Artykuły

Pan Kleks w Romie

- Za chwilę minie dziesięć lat, odkąd tu jestem, i chyba coś się udało. Mieliśmy wiele premier, które cieszyły się ogromnym powodzeniem. Mam wrażenie, że udało nam się stworzyć nową widownię, która chętnie do nas przychodzi i oczekuje kolejnych naszych propozycji - mówi WOJCIECH KĘPCZYŃSKI - dyrektor Teatru Roma w Warszawie.

W Teatrze Muzycznym Roma - polski musical dla dzieci "Akademia Pana Kleksa" według Jana Brzechwy

Kilka miesięcy prób. Na scenie dzieci i dorośli aktorzy, którzy tańczą i śpiewają. W pracowaniach teatralnych 400 osób szyło, składało, sklejało. Powstały niezwykłe kostiumy, zadziwające dekoracje, imponujące fryzury. I już wszystko jest gotowe. W Teatrze Muzycznym Roma premiera musicalu opartego na książce Jana Brzechwy "Akademia Pana Kleka". Spektakl przygotowano z wielkim rozmachem. Będą więc niezwykłe efekty - animacje komputerowe, na głowami widzów przeleci Kleksolot, a bohaterowie "Akademii..." zawitają do bajkowych i egzotycznych krain.

Rozmowa z Wojciechem Kępczyńskim

Dorota Wyżyńska: Po "Miss Saigon", "Kotach" i "Tańcu wampirów" mamy polski musical - "Akademię Pana Kleksa".

Wojciech Kępczyński: To fantastyczne uczucie - tworzyć coś od podstaw. Powstało nowe libretto - swobodna adaptacja książek Jana Brzechwy. Powstała też nowa muzyka Andrzeja Korzyńskiego, bo choć korzystamy z piosenek znanych z wersji filmowej, to jednak ponad 70 proc. muzyki zostało napisane na zamówienie teatru.

Robiąc "Miss Saigon", "Koty", "Taniec wampirów", uczyliśmy się, jak funkcjonuje nowoczesny teatr musicalowy. A zwieńczeniem naszych poszukiwań jest właśnie polski musical.

Co było najtrudniejsze przy tej produkcji?

- Animacje, a właściwie zsynchronizowanie animacji z żywym planem. Technika XXI wieku, której ja już nie ogarniam, ale są fachowcy i czuwają, aby wszystko było perfekcyjne. Produkcja tych animacji zajęła nam kilka miesięcy, znać tu rękę Tomasza Bagińskiego.

Pana spektakl nie uniknie porównań z filmem Krzysztofa Gradowskiego.

- Sam jestem ciekaw, jak wypadnie to porównanie. Korzystamy z kilku piosenek z filmu, ale inaczej zaaranżowanych, na 30-osobową orkiestrę, mamy tu muzykę od rockowej po symfoniczną.

Przy wielkim szacunku dla naszych Kleksów - Wojtka Paszkowskiego i Roberta Rozmusa - składamy ukłon Piotrowi Fronczewskiemu, który dla nas jest Kleksem idealnym. Będzie zawsze honorowym gościem na spektaklu.

Patrząc dziś na Teatr Muzyczny "Roma", trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu miał Pan kłopoty. Nie łatwo było przekonać władze miasta, że Warszawa potrzebuje teatru musicalowego. Pamięta Pan te wszystkie protesty, donosy... A Panu udało się nie tylko wyciągnąć ten teatr z ogromnych długów, ale zbudować nowy wizerunek tego miejsca.

- Nie myślę już o tym. Za chwilę minie dziesięć lat, odkąd tu jestem, i chyba coś się udało.

Mieliśmy wiele premier, które cieszyły się ogromnym powodzeniem. Mam wrażenie, że udało nam się stworzyć nową widownię, która chętnie do nas przychodzi i oczekuje kolejnych naszych propozycji. Roma nie ma dziś specjalnie kłopotów finansowych, chociaż nie znaleźliśmy głównego sponsora na "Akademię Pana Kleksa", co mnie bardzo dziwi. To pierwszy mój spektakl musicalowy bez sponsora.

Dziwię się, bo to polska prapremiera, spektakl z rozmachem, współpracują wielkie nazwiska, jak choćby Tomasz Bagiński nominowany do Oscara. Rozmawiałem z bankami, wielkimi firmami i nikogo ten temat nie zainteresował. Na szczęście mamy na tyle stabilną sytuację finansową, którą zawdzięczamy przede wszystkim musicalowi "Koty", że mogliśmy sobie pozwolić na to ryzyko.

Postawiłem wszystko na jedną kartę. Po raz kolejny. Pierwszy raz, robiąc musical "Józef i cudowny płaszcz w technikolorze" w Radomiu. Wszyscy mówili, że Kępczyński zwariował, za całoroczny budżet przygotowuje jeden tylko spektakl. A okazało się, że warto.

Po raz pierwszy chcemy zagrać długi blok ponad 100 spektakli przez kilka kilka miesięcy non stop. Chciałbym do końca czerwca, ale wszystko zależy od tego, czy widzowie będą chcieli nas odwiedzić.

Jest też w spektaklu tajemniczy pojazd - Kleksolot.

- Kleksolot nie ma tej rangi co słynny helikopter w "Miss Saigon". Ale kiedy leci nad widownią, robi wrażenie. Uwaga! Nie jest do niczego przywiązany ani specjalnie zabezpieczony! Kleksolotem podróżuje Kleks z Weronikiem Czyściochem, Adasiem i Rezedą w poszukiwaniu szkatułki, którą ukradł Alojzy Bąbel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji