Artykuły

Zbiór fiszek na zadany temat

Jeśli już samplować, to umiejętnie, żeby nie wyglądało to na wrzucenie do wora jak leci wszystkiego, co tylko było "na temat". Inaczej spektakl staje się atakowaniem publiczności zestawem zagadek, łatwych zresztą do rozwiązania. Intelektualna pożywka z tego jest średnia, a poruszany problem (w przypadku "Omyłki" - obcy jako źródło zła i kozioł ofiarny) nie nabiera intensywnych barw - o "Omyłce" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Powszechnym w Warszawie pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

Pomysł jest ciekawy: Paweł Demirski z Wojtkiem Klemmem pożenili z sobą teksty Bolesława Prusa i Marii Konopnickiej. Przekaz bardziej subtelny z czystą ideowością. "Omyłka" Prusa mówi o człowieku żyjącym z piętnem szpiega, podczas gdy jego jedyną winą jest trzeźwe, antyromantyczne spojrzenie na sprawę zrywu narodowego. "Mendel Gdański" Konopnickiej to, jak nas nauczono w szkole, kwestia żydowska. Z obydwu tekstów zostało w spektaklu niewiele, twórcy wydestylowali z nich głównie strach przed mitycznym obcym. Strach pozbawiony racjonalnych korzeni i narastający wbrew wysiłkom rozumu.

Dlatego też nikt nie słucha płomiennej mowy Mendla (Andrzej Konopka), jego adwersarz (Kazimierz Wysota), arcypolski wąsacz, w najlepsze gada swoje. Racje "obcego" brzmią rozpaczliwie wśród wyszczekiwanych przez resztę postaci list zarzutów. Problem w tym, że gdy reżyserzy (nie tylko "Omyłki") bardzo chcą wydobyć i skrytykować najaktualniejsze bolączki polskiego społeczeństwa, zawsze kończy się to tym samym chwytem. Ile razy można oglądać na scenie plującego agresją człowieka, który miesza z błotem Żydów, pedałów, i Niemców, a wśród licznych postulatów wysuwa zakaz aborcji i rewizję lektur szkolnych? Tutaj jest to ubrany w czerwoną koszulkę z orzełkiem i napisem Polska - jakże oryginalnie - Krzysztof Szczerbiński. Śmiech części widowni świadczy najprawdopodobniej o tym, że stykają się z taką postacią po raz pierwszy, lecz pewnie nie będzie im już wesoło, gdy spotkają ją po raz drugi, piąty czy dziesiąty. Nie będzie to jednak poczucie grozy, a znużenie i zobojętnienie. Chyba nie taki jest cel twórców teatralnych, dlaczego więc ich krytyka posługuje się tylko tym jednym, tak już oklepanym, narzędziem? Czy widz jest idiotą, żeby rąbać mu tak wprost między oczy, bo inaczej nie zrozumie lub nie będzie rechotał tak ochoczo?

Szkoda, bo w "Omyłce" przeplatają się sceny zarówno szyte podobnie grubymi nićmi, jak i takie, w których twórcy subtelniej operują materiałem. "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz", zakończenie wojowniczej mowy powtarzanej przez Szczerbińskiego i Adama Woronowicza, pochodzi przecież od tej samej autorki, która manifestacyjnie objęła swym miłosierdziem Mendla Gdańskiego. Nauka, jaką pobiera Antek (Piotr Ligienza), niezauważalnie zaczyna pachnieć prostackimi posunięciami Ministerstwa Edukacji. Mendel-Obcy-Szpieg, cokolwiek zrobi i tak nie uciszy strachu, jaki budzi w innych. Może przyjąć narzuconą mu rolę straszydła i groźnie tupać z góry, stojąc na pochylni - może też podjąć próbę przypodobania się i wyryczeć parę taktów ze "Skrzypka na dachu". Wszystko jedno, ostatecznie i tak albo skończy się to pogromem (przywołany zostaje absurd kieleckiej rzezi Żydów w 1945 roku), albo kontrzarzutami, które przybiorą formę groteskowej walki na teczki. Ale jeszcze mamy ekrany, na których wyświetlani są aktorzy w codziennych sytuacjach, lub też monologujący do trzymanej przez samych siebie kamery, mamy popijawę, mamy rozbieranie perorującego Szczerbińskiego aż do majtek. Wszystko pięknie, gdyby to jeszcze nie było tak bezwstydną zrzynką z Franka Castorfa, z którym współpracował Klemm. Strategia niemieckiego reżysera, polegająca na sięganiu po zakurzone teksty literatury narodowej i szukaniu w nich sensów, które mimo upływu czasu nie tracą ważności, jest, rzecz jasna, godna naśladowania. Trochę mniej udaje się Klemmowi tworzenie postaci scenicznych jako amalgamatu ról i osobowości odgrywających je aktorów (aktorzy raz po raz wychodzą z roli, zwracając się do siebie przy użyciu swoich prawdziwych imion). A już niektóre sceny są niemal żywcem ściągnięte ze spektakli dyrektora Volksbühne.

A zresztą, Castorfa masowo kopiują w teatrach w Niemczech. Dlaczego więc nie mielibyśmy go kopiować w Polsce, w końcu jak samplować, to na całego! Nie mam nic przeciwko tej metodzie, wręcz przeciwnie. Dzięki niej na scenie wychodzą naprawdę ciekawe rzeczy, o ile tylko używa się jej umiejętnie. Nie wystarczy zebrać wszystkiego, co akurat pasuje do zadanego tematu i po prostu wrzucić tego na scenę oczekując, że ta mikstura jakoś sama zagra. Aktorzy, owszem, grają świetnie (zwłaszcza Konopka). Ale to, co mają do grania, to właśnie taki zestaw fiszek "na temat", albo chociaż "trochę na temat". Tematu pogłębionego, naprawdę poruszającego w "Omyłce" nie znajdziemy. Jest tylko powierzchowne rzucanie hasłami, a to za mało, żeby powstała wstrząsająca diagnoza o "kraju w strachu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji