszcza z ręki wachlarza, pamiątki po kochanku. Miota się niczym pies na smyczy. Półnaga Hana-ko Dagmary Mrowieć i zabrudzona krwią po próbie samobójczej artystka Skibińskiej (najbardziej wyrafinowana postać wieczoru) składają swoje lęki niczym papier i klocek drzeworytu posmarowany farbą.

Ostatnie wejście techników. Rozkładają szklany sześcian. Przyglądamy się licytacji gigantycznej szafy-garderoby. Szafy-lustra, bo odbijają się w niej nasze postacie, w której mieszkają demony męskiego seksu. Obok Lollobrigida (Ewa Kamas) i Klient (dawno nieoglą-dany Ferdynand Matysik) w zimowym paltociku. Przebijają oferty. Słyszymy o wolności i destrukcji miłości homoseksualnej. O prywatności pożądania, pokusy, bólu. "Lincz" we wrocławskim Teatrze Polskim to dziwny spektakl. Fascynujący "Wachlarz" obok kiepskiej "Pani Aoi" i zbyt histerycznej "Szafy". W sumie 1/3 dramatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji