Artykuły

Człowieczeństwo wzięte w cudzysłów

Jak sprawić, by widzowie do końca byli trzymani w niesłabnącym napięciu, tak jakby twórcy trzymali na ich gardłach ostry i zakrzywiony nóż pytań o człowieczeństwo? - o "Osaczonych" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi pisze Łukasz Pięta z Nowej Siły Krytycznej.

Co to w ogóle znaczy być "człowiekiem"? Czy "człowiek" byłby zdolny, jak zwierzę rozerwać komuś szyję i jeść jego mięso, włókno po włóknie, ciesząc się, że dzięki zdolnościom łowieckim nie umrze z głodu? Oglądając spektakl "Osaczeni" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze im. St. Jaracza w Łodzi wciąż powracała do mnie myśl, że przecież żadne zwierzę nie zabija bez powodu; co najwyżej w obronie własnej lub po to, by się najeść. Na czym więc polega istota tego, że myślimy o sobie w kategoriach dobrotliwych królów wszystkich gatunków ziemskich lub najinteligentniejszych panów świata - na czym polega górnolotna istota "człowieczeństwa"? Owszem, jesteśmy "humanitarni" nie zabijając własnymi rękoma kurcząt, świń, czy krów, chociaż jemy je z apetytem. Robimy to po cichu, jak najmniej boleśnie, chociaż pamiętać trzeba, że nawet najbardziej bezgłośna śmierć pozostaje, tak czy inaczej, śmiercią.

Trudno nam jednak myśleć o ludziach, jako o gatunku "humanitarnym", kiedy słyszy się, do czego są zdolni w momencie, gdy zostaną poddani okrucieństwom wojny. Kiedy słyszymy o najwymyślniejszych sposobach zadawania tortur czy śmierci lub kiedy słyszymy o zbiorowych mogiłach młodych żołnierzy (nie ważne czy rosyjskich, czy czeczeńskich) przed którymi mogło być jeszcze całe życie. W tym momencie trudno mówić o jakichkolwiek usprawiedliwieniach w stylu: "człowiek w ekstremalnych sytuacjach ma wyprany mózg, więc przestaje myśleć". Trudno o tym mówić, bo ktoś te "ekstremalne sytuacje" stwarza.

Władimir Zujew w swojej sztuce "Osaczeni" doskonale uwidacznia grę przeciwieństw tego, co "człowiecze", a co "zwierzęce", przenosząc czytelników w świat współczesnej Rosji, jaka dla wielu młodych mężczyzn, którzy walczyli w wojnie z Czeczenią stała się miejscem nieprzyjaznym. Daleka od wybuchów niespodziewanych bomb, codzienna ojczyzna to kraj zachowujący dla nich pozorną normalność, a więc miejsce, w którym trudno żyć, kiedy przetrwało się koszmar wojny. Tutaj trzeba być poprawnym, zachowywać etykietę przy stole, pić w kieliszkach, a nie z gwinta... Tutaj trzeba wreszcie myśleć i zachowywać się jak człowiek... Ale co to znaczy? No właśnie.

Wesoły, jeden z dwóch głównych bohaterów sztuki Zujewa, jest jednym z licznych młodych Rosjan, którzy przeżyli koszmar wojny czeczeńskiej, gdzie człowiek musiał przestać myśleć, aby wrócić do domu. Paradoksalnie bowiem wszyscy ci, którzy, tak jak Jim, najlepszy przyjaciel Wesołego, "używali mózgownicy", nie wracali żywi. Nic więc dziwnego, że na wojnie proces "odczłowieczania" postępuje bardzo szybko. Po obejrzeniu spektaklu w Teatrze Jaracza, zastanawiam się jednak, na ile jest to "odczłowieczanie", czyli proces utraty prawdziwej natury, a na ile "uczłowieczanie", jakim byłby proces odkrywania oryginalnej, by nie powiedzieć, pierwotnej, natury, która przez wieki była coraz bardziej ukrywana za kolejnymi warstwami norm kulturowych - różnego rodzaju kindersztubami, savoir-vivre'ami, czy tzw. dobrymi obyczajami. Albowiem tu nie chodzi tylko o to, na ile jesteśmy "ludźmi", a na ile "zwierzętami", ale również o to, na ile wojna nas "odczłowiecza", a na ile "uczłowiecza".

Twórcy Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi porwali się zatem na bardzo trudny, aczkolwiek ważny, tekst. Znając poetykę sztuk, jakie dotąd oglądałem w tym teatrze, obawiałem się, czy aby "Osaczeni" nie będą epatowali nieokiełznaną i bezcelową przemocą agresywnego grania, do czego niestety Teatr Jaracza ostatnimi latami przyzwyczaił widzów aż nazbyt. Po obejrzeniu przedstawienia muszę jednak przyznać, że zarówno aktorzy ( Sambor Czarnota, Kamil Maćkowiak) jak i reżyserka Małgorzata Bogajewska poradzili sobie z zadaniem całkiem przyzwoicie. Na szczególną uwagę zasługuje scenografia Macieja Chojnackiego (brawa!), która surową oszczędnością formy bardzo żywo wciągała do świata przedstawionego spektaklu.

"Osaczeni" w Teatrze Jaracza to inscenizacja udana. Aktorzy wiarygodnie przedstawili postaci i Wesoły w wykonaniu Kamila Maćkowiaka naprawdę jest zagubionym w spokojnej Rosji wariatem, który wciąż ma "jazdy" związane z wojną, jaka wciąż dzieje się w jego głowie, a Łarik Sambora Czarnoty jest młodym cywilem, który fartem wyłgał się od wojska, przez co nie musiał przechodzić przez jej okrucieństwo. Momentami sceny są doskonale wypunktowane i ogląda je się z prawdziwą przyjemnością. Scenografia natomiast robi jeszcze większe wrażenie, gdy ożywiana jest przez światła, dźwignie maszynerii teatralnej, ziemię, jaka wydobywa się z zapadni lub wodę ściekającą z podwieszonych pod sufitem natrysków.

Nawet jeśli zebrać wszystkie te komplementy, jakie można snuć na temat "Osaczonych" w Teatrze Jaracza w Łodzi, to jednak czegoś w nich brakuje. Nie mówię bynajmniej ani o rzetelności w ukazywaniu emocji i relacji, które już w tekście pociągnięte są grubą kreską, ani o rzetelności w ukazywaniu współczesnej Rosji, bo twórcy prezentując całą akcję sztuki na małym kwadracie sceny złożonej z kilku podestów, dali widzom wyraźny znak, że skupiają się na zuniwersalizowaniu opowieści. Myślę raczej o kwestii technicznej, jaką jest rytmu całego spektaklu. Mimo, że "Osaczeni" Małgorzaty Bogajewskiej pozostawiają w pamięci dobre wrażenie, skłaniając do refleksji na temat sensu wojny, to jednak wydają się przedstawieniem za długim, a przy końcu wręcz nużącym. Trochę szkoda, że cała para ekspresji idzie w pewnym momencie w gwizdek i niczemu nie służy; szkoda tym większa, że widzowie ziewają właśnie wtedy, kiedy przedstawienie powinno być najbardziej interesujące. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że aktorzy, grając w bardzo wyczerpujący sposób, w pewnym momencie zwyczajnie tracą siły, aby prowadzić wszystkie emocje na równym poziomie cały czas. Mam jednak nadzieję, że przez kilka kolejnych wieczorów teatralnych, spektakl ten nabierze właściwego rytmu, żeby nie powiedzieć rozpędu. Dopiero wówczas widzowie od początku do końca będą trzymani w niesłabnącym napięciu, tak jakby twórcy trzymali nóż na ich gardłach - ostry i zakrzywiony nóż pytań o "człowieczeństwo" wzięte w cudzysłów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji