Artykuły

Kotlet mielony ze zgniłych ideałów

Teatr Polski w Bydgoszczy długo kazał czekać na pierwszą premierę tego sezonu. Jest ona częścią projektu "po co tyle żreć/szekspir+", którego tematem jest konsumpcjonizm, czyli jedna z "dyżurnych chorób XXI wieku" - o "Tymonie Ateńczyku" w rez. Macieja Prusa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Przemek Oleksyn z Nowej Siły Krytycznej.

Fabuła spektaklu jest niezwykle banalna. Tytułowego bohatera poznajemy, gdy jest obrzydliwie bogaty, w związku z czym otacza go wianuszek pseudo-przyjaciół. Tymon obdarowuje wszystkich prezentami, rozdaje pieniądze, sponsoruje artystów. Oczywiście majątek się kończy, po czym opuszczają go wszyscy dotychczasowi znajomi. Zostaje sam ze swoim ubóstwem. Z naiwnego idealisty zmienia się w przepełnionego nienawiścią do ludzi samotnika. Pomimo odkrycia żyły złota, nie wraca do Aten. Tymon popada ze skrajności w skrajność. Podobnie jak spektakl: sceny elektryzujące publiczność (ostatni poczęstunek dla przyjaciół, kiedy to Tymon zmusza ich do picia wody z misek dla psów, czy też rozmowa Tymona z prostytutkami) przeplatają się ze scenami, które ciągną się jak flaki z olejem (cała reszta spektaklu).

Tytułową postać wykreował Krystian Wieczorek. Pomimo wysuwających się na pierwszy plan szablonowych cech charakteru Tymona, takich jak naiwność (w pierwszej części spektaklu) i nienawiść (w drugiej), wydobywa ze swojej postaci również niespożyte pokłady ironii, która wprowadza specyficzny rodzaj humoru - jednak ku mojemu zaskoczeniu - niezrozumiały dla wszystkich widzów. Warto również zwrócić uwagę na epizodyczną, aczkolwiek doskonale poprowadzoną rolę Doroty Androsz (Tymandra) - wplatając elementy baletu w plastyce ruchu, zdominowała swoją osobą scenę uczty.

Scenografia Marcina Jarnuszkiewicza sama w sobie wydaje się interesująca, jednak czarne ściany z metalowymi ramami otworów imitujących drzwi i/lub okna zmuszają do skupienia się na tekście, a ten ze względu na możliwość bezproblemowego odgadnięcia dalszych losów głównego bohatera w żaden sposób nie jest atrakcyjny dla widza. Dodatkowo każde słowo zostało podkreślone ciszą, którą tylko na krótkie chwile przełamywała muzyka Mozarta. I tu warto się zastanowić nad wyborem właśnie tego kompozytora. Mozart tworzył 200 lat później niż Szekspir, a jeżeli reżyserowi chodziło o zasygnalizowanie wytwornego charakteru uczty (właśnie w tej scenie muzyka została najbardziej wyeksponowana) to wykorzystywanie muzyki akurat Mozarta było zupełnie zbędne - same stroje są wystarczająco sugestywne.

Spektakl miał być uwspółcześniony, jednak ascetyczna scenografia o cechach postindustrialnych tego nie gwarantuje. Twórcy nie pokusili się o odważniejsze aluzje do współczesnego życia politycznego czy społecznego. Sam problem konsumpcjonizmu (który mógłby być dosadniej wyeksponowany) został potraktowany jako klucz do próby uwspółcześnienia tekstu, jednak ten dramat potrzebował wytrychu, którego reżyserowi zabrakło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji