Artykuły

Mało śmieszny żart Roberta Bolesty

To niesmaczna i głupia prowokacja - tak oceniają "Regulamin Pracy" Roberta Bolesty ludzie kultury. Nie zostawiają suchej nitki na byłym kierowniku literackim Teatru Powszechnego - w Dzienniku wypowiedzi Macieja Englerta, Janusza Majcherka, Jacka Wekslera, Pawła Łysaka, Krzysztofa Zaleskiego i Piotra Tomaszuka.

Maciej Englert, dyrektor Teatru Współczesnego: Dość obrzydliwe, jak na obyczaje panujące w teatrze. Ale to nie jest jedyna taka sprawa i takie dziwne obyczaje już od pewnego czasu pojawiają się w teatrze - nie tylko w Teatrze Powszechnym. Tam po prostu coś się z czymś zderzyło, zderzyło się myślenie, które od dawna jest lansowane, to znaczy: zniszczyć wszystko, co stare i zbudować nowe - bez względu na to, czym jest to stare i jakie jest to nowe.

Nie ma jednej osoby odpowiedzialnej za taki stan rzeczy, to po prostu nasze życie teatralne wykreowało tę sytuację. Od dawna lansujemy, zwłaszcza media, krytyka teatralna, wyłącznie rzeczy awangardowe. Media też starają się bardziej kreować rzeczywistość teatralną, niż opisywać to, co rzeczywiście dzieje się na scenach. Pęd do takiej inności, otwierania nowego świata, który zapewne jest związany z naturalną wymianą pokoleniową, w tym wypadku opiera się coraz bardziej na wyniszczaniu tego, co było, a nie na tworzeniu nowych rzeczy.

Janusz Majcherek, krytyk: Wychowałem się na Teatrze Powszechnym Zygmunta Hübnera i pamiętam jego twórcę jako wzór mądrości, klasy, taktu i kultury. Natomiast nic nie mówi mi nazwisko Bolesto, nigdy się z dokonaniami tego pana nie zetknąłem. To, co zrobił - jak sądzę w porozumieniu z dyrektorem Brzykiem - jest dla mnie dziecinadą. Być może to jedyne działanie, na które pan Bolesto jest w stanie się zdobyć.

Myślę, że pan Bolesto powinien przestać mieć cokolwiek wspólnego z Teatrem Powszechnym, a być może z każdym innym teatrem, bo zdaje się, że jego pomysł na życie polega na urządzaniu tandetnych i chamskich prowokacji. Teatr Powszechny ma zbyt ważną pozycję, żeby go oddawać w ręce niemądrych dzieciaków.

Jacek Weksler, szef Biura Teatru i Muzyki w Urzędzie m.st. Warszawy: O sprawie dowiedziałem się pod koniec grudnia ubiegłego roku. We wszystkich spotkaniach, w których brałem w związku z tym udział, uczestniczył Kazimierz Kaczor - przedstawiciel rady artystycznej teatru. Uznałem, że jest to wewnętrzna, dyscyplinarna sprawa Teatru Powszechnego, którą musi rozwiązać jego dyrekcja w oparciu o prawo pracy.

Dlatego Ratusz nie wydał oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Manifest nie był bowiem podpisany przez dyrekcję teatru ani opublikowany, a był jednorazowym, chuligańskim wybrykiem jednego z pracowników. W sobotę zostałem poinformowany przez dyrektora teatru, że Robert Bolesto zostanie zwolniony.

W kompetencji urzędu miasta leżą tylko sprawy finansowe teatru, który na koniec 2006 r. zanotował straty rzędu 900 tys. zł. Dlatego pracujemy nad rozwiązaniem problemu, na który mamy wpływ, sprawy wewnętrzne pozostawiając dyrekcji teatru.

Paweł Łysak, reżyser: Nie miałem szansy być uczniem Zygmunta Hübnera, bo tak się nieszczęśliwie złożyło, że dostałem się do szkoły tuż po jego śmierci. Natomiast zawsze bardzo ceniłem tę tradycję, którą Hübner reprezentował i ten rodzaj myślenia o teatrze, który był mu właściwy. Wydaje mi się też, że Hübner był po prostu jednym z największych dyrektorów teatrów w historii.

O całej sprawie, która wydarzyła się ostatnio w Teatrze Powszechnym, wiem stosunkowo mało, tyle, ile przeczytałem w prasowym artykule, dlatego nie bardzo potrafię to skomentować. Nie wiem, czy ten opublikowany przez Roberta Bolestę "regulamin" to rodzaj żartu, czy ma to w jakikolwiek sposób charakter oficjalny? Jeśli to jest jakiś manifest, to zdecydowanie budzi on mój protest.

Generalnie jest to mało śmieszne i niesmaczne. Rozumiem, że gdzieś w tym "regulaminie", oprócz tych oburzających punktów, pobrzmiewa taki żal, że może aktorzy za mało angażują się w pracę teatru? To jest w moim rozumieniu jakiś podtekst tego zdarzenia. Natomiast ten sposób wypowiedzi uniemożliwia jakiekolwiek poważne traktowanie.

Krzysztof Zaleski, reżyser teatralny, dyrektor Teatru Polskiego Radia: Wydaje mi się, że ujmowanie tego w kategoriach przekroczenia, skandalu, haby to za mało. Mamy do czynienia z sytuacją, w której zachowania żuli stają się normą. To bardzo niepokojąca rzecz. Może obciążać czyjś charakter, czyjąś podłość, bo nawet takiego słowa można użyć. Na pewno będą próby umieszczenia tego faktu w kontekście rewolucyjnym czy kontestacyjnym.

To już znamy. A przy okazji okazało się, z jakim procederem mamy do czynienia. Przecież to jest zwyczajny akt przemocy. Moim zdaniem to wyraz pogardy do świata, do przeszłości, do wszelkich wartości. Dziwi milczenie władz, milczenie ZASP-u. Przerywa się dopiero teraz, dzięki dziennikarzom.

Piotr Tomaszuk, reżyser: - Treścią dezyderatów Roberta Bolesty można się tylko zniesmaczyć. Smutne jednak, że robi się z tego sprawę publiczną. Moi profesorowie przekonywali mnie, że teatr jest jak rodzina i że nawet najtrudniejsze sprawy załatwia się we własnym gronie. Nie znam panów Bolesty i Brzyka, ale nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy można na poważnie wypisywać. No chyba aż tak głupi to oni nie są. Odnoszę wrażenie, że chodzi tu o rodzaj niesmacznej i głupiej prowokacji. Na pewno nie świadczy to dobrze o atmosferze w Teatrze Powszechnym, Jeżeli obraża się tak znanych i zasłużonych profesorów i aktorów jak Zbigniew Zapasiewicz, to na pewno jest źle. Współczuję dyrektorowi Krzysztofowi Rudzińskiemu, bo wszystko wskazuje, że w jego zespole wybuchł poważny konflikt. Myślę, że po upublicznieniu tego problemu głos powinien zabrać dyrektor Jacek Weksler, szef Biura Teatru i Muzyki warszawskiego magistratu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji