Artykuły

Z komedii - tragedia

"Ona zrobiła z komedii tragedię" sykali niektórzy widzowie zaledwie moment po tym, jak aktorzy zeszli po ukłonach ze sceny. Nowy spektakl w Teatrze Polskim na pewno nie jest dla tych, którzy "Moralność pani Dulskiej" kojarzą z miłym i wesołym wieczorem w teatrze. To dla tej akurat placówki spora odmiana - o spektaklu "Dulscy z o.o." w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polskim w Warszawie pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

"Dulscy z o.o." na pewno nie są spektaklem genialnym, ale zdecydowanie odstają od pozostałych produkcji prezentowanych w Polskim. Na próżno oczekiwać po nich zarówno bezpiecznej inscenizacji klasyki, jak i zaskakująco nowych odczytań. Ale z pewnością zasługują na uwagę.

Reżyserka Marta Ogrodzińska stworzyła swój spektakl z konsekwencją: postacie uwspółcześniła nie tylko poprzez stroje, ale też zmieniła otoczenie rodziny Dulskich. Kamienica stała się firmą prowadzoną przez Dulską (Grażyna Barszczewska), elegancką kobietę w średnim wieku, która z wyrzucaną pracownicą (w dramacie - Lokatorka) rozmawia tylko przez komórkę. Te zabiegi reżyserskie nie są jedynie przebraniem starego tekstu w nowe ciuszki, zewnętrznym retuszem. Tworzą otoczkę, w której Ogrodzińska umieszcza współczesną rodzinę.

Rodzina dysfunkcyjna, kryzys komunikacji przerabialiśmy to już w teatrze wielokrotnie. Rodzina Dulskich także taka jest. Trochę przypomina luksusowe, albo chociaż należące do przedstawicieli wyższej klasy średniej przedsiębiorstwo, gdzie wystrój lokalu jest estetyczny i wysmakowany (wszechobecna biel, kryształowe żyrandole), z głośnika płynie muzyka klasyczna, a pracownicy mają siebie nawzajem w nieuleczalnie głębokim poważaniu. To nie jest nawet nienawiść, a zupełna obojętność. Prymitywnych uczuć nie pokryje wspaniała synchronizacja rodzinnych obrzędów (idealnie ustawiona zastawa stołowa i domownicy równocześnie zasiadający do posiłku). Ani też zewnętrzna dystynkcja w rodzaju mundurków prestiżowych szkół, jakie noszą Hesia i Mela (Katarzyna Glinka, Iza Kała). Siostry Dulskie w spektaklu są karykaturą karykatury, jaką była ich wersja dramatyczna. Aktorki odtwarzają te postaci tak, jakby chciały udowodnić posiadanie w swym warsztacie doskonale urządzonych szufladek o tytułach: "siostra zła i bystra" oraz "siostra dobra i głupia". Zatem Hesia to rozwydrzona i teatralnie nadpobudliwa pannica, a Mela - dziewczę skurczone w sobie, zajmujące mało miejsca i wyraźnie bojące się siostry, a nawet mniej seksownie od niej ubrane. Podobne schematy wyzierają co i rusz z całej pierwszej części spektaklu, obrazującej zimno, jakie panuje w tym "przedsiębiorstwie". Jak pani domu - to, co jakiś czas wskakuje na stepper, jak pan domu (Bogdan Potocki), to z samego jego wyglądu wiemy, że to nieprawdopodobny safanduła. Jednak widzom nie jest do śmiechu, gdy patrzą na to wszystko. Zwłaszcza w scenie posiłku, nieznośnej w oglądaniu: choć nie pada niemal ani jedno słowo, w powietrzu wyraźnie czuć pełne złośliwości napięcie.

Druga część "Dulskich" porzuca prostą karykaturę, by w powolnym tempie ukazać brak szans na reformę Dulskich. Rząd białych drzwi, za którymi przedtem zamykali się domownicy, unosi się teraz w górę i faluje leniwie, bezgłośnie. Ale to nie znaczy, że rodzinna komunikacja przepływa swobodnie i bez przeszkód. Między członkami rodziny, wyprostowanymi i snującymi się lunatycznie poza główną sceną, nadal panuje milczenie. Choć problem Hanki (często denerwująco niesłyszalna Anna Grycewicz) narasta i narasta, aż krzycząc o rozwiązanie go wspólnie przez całą rodzinę - ludzie ci zdają się coraz bardziej zamykać się w sobie. Wrażenie to sprawia chyba owo ich uparte i monotonne, ciche krążenie wokół sceny, na której Dulska wraz z Juliasiewiczową (Iza Kuna) naradzają się gorączkowo, co zrobić. Choć się mijają, Dulscy mogliby równie dobrze snuć się zamknięci we własnych pokojach; zdają się nie dostrzegać nawet fizycznej obecności tych innych. Choć trwają narady, przeprowadzane są rozmowy, ma się wrażenie narastającej, strasznej ciszy.

Ta część spektaklu jest dużo mocniejsza od poprzedniej, chociaż momentami za bardzo popisuje się wizualnością. Prawie namacalna jest nieustępliwość, z jaką "to podłe, to czarne" wchłania quasi-szlachetny odruch Zbyszka (Tomasz Borkowski). I nie jest to kwestia jego słabostki, maminsynkowatości może i niegodnej pochwały, ale też trochę zabawnej; jego uleganie jest czymś przerażającym, jakby przytłaczała go siła wielokrotnie go przerastająca. Czy ta siła to tylko "dulszczyzna", ta jedna, konkretna, samokontrolująca się rodzina (jak pewnie chciałyby wspomniane na początku oburzone panie), z której tak miło się pośmiać, jak z kuriozum w ogólnie zdrowej przyrodzie? Rodzina, gdzie wystarczyłoby wyplenić konkretne - łatwe do wskazania - kołtuńskie cechy, by zapanowało w niej dobro? Czy raczej coś nieuchwytnego, tkwiącego głęboko w człowieku? "Dulscy", gdzie ukazane przez Zapolską brudy pozbawione są karykatury, a ukazują się w groźnej postaci, optują za tą drugą możliwością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji