Artykuły

Randka z własnym mężem

O karnawałowych szaleństwach, zazdrości, tańcach na Rynku krakowskim i wspólnej grze na scenie - opowiadają BEATA I TOMEK SCHIMSCHEINEROWIE, aktorzy Teatru Ludowego w Krakowie.

Tomek: - Jeszcze nie zdążyliśmy tak naprawdę zacząć porządnie karnawału. Bawiliśmy się do tej pory tylko na sylwestra w pałacu Pod Baranami.

Beata: - Kiedyś nie wyobrażaliśmy sobie, że inaczej można spędzać sobotę i niedzielę niż bawiąc się w dobrym towarzystwie. Konieczne było takie cotygodniowe doładowanie baterii, które planowaliśmy z wyprzedzeniem. Teraz wszystko jest inaczej, imprezy rozkręcają się bardziej spontanicznie. Idziemy na przykład do kina, film się kończy, więc zastanawiamy się, co zrobić z tak miło rozpoczętym wieczorem. Dzwonimy do znajomych i tak niechcący udaje się zorganizować imprezę. Nasza córka jest w tym wieku, że może popilnować dziecka przyjaciół i tak jakoś niespostrzeżenie wieczór przechodzi w noc. Dopiero rano orientujemy się, że nie planowaliśmy żadnej zabawy. Bo tak naprawdę, jak człowiek się nastawi, że musi się dobrze bawić, to nic z tego nie wychodzi.

Tomek: - Zabawa karnawałowa najczęściej kojarzy się z balem przebierańców. My bal przebierańców mamy w teatrze przez cały rok. Dla nas karnawał to jest odpoczynek od kostiumów.

Nigdy się nie przebieraliście się dla przyjemności?

Tomek: - Rzeczywiście, kiedyś to lubiliśmy. To było w złotym okresie Free Pubu, którego właścicielem był nasz przyjaciel Baron. Pewnego razu przebrałem się za zająca.

Beata: - A ja za misia. A pamiętasz, kiedyś ty byłeś krakowianką, a ja krakowiakiem. Jednak teraz najchętniej przebieramy się za siebie.

Dobra zabawa to też dobre alkohole. Jakie lubicie?

Beata: - Te, po których nie mam kaca.

Tomek: - U mnie to zależy od pory roku. W zimie to oczywiście obowiązkowo grzaniec, jak jest cieplej to wino, wódka. Ostatnio nam bardzo posmakowało brandy.

Karnawał to też tańce. Co najchętniej tańczycie?

Beata: - Takie swoje wygibasy, co nam przyjdzie do głowy. Oczywiście w szkole teatralnej nabyliśmy profesjonalnych, tanecznych umiejętności, ale nieczęsto z nich korzystamy na parkiecie.

Tomek: - Zasadą jest pełna improwizacja.

Kto w waszym małżeństwie prowadzi?

Tomek: - U nas jest tak, że Beata świetnie tańczy i ja czasami wolę, jak ona poprowadzi.

Beata: - A ja lubię, jak robi to Tomek. W ogóle lubię się z Tomkiem bawić, niezależnie od tego, kto prowadzi. A jak to było kiedyś? Pamiętasz, Tomek, liceum, salę gimnastyczną. Dziewczyny podpierają ściany, a pryszczaci chłopcy nie mają śmiałości do nich podejść.

Tomek: - To było okropne. Pamiętam tę gehennę. To były jedne z najtrudniejszych występów w moim życiu. Miało się wtedy widownie złożoną z całej szkoły. Wyobraź sobie, że jesteś takim pryszczatym chłopakiem i idziesz poprosić dziewczynę do tańca. A tu chłopaki się z ciebie śmieją, kogoś sobie wybrał. Najgorzej było jak dziewczyna odmówiła. Wtedy to można było tylko zapaść się pod ziemię. Taka impreza w szkole trwała przeważnie jakieś trzy. godziny. W drugiej godzinie i pięćdziesiątej piątej minucie człowiek wreszcie jakoś zbierał się na odwagę, a tu zostawały jeszcze tylko trzy minuty i trzeba było iść do domu. Makabra, straszny stres.

A Ty podpierałaś ściany, czy prosiłaś sama chłopaków?

Beata: - Ja dorastałam w czasach, kiedy dziewczyny nie prosiły chłopców do tańca. To byłoby wtedy karygodne. Nawet jak bardzo którejś się chłopak podobał, to była w stanie mu odmówić ze wstydu. Teraz mam szesnastoletnią córkę i widzę, że to zupełnie inaczej wygląda. Idą gdzieś wszyscy razem, wszyscy razem się bawią, nie mają z tym żadnych problemów.

A kiedy zaczęliście tańczyć razem?

Tomek: - Pierwszy raz na drugiej randce. Pamiętam dokładnie, że na Rynku krakowskim poprosiłem Beatkę do walca.

Beata: - A ja zupełnie tego nie pamiętam.

Tomek: - Ciężko było mija poderwać, bo Beatka była w związku z mężczyzną, który był żołnierzem. Była mu bardzo wierna, nie chciała się ze mną długo umówić. W końcu pewnie pomyślała sobie, że pójdzie z tym głupkiem na jedną randkę i go zniechęci. Postanowiła być na niej potwornie nudna, żeby zrazić siebie do mnie, a mnie się ona właśnie taka spodobała.

Odważny byłeś. Żołnierz to niebezpieczna sprawa.

Beata: - On na szczęście był daleko w jednostce.

Tomek: - Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że on jest żołnierzem. Ale gdybym nawet wiedział, to by niczego nie zmieniło. Po prostu się zakochałem. Żołnierz nie żołnierz, nie miało to żadnego znaczenia. Romeo też nie bał się, że dostanie w skórę.

Beata: - Na tej pierwszej randce Tomek był bezczelny. Od razu mi powiedział, że zostanę jego żoną. No i postawił na swoim.

Szybko urodziła Warn się córka. Byliście wtedy młodymi aktorami, tuż po szkole. Jak dawaliście sobie radę?

Beata: - Lena urodziła się dokładnie w rocznicę naszego ślubu. Mieliśmy wyjątkową sytuację, bo wtedy zamieszkała z nami moja babcia. Babcia była osobą zupełnie niekonfliktową. Mówiła nam: "Jesteście młodzi, musicie się bawić. Ja zajmę się dzieckiem". I nie ukrywam, że skrzętnie z tego korzystaliśmy.

Znaleźliście się dość szybko w jednym teatrze. Tomek przeszedł do Teatru Ludowego po roku grania w Bagateli.

Tomek: - Beata próbowała wtedy w Ludowym "Operę żebraczą". Przyszedłem kiedyś po nią i okazało się, że jeden z aktorów rezygnuje. Wskoczyłem więc na jego miejsce.

Jak to jest grać z własną żoną czy z własnym mężem?

Beata: - Myśmy razem zastartowali w sposób niezwykle dramatyczny w szkole teatralnej, gdzie przygotowywaliśmy sceny z "Panny Julii". Reżyserował je Jarek Tochowicz, który był przerażony tym, co się dzieje, a myśmy jak nakręceni tłukli się na scenie. Byliśmy wtedy jeszcze narzeczeństwem, które się nie do końca zgrało, więc przenieśliśmy wszystkie nasze prywatne emocje do spektaklu. To bardzo oczyściło nasz związek. Później długo zdarzało nam się grać w tych samych spektaklach, ale nie spotykaliśmy się razem na scenie. Aż do czasu "Pterodaktyli", gdzie graliśmy inicjację seksualną pary młodych ludzi. Było to śmieszne, bo wtedy mieliśmy już za sobą kilka lat małżeństwa, a tu musieliśmy udawać, że pierwszy raz się z sobą całujemy.

Tomek: - Ale ostatnio też mamy ze sobą parę scen w "Prywatnej klinice". Jednak teraz pojawia się między nami taki rodzaj porozumienia, dzięki któremu zaczynamy bawić się tym, jak wszystkich oszukujemy. Ja gram męża jej koleżanki, który przyjeżdża do niej zawiany i chce, żeby została jego żoną. Dlatego zaczyna ją podrywać. My oczywiście wchodzimy w te postaci, gramy je, ale z boku jest taki chochlik, który szepcze nam, że przecież my już dawno temu poderwaliśmy się.

Beata: - Jak sobie o tym przypomnę, to zaczynam się "gotować" na scenie. Mam przed sobą własnego męża, którego znam tak dobrze, że dokładnie wiem, kiedy kłamie. A on tu usiłuje mnie nabrać. Nieraz o mały włos nie wybuchnęłam śmiechem.

Jak się kłócicie, to kto pierwszy przeprasza?

Tomek: - Kłótnia jest zawsze przeze mnie i z mojego powodu, więc wiem, że muszę Beatkę przeprosić.

Beata: - Trochę przesadza. Ale rzeczywiście, ma naturę choleryka, który wybuchnie i zaraz mu przechodzi. I wtedy zaczyna mu być głupio. , A ja wszystko w sobie duszę.

Tomek: - No i ja wybucham przez to, że ona wszystko w sobie dusi.

Ale odkąd Tomek jeździ do Warszawy, grać w serialu zatytułowanym "Na Wspólnej", to pewnie rzadziej się kłócicie?

Beata: - Zdecydowanie. Wcześniej ciągle byliśmy razem. Teraz zdarza nam się, że jeździmy do siebie jak na randki. Kiedy Tomek wraca, w domu jest święto, ja się na ten moment specjalnie szykuję. Pamiętam jak pierwszy raz jechałam do niego do Warszawy, to czułam się jakbym jechała na szalony weekend do kochanka, a nie do własnego męża. Ale ta pierwsza randka nam nie wyszła, bo złapał mnie postrzał i wylądowałam w szpitalu.

Jesteś zazdrosna o Tomka?

Beata: - Teraz już mniej, niż na początku, kiedy zaczął grać w "Na Wspólnej". Każdy byłby zazdrosny, gdyby mu co chwilę jakaś kobieta mówiła: "Och, jaki on jest wspaniały"-

A ty jesteś o Beatę zazdrosny?

Tomek: - Ze mną jest tak samo jak z nią. Kiedyś byłem bardziej zazdrosny. Teraz doszedłem do wniosku, że zazdrość jest uczuciem głupim. Zazdrość wprowadza złą krew do związku. Pojawia się, kiedy brakuje zaufania, a tak jest przeważnie na początku małżeństwa. W tym momencie cieszę się z tego, co mi opatrzność dała, czyli z Beaty. Szkoda mi tracić czasu na zazdrość. Wolę fajnie z niego razem z Beatą korzystać. Na przykład podczas karnawałowych nocy.

BEATĘ SCHIMSCHEINER można oglądać na scenie Teatru Ludowego, m.in. w przedstawieniach ..Wszystko o kobietach" i "Gąsce". Grała także w takich filmach jak "Vinci". ..Anioł w Krakowie" i "Historia filozofii po góralsku". TOMASZ SCHIMSCHEINER jest także aktorem Teatru Ludowego. W Krakowie można go oglądać m.in. w spektaklu "Stara kobieta wysiaduje". "Pornogwiazda". W serialu "Na Wspólnej" wciela się w postać Andrzeja Brzozowskiego. W dorobku ma role w takich filmach jak "Historia filozofii po góralsku", "Zakochany Anioł" i "Anioł w Krakowie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji