Artykuły

Śląski epizod "królowej drugiego planu"

KRYSTYNA FELDMAN wspominała katowickie mieszkania-nory, które zresztą trzykrotnie zmieniała, za każdym razem zabierając ze sobą składane łóżko, które udało się jej z mamą przemycić wśród dekoracji teatralnych, przybyłych ze Lwowa. Mówiła o żarłocznych "niemieckich pluskwach", które chciały ją zjeść - śląski epizod w biografii zmarłej niedawno wybitnej artystki.

Krystyna Feldman 3 marca miała wystąpić w chorzowskim Teatrze Rozrywki z autobiograficznym monodramem "I to mi zostało ". Zgodziła się też na publiczną rozmowę po spektaklu. To miał być jej wielki powrót na Górny Śląsk.

- Zależy nam na tym, by opowiedziała nam Pani o sobie i o Katowicach roku 1945 - prosiłem telefonicznie kilkanaście dni temu.

- Ale to takie smutne. Bolesne. Chyba nie chciałabym do tych wspomnień wracać - odpowiedziała aktorka.

- Nie będę natarczywy. Wiem, że to był tylko epizod w Pani długiej karierze teatralnej.

- Epizod. No, ale wie pan...

- No, właśnie. Musiał być ważny! Przecież nie z własnej woli wyjechała Pani z rodzinnego Lwowa. Los chciał, że pierwszym miastem, do którego Pani dotarła wraz z zespołem Bronisława Dąbrowskiego, były Katowice.

- Los i Leon Kruczkowski, który podpisał się pod tym strasznym zarządzeniem. Ciężki to był moment.

- Powie Pani publicznie tylko tyle, ile będzie Pani uważała za stosowne.

- No to dobrze. Zgoda.

- Pozwoli Pani, że zadzwonię jeszcze w połowie lutego?

- Proszę dzwonić. Do widzenia.

Tylko dwie role

Już nie zadzwonię, a Krystyna Feldman nie przypomni się śląskiej publiczności teatralnej. Przypomni? To chyba jednak nie to słowo. Minęło ponad 60 lat i z dawnego zespołu lwowskiego, który w sierpniu roku 1945 po raz ostatni wsiadł do pociągu na stacji Lwów, chyba już nikt nie żyje. Wątpię też, by któryś z widzów pamiętał niepozorną aktorkę, tym bardziej że na Śląsku - a potem mieliśmy się do tego wręcz przyzwyczaić - zadebiutowała rolą męską. Była Staszkiem w "Weselu" reżyserowanym przez Bronisława Dąbrowskiego. Katowicka premiera gotowego, przygotowanego jeszcze we Lwowie spektaklu odbyła się 6 października. Przedstawienie powtórzono 53 razy.

Krystyna Feldman zagrała również Melcię, jedną z sióstr Ciuciumkiewiczówien w "Domu otwartym" Michała Bałuckiego w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Spektakl ten zagrano 32 razy, a premiera odbyła się 21 lipca roku 1946. Ale nie jestem pewny, czy Feldman zagrała we wszystkich przedstawieniach, skoro już jesienią - jak to później określała - "wyfrunęła z Katowic".

Zabrała ukochaną mamę, młodszą siostrę przyrodnią i ruszyła do Opola. Stanisław Staśko właśnie organizował tam Teatr Miejski im. Juliusza Słowackiego. To był zespół objazdowy. Feldman występowała w różnych doraźnie organizowanych salach, w spartańskich nieraz warunkach. Grała w Raciborzu, Głuchołazach, Strzelcach, Krapkowicach i wielu innych śląskich miejscowościach. To był ważny moment w jej życiu zawodowym i prywatnym. Wtedy poznała znacznie starszego od siebie aktora Stanisława Brylińskiego, za którego wyszła. W roku 1947 razem pojechali na Dolny Śląsk, do Jeleniej Góry, potem do Szczecina, następnie do Łodzi, do Kazimierza Dejmka. Od 30 lat aktorka mieszkała w Poznaniu, grając najpierw w Teatrze Polskim, potem w Nowym.

Niemieckie pluskwy w "czarnym mieście"

Kiedy lwowiacy dotarli do Katowic, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego funkcjonował już na dobre. Dyrekcję objęli Wilam Horzyca i Karol Adwentowicz, ale po kilku miesiącach rządy sprawował już Dąbrowski. Zespoły połączyły się. Grano dużo i często. Niemniej nie dla wszystkich było miejsce na scenie. Podejrzewano, że w pewnym momencie okaże się, iż aktorów jest zbyt wielu i dojdzie do redukcji. Feldman nie czuła się pewnie, bo mogła liczyć tylko na role charakterystyczne bądź epizody, no i należała do najmłodszych aktorów, choć właśnie w Katowicach awansowała o szczebel wyżej w przedwojennej jeszcze hierarchii Związku Artystów Scen Polskich. Już nie była "aspirantem", stała się "kandydatem". Także gaża poszła w górę, co bardzo się liczyło, bo przecież nie miała dosłownie nic, a z czegoś trzeba było żyć.

Ale to nie lęk przed zwolnieniem wypchnął ją z Katowic. Dąbrowski ją lubił, a i w Aleksandrze Bardinim, przez bliskich zwanym Saszą, mogła mieć wsparcie, bo łączyła ich serdeczna przyjaźń. Cóż, skoro Bardini niebawem zniknął. Na wieść o pogromie kieleckim nie wytrzymał, zwinął manatki, zabrał żonę i wylądował w Stanach Zjednoczonych. Potem - jak wiemy - wrócił do kraju.

Feldman, niezależnie od nagłej decyzji swego przyjaciela, już od wielu miesięcy nosiła się z zamiarem ucieczki z Katowic. Przed paroma laty mogłem zapytać ją o powody wyjazdu. Okazja była dobra. Feldman zagrała gościnnie w Chorzowie w "Zimowej opowieści" Szekspira. Była u Krzysztofa Warlikowskiego Błaznem. Skądinąd to była świetna rola.

Po spektaklu powiedziała: - Bardzo przepraszam Katowice, bo one już pewnie dzisiaj inaczej wyglądają. Wtedy jednak to "czarne miasto" wywarło na mnie strasznie przygnębiające wrażenie, tym bardziej że przecież musiałam wyjechać z mojego kochanego Lwowa, zaplugawionego już wtedy przez Sowietów. Poza tym - obiecywano nam tu ładne mieszkanie, a dano nory. Ciężko to życie wyglądało.

W innym miejscu wspominała owe nory, które zresztą trzykrotnie zmieniała, za każdym razem zabierając ze sobą składane łóżko, które udało się jej z mamą przemycić wśród dekoracji teatralnych, przybyłych ze Lwowa. W jednym z wywiadów mówiła o żarłocznych "niemieckich pluskwach", które chciały ją zjeść. Pierwszej nocy w Katowicach nawet oka nie zmrużyła. Dopiero ostatnie mieszkanie było dość przyzwoite. Gdzieś w pobliżu parku Kościuszki? Prawdopodobnie, skoro niedaleko domu był "nawet ładny park", po którym lubiła spacerować z młodszą siostrą. Ale to jednak nie był park Stryjski.

Lwowiacy żyli w niedobrym przekonaniu, że wypędzono ich z Polski, a tu, gdzie się znaleźli, Polski chyba nie ma. To im pachniało Niemcami

Feldman nie bała się takich politycznie niepoprawnych reminiscencji. Zwłaszcza gdy zwierzała się komuś, do kogo miała zaufanie. A do Tadeusza Żukowskiego, poznańskiego literata i reżysera, zaufanie miała. To właśnie na podstawie biograficznej opowieści, prowadzonej w pierwszej osobie, a spisanej przez Żukowskiego, powstał ów monodram, który mieliśmy zobaczyć w Chorzowie (premiera odbyła się w połowie grudnia zeszłego roku, reżyserował Robert Gliński). Zajrzyjmy do tego materiału: "A tak na co dzień, to w tych Katowicach było czarno, brudno, śmierdząco i obrzydliwie. Nie było radości tworzenia sztuki, chyba nie było. No, jak już się poszło do tego teatru, jak się grało, to może o tych smutkach, choć na chwilę, zapominało się (). No, a tak poza tym? Człowiek wracał wieczorem do domu i nie wiadomo było, co robić, takie obce stało się to wszystko. Cóż, ludzie byli wyrzuceni ze swojego gniazda i wiedzieli, że powrotu do niego nie ma. A jak sobie pomyślałam, że mam spędzić już nawet nie całe życie, ale kilka lat w Katowicach, to albo się powiesić, albo rozpić".

Wygnańczy los

Po latach w Krystynie Feldman wygrywało przekonanie, że to mimo wszystko nie Katowice i nie Ślązacy, z którymi czasem nie można się było nawet dogadać, są winni (matka aktorki, Katarzyna Feldmanowa, niegdyś śpiewaczka operowa, pewnego razu nie mogła na targowisku kupić włoskiej kapusty, bo nikt z miejscowych nie wiedział, że to po lwowsku "kiel"). Winny był "wygnańczy los". Lwowiacy widzieli w Ślązakach Niemców, a Ślązacy we lwowiakach Ukraińców. Trauma trwała i nie chciała ustąpić. Feldman dusiła się.

W Opolu - choć to dziwne i zaskakujące, bo warunki pracy, płacy i mieszkania były jeszcze gorsze niż w Katowicach - aktorka odetchnęła. Czuła się dobrze w zespole. I czuła się dobrze wśród ludzi, dla których grała. "Myśmy wszyscy wiedzieli, po co jesteśmy, bo takie było łaknienie polskiego słowa, taki był patriotyzm wśród tych Opolan, wśród opolskich Ślązaków. To było coś nieprawdopodobnego. Czyśmy pojechali z Zemstą , czyśmy pojechali z Zaczarowanym kołem , czyśmy pojechali z taka bzdurą jak Musisz być moją czy z Myszą kościelną , to nas przyjmowali jak światło po nocy".

Piękne i ważne słowa. Słowa-świadectwa.

Aktorka starej daty

Wszyscy, którzy z nią pracowali, podkreślają, że była człowiekiem z zasadami. Nigdy się nie spóźniała na próby, zawsze była świetnie przygotowana. Do swego zawodu podchodziła z powagą i szacunkiem dla innych. Niekiedy żałowała, że z teatrów wyparowała dawna "przedwojenna" atmosfera. Pamiętam, że w Chorzowie dobitnie podkreślała, że teatr to nie jest tylko "zakład świadczący usługi". Narzekała, że aktorzy zbytnio chałturzą w reklamach. Młodym gotowa była nawet wybaczyć - "bo mają dzieci i żyć jakoś trzeba". Ale inni?

- Przecież Pani reputacja nie mogłaby zostać nadszarpnięta po tylu latach pracy na scenie i planie filmowym? - trochę podpuściłem "królową epizodu".

- Patrzę na to inaczej - twardo odrzekła. - W życiu nie zrobiłabym żadnej reklamy! Niby co? Proszek do prania miałabym pokazywać?!

O takich ludziach, o takich aktorach mówi się, że są starej daty. Ach, pani Krystyna była tak bardzo starej daty, że nas wszystkich po swej śmierci wprowadziła w pewien ambaras. Wszystkie media podały, że miała 86-87 lat. Tymczasem podobno w kadrach poznańskiego Teatru Nowego odkryto, że nie urodziła się w roku 1920 - a tę datę zawsze podawała - lecz w 1916. Musiała coś o tym wiedzieć poznańska korespondentka "Gazety", która w relacji z pogrzebu Krystyny Feldman, bodaj jako jedyna, napisała: "Zmarła aktorka miała 91 lat".

Ten rok 1920 rzeczywiście trochę "nie pasuje" Przyjąłby taki Janusz Warnecki, surowy i wiele wymagający dyrektor przedwojennego teatru lwowskiego, zaledwie 17-letnią dziewczynę i od razu dał jej angaż? (Feldman debiutowała w roku 1937). Jeszcze trudniej uwierzyć, że ojciec aktorki Ferdynand Feldman, jeden z największych krakowsko-lwowskich aktorów przełomu XIX i XX w., zmarł niemal dokładnie dziewięć miesięcy przed narodzinami córki. A on tak wiele w jej życiu znaczył, do ostatnich jej dni. Choć go nie pamiętała. Ale czy on jej nie znał?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji