Artykuły

Łódź. Problem z benefisem Andrzeja Żarneckiego

Andrzej Żarnecki, aktor Teatru Nowego, będzie świętował 50-lecie w zawodzie poza rodzimą sceną. Mało któremu aktorowi w Polsce udaje się świętować taki jubileusz. Większość artystów odchodzi do tego czasu z zawodu, bo nie ma siły, żeby dalej grać. Z kolegów Żarneckiego występują już tylko: Jan Kobuszewski, Zbigniew Zapasiewicz i Janek Matyjaszkiewicz.

- Dożyłem tego jubileuszu, bo wcześnie zaczynałem - śmieje się aktor jubilat. Żarnecki grał na scenie jeszcze jako student Wydziału Aktorskiego warszawskiej PWST w 1954 r. Z dyplomem w ręku stanął na deskach dwa lata później. Od tamtego czasu zagrał blisko sto ról na scenie. W 1975. r trafił do Teatru Nowego w Łodzi, gdzie za dyrekcji Kazimierza Dejmka grał we wszystkich jego spektaklach. Pięć lat później wrócił do Warszawy. Ponownie do Nowego przeniósł się w 2000 r., znów za sprawą Dejmka. Jesienią ubiegłego roku zagrał główną rolę w "Rozbitym dzbanie", który reżyserował dyrektor artystyczny Nowego - Jerzy Zelnik. Przy tej okazji aktor przypomniał dyrektorowi o swoim jubileuszu. Zaproponował, że zrobi ze swoim udziałem spektakl "Ostatnia taśma Krappa" Samuela Becketta. Przedstawienie zostało wpisane do repertuaru. Huczna premiera miała mieć miejsce 31 marca. Jednak spektakl został skreślony z repertuaru. Dlaczego? - Sprawa rozbiła się o pieniądze - wyjaśnia Zelnik. - Mieliśmy jeszcze pewne obciążenia z poprzedniego sezonu: hotele, delegacje, nadgodziny. Poza tym dużo kosztowały nas "Termopile polskie". Teraz większość pieniędzy pójdzie na promocję przygotowywanej premiery "Wesela" w reżyserii Ryszarda Peryta. Dla pana Andrzeja mogliśmy najwyżej przygotować jednorazowy wieczór. Na to było nas stać. Natomiast zrobienie spektaklu rozsadziłoby budżet teatru.

W tej sytuacji dyrekcja Nowego zaproponowała aktorowi, żeby sam zebrał ponad 30 tys. zł, a wtedy będzie mógł zrobić jubileuszowy spektakl. Żarnecki: - Benefis będzie, ale nie w teatrze.

31 marca aktor pokaże spektakl Becketta (wykupił licencję za własne pieniądze) w siedzibie nowego stowarzyszenia UniArt (ul. Rewolucji 1905 r. 78/80). - Do tej pory nie miałem benefisu. Nigdy nie byłem lubiany, ani za tej władzy, ani za poprzedniej - wyznaje aktor. - Przykro mi, że Teatr Nowy ma coraz mniej wspólnego z tym teatrem, któremu przysporzyłem dobrego imienia przed laty.

W 2005 r. 60-lecie pracy artystycznej w Nowym świętowała Maria Białobrzeska. W przyszłym roku 50 lat na scenie minie Michałowi Szewczykowi, aktorowi Teatru Powszechnego w Łodzi. Artysta nie chce rozmawiać o problemie jubileuszu zasłużonych artystów, ale przyznaje, że "jest na siłach sprostać swojemu benefisowi".

W Jaraczu od lat nie było hucznego benefisu dla aktorów seniorów. Barbara Wałkówna, która debiutowała w 1954 r., wciąż jest angażowana do nowych spektakli i gra nawet w filmach.

O jubileuszach wiekowych aktorów zgodził się porozmawiać, ale nie pod nazwiskiem, jeden z dyrektorów łódzkich teatrów. - Z tym jest generalnie problem - przyznaje. - Nawet jeśli ktoś jest dziarskim staruszkiem, nie wiadomo, co będzie następnego dnia. Jak długo utrzyma się w repertuarze spektakl przygotowywany na jubileusz. Zdarzają się aktorzy, którzy nie chcą jubileuszu, bo nie czują się na siłach. To problem bardzo poważny dla każdego dyrektora. Chodzi o to, żeby nie zranić tych starszych ludzi, którzy całe swoje życie oddali aktorstwu.

Stanisław Michalski , aktor gdańskiego Teatru Wybrzeże, od 52 lat w zawodzie: - Też nie miałem hucznego jubileuszu w teatrze, tylko wydano książkę wspomnieniową o mnie. Dyrekcja usprawiedliwiała się brakiem pieniędzy i piętrzyła kłopoty. Ze starszymi aktorami postępuje się zgodnie z zasadą "murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". Żałuję, że teatr tak dziadzieje i nie potrafi uczcić swoich zasłużonych aktorów. Może jeszcze warszawskie gwiazdy mają jubileusze? Pamiętam dobrze Andrzeja ze szkoły. Niech się trzyma na duchu i robi swoje. Starość jest smutna, ale nie można się jej poddawać, zwłaszcza w naszym zawodzie. Dlatego wciąż pracuję w teatrze, chodzę po szkołach na spotkania, bo mnie zapraszają, tylko pytają, ile to kosztuje. A ja nic nie biorę, bo z przyjemnością spotykam się z młodzieżą. W ten sposób nie daję o sobie zapomnieć. Tylko, żeby Bóg dał zdrowie. To jest najważniejsze, czego i Andrzejkowi życzę.

Krzysztof Jasiński, dyrektor artystyczny Teatru Stu w Krakowie, reżyser telewizyjnych benefisów: - Andrzej Żarnecki to wybitny artysta, szanuję jego dokonania. Przykro, że tak chamieją teatralne obyczaje. Panuje moda na dowalanie starym za wszystko. Pozostaje tylko uśmiechnąć się i poczekać na lepsze czasy. Jeśli jakiś dyrektor mówi dyrdymały o braku pieniędzy, to znaczy, że jest kiepskim dyrektorem. Aktor jest od grania, a szef od zapewnienia funduszy. 50-lecie to wyjątkowy jubileusz. Andrzej wciąż jest w dobrej formie. Kłaniam mu się nisko i pozdrawiam. Żałuję, że sam nie organizuję mu imprezy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji