Artykuły

Romantycznie czy komicznie?

"Napój miłosny" w reż. Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.

Opera buffa musi być lekka i dowcipna. Kiedy tego zabraknie, pozostają tylko piękne melodie Donizettiego. Tak się stało w Warszawskiej Operze Kameralnej.

Nie wszyscy wykonawcy piątkowego wznowienia "Napoju miłosnego" w WOK potrafili odnaleźć się w konwencji opery komicznej. Nie jest to zadanie łatwe, jeśli nie posiada się wrodzonego zmysłu komicznego czy scenicznego temperamentu. Zadania nie ułatwia w tym spektaklu także reżyseria Jitki Stokalskiej i oprawa plastyczna - cukierkowa do mdłości, z założenia kiczowata. Naiwne pomysły reżyserki nie wsparte pięknym śpiewem i vis comicą śpiewaków to za mało, by spektakl zyskał aprobatę publiczności. Niestety, ten "Napój" w wielu momentach wykazywał znaczne braki w recepturze, jakby niektóre z wyszukanych i niezbędnych składników naprędce zastąpiono czymś innym.

Leszek Świdziński w tenorowej partii Nemorina był wyjątkowo niedysponowany i nieprzygotowany do występu, bo niejednokrotnie w ogóle nie potrafił się odnaleźć w partyturze. Nie był także zdecydowany, czy chce być postacią romantyczną czy komiczną. Szkoda, bo artysta ten wielokrotnie udowadniał, że jest prawdziwym zwierzęciem scenicznym.

Przyzwoicie z rolą Adiny, ukochanej Nemorina, poradziła sobie Marta Wyłomańska, choć to partia nie bardzo trafiająca w jej emploi i warunki głosowe. Sopranistce dużo lepiej pasują role bardziej dramatyczne, dlatego też jej Adina zamiast lekko przemykać w meandrach miłosnej gry i brawurowych koloratur, zbyt często stawała się tragiczną heroiną.

Po początkowych trudnościach z opanowaniem tremy w roli chwackiego sierżanta Belcore udanie wystąpił Robert Szpregiel. Ten młody baryton wciąż szuka swojej drogi na scenie WOK - ma duży potencjał, ale nie zawsze potrafi go w pełni wykorzystać. W "Napoju" mógłby pokazać więcej piękna swojego głosu, niestety skupił się na błaznowaniu. Nie zawiódł Andrzej Klimczak jako szarlatan Dulcamara - on jeden wie od A do Z, jak śpiewać w operze buffa, gdzie znaleźć granicę między błazenadą i komizmem i dodać do tego nutkę tajemniczości.

Miejmy nadzieję, że zespół opery dopracuje jeszcze szczegóły wykonania "Napoju miłosnego", nim uda się z nim na tournée za granicę, bo również w grze orkiestry pod batutą Rubena Silvy zdarzały się rzeczy dziwne, które z całą pewnością nie wyszły spod ręki Donizettiego. Skoro nie udało się obecnie pozyskać do obsady śpiewaków z premiery, czyli Tomasza Krzysicy i Jarosława Bręka, to należy tym większą wagę przyłożyć do precyzji w grze orkiestry oraz śpiewu chóru. Ten ostatni w piątek sprawował się całkiem dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji