Artykuły

Zagrożona reforma warszawskich teatrów

W kulisach stołecznych scen rozegrała się ostra batalia między tradycjonalistami a zwolennikami zmian. Autor reformy miejskich teatrów Jacek Weksler musi odejść z ratusza - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Taka decyzja zapadła po rozmowie z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz. Wśród celów reformy było przekazanie dyrekcji Studia Krystianowi Lupie, stworzenie nowego teatru dla Krzysztofa Warlikowskiego oraz przejście Agaty Siwiak i Grzegorza Niziołka ze Starego w Krakowie do Teatru Na Woli. Uwagę widzów skupiono jednak tylko na oburzającym skandalu w warszawskim Teatrze Powszechnym, gdzie młody kierownik literacki Robert Bolesto w żenującej prowokacji obraził patrona sceny Zygmunta Hübnera. Problem polega na tym, że sprawa, która zdarzyła się w listopadzie 2006 r. - wydawałoby się, że już rozwiązana - została z hukiem nagłośniona w minionym tygodniu po serii anonimowych listów. Może to przypadek, ale w czasie, kiedy decydowała się przyszłość ważnych stołecznych scen, listopadowy incydent zwolennicy tradycyjnego teatru wykorzystali jako argument przeciwko reformatorom. Nie da się wykluczyć, że konsekwencje zachowania trzeciorzędnej w życiu teatralnym postaci Bolesty wpłynęły na ostatnie decyzje prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która w PO reprezentuje konserwatywne skrzydło. Faktem jest, że po krótkim okresie współpracy rozstała się ona "pokojowo i za porozumieniem stron" z Jackiem Wekslerem, szefem miejskich teatrów, autorem programu rewolucyjnych zmian na mapie kulturalnej - powstałym jeszcze, gdy stolicą kierował jako komisarz Kazimierz Marcinkiewicz z PiS.

To właśnie wtedy powstał pomysł, by Centrum Sztuki Studio im. Witkiewicza, które było domem dla takich wybitnych twórców, jak Józef Szajna i Jerzy Grzegorzewski, przejął znowu inscenizator światowego formatu. Tak pojawiła się kandydatura Krystiana Lupy. Weksler proponował, by przejął on Studio i wraz ze zdolnymi twórcami młodego pokolenia stworzył tu centrum poszukiwań artystycznych promieniujące na cały kontynent.

Drugim kluczowym posunięciem planu było stworzenie nowego teatru dla Krzysztofa Warlikowskiego. Zyskał on przez ostatnie lata sławę jednego z najważniejszych w światowym teatrze twórców średniego pokolenia. Gdy rok temu proponowano mu dyrekcję Studio, stało się oczywiste, że brak własnego miejsca pracy i dzielenie kameralnych Rozmaitości z ich szefem Grzegorzem Jarzyną hamuje perspektywy rozwoju obu inscenizatorów. A przecież w ostatniej dekadzie to właśnie oni dokonali najważniejszych artystycznych zmian w naszym życiu teatralnym.

Kolejnym punktem było powołanie nowego kierownictwa w Teatrze Na Woli - Agaty Siwiak i Grzegorza Niziołka ze Starego Teatru, animatorów festiwali b@zart i re_wizje. Mieli oni otworzyć wolską scenę na zespoły alternatywne i odnowić Warszawskie Spotkania Teatralne. Sprawa wolskiej dyrekcji zaczęła się komplikować, gdy przeciwko kandydaturze Agaty Siwiak wystąpił ZASP, potem zaś nie zgodził się na powołanie jej bez konkursu minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski. Ważnym szczegółem w tej sprawie było poparcie, jakiego udzielił dwójce kandydatów Krystian Lupa. Ich atuty poznał w Starym Teatrze. Po nominacji prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz zdecydowali się opuścić Stary Teatr. Dziś duet, do niedawna współtworzący artystyczne oblicze jednej z dwóch narodowych scen w kraju, jest bez pracy, został na lodzie. Lupa miał powiedzieć, że starczy ofiar. Szanse na jego przejście do Warszawy zmalały do zera. Publicznie nie chce udzielać komentarzy.

- Nie wiem, czy Kazimierz Marcinkiewicz wykorzystywał nasze nazwiska, by zbudować polityczny wizerunek podczas wyborów - mówi Krzysztof Warlikowski. - Ale jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie ze względów propagandowych dbała tylko o mosty i szpitale, a zapomni o kulturze, oznaczać to będzie kompromitację Platformy Obywatelskiej. Przypomnę, że Jacek Weksler najpierw musiał odejść z TVP, gdzie stworzył kanał Kultura, a teraz ma opuścić ratusz, gdzie myślał o przyszłości warszawskiej kultury. Kiedy trwają polityczne zapasy między partiami, liczą się tylko personalne rozgrywki. Demokracja nie ma znaczenia, a my, artyści, jesteśmy traktowani jak kukiełki.

Oficjalnie prezydent Warszawy nie ma jeszcze kandydata na szefa stołecznego Biura Muzyki i Teatru. Nieoficjalnie mówi się, że największe szanse mają Małgorzata Zakrzewska, przewodnicząca Komisji Kultury i Promocji Warszawy, Barbara Borys-Damięcka, szefowa Teatru Syrena i Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów oraz aktorka Sławomira Łozińska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji