Artykuły

Widz pełen wątpliwości

Spektakl można odczytać zarówno jako coś niezwykłego, wyłom w zwykle tradycyjnej szkolnej scenie - jak i poroniony pomysł, który kłamliwie oszałamia widza, nie pozwalając mu na chłodną ocenę - o "Ustach pełnych ptaków" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Collegium Nobilium pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

Trzeci spektakl dyplomowy studentów wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej zapowiadał się równie odważnie, co niepokojąco. "Usta pełne ptaków" autorstwa Caryl Churchill (autorka znana przede wszystkim z nieudanego "Egzemplarza" wystawionego w Teatrze Powszechnym) i Davida Lana nie były dotąd wystawiane w Polsce. Wielka niewiadoma Kolejna sprawa: do współpracy z adeptami aktorstwa zaproszono nie któregoś z "etatowych" reżyserów szkolnej sceny, lecz - Pawła Szkotaka, twórcę offowego Teatru Biuro Podróży. Trzeba więc przyznać, że zawiadujący Collegium Nobilium wykazali się krzepiącą odwagą i otwartością, której często brakowało w poprawnych dyplomowych produkcjach. I co z tego wynikło?

Czym jest sam ten tekst? Trudno powiedzieć, ile w nim nietypowego przedstawienia autentycznej męki, a ile - zwykłej grafomanii. Złożony z kilkudziesięciu scenek, zdaje się chwilami ukazywać spajający je wątek, by zaraz porzucić widza z pustymi rękami. Mamy garść postaci, częściowo pracowników korporacji (nieprzypadkowo zajmującej się mięsem - współczesność jest tu przenikana przez wątki z "Bachantek"), wśród których tanecznie krąży Dionizos (Adam Krawczyk), zarażając ich szaleństwem. Nieszczęśliwa żona Lena (zdecydowanie najlepiej wykreowana postać w spektaklu - Katarzyna Dąbrowska), podjudzana przez boga, snuje fantazje o zabiciu swego dziecka, podczas gdy jej mąż - popijający herbatkę biznesmen pod krawatem Roy (Karol Pocheć) ekscytuje się wizją kłótni ze swoim dłużnikiem, pewnie szefem. Akupunkturzystka Yvonne (Karolina Nolbrzak), pytająca ze złością pacjentów: "co was tak wkurza?", pogrąża się w alkoholizmie, inny biznesmen, Paul (Paweł Ciołkosz), zarabiający przecież na przemyśle mięsnym, bez pamięci zakochuje się w jednej ze świń. Jest też wątek transgresyjny, związany z postacią hermafrodyty Herculine/Abla Barbin (Monika Węgiel), dziewczyny w groteskowej sukience, skrywającej pokaleczone ciało mężczyzny. W sukienkę przebierze się Penteusz (Łukasz Chojęta), przedtem bezrobotny odstający od środowiska, gdzie każdy jest w jakiś sposób zatrudniony.

Wszystkie te postaci to jednak preparaty, najdziwniejsze z dziwnych składniki tak dobrane, by stworzyć jak najbardziej wyrafinowaną miksturę szaleństwa. Ich tożsamość nie jest wyrazista, ginie w odmętach poszarpanej struktury dramatu. Ten fakt stawia młodych aktorów przed sporym problemem. Nie bardzo wiedząc, jak grać, ratują się powielaniem postaci stworzonych przez siebie w poprzednich dyplomowych spektaklach (przede wszystkim Paweł Ciołkosz, bezradny i podatny na zranienie jak Franz z "Pułapki") albo uciekają się do najprostszych środków ekspresji, na przykład przepełnionej bólem recytacji agresywnie wymierzonej w widza (Agata Wątróbska, ale i inne aktorki). Wyróżnia się wspomniana już Katarzyna Dąbrowska, która w długiej i męczącej scenie pseudorozmowy z mężem ukazuje prawdziwe, a nie tylko uzyskane sztampowymi znakami, szaleństwo; wydaje się, jakby autentycznie rozpadała się na kawałki.

Cała pozaaktorska warstwa spektaklu pomyślana jest świetnie. Scena Collegium Nobilium wydaje się większa niż zwykle, dzieje się tak za sprawą białych słupów i podwyższenia po lewej stronie, gdzie ćwiczące na stepperze postaci zdają się fruwać w powietrzu. Ekran emituje prostą grę komputerową, jedyny odpoczynek dostępny dla umęczonych pracowników korporacji - albo popsuty zegar elektroniczny, krążący błędnie między minutą siódmą a ósmą. Wziętą z sennego koszmaru scenografię autorstwa Agnieszki Zawadowskiej dopełnia opracowana przez Bartosza Borowskiego muzyka, która zagnieżdża się w umyśle widza i długo nie chce go opuścić.

Wrzuceni w to wszystko aktorzy zdają się z jednej strony cieszyć odmiennością zadania, jakie przed nimi postawiono, z drugiej - są wyraźnie zagubieni. Początek spektaklu to mocne, wypełnione tańcem (ruch sceniczny - Leszek Bzdyl), pewne wejście (swoją drogą, dlaczego tak rzadko daje się adeptom aktorstwa możliwość podobnego wyrażenia potencjału tkwiącego w ich ciałach?). Później ta energia chowa się, speszona. Kolejne sceny pachną często banałem - szaleństwo w związku, który przeżywa kryzys, nieludzka korporacja, terapeutyczne spotkanie ludzi uczących się asertywności. Mit krwawej śmierci Penteusza jest tu nowym odczytaniem, czy trikiem autorów, pragnących podeprzeć swój wątły tekst uznanym w kulturze uzasadnieniem? Myślę, że tego wieczoru zarówno aktorzy na scenie, jak i my na widowni zastanawialiśmy się, czym jest to coś, w czym bierzemy udział.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji