Artykuły

Dziady. Hibernacja

"Dziady. Ekshumacja" we wrocławskim Teatrze Polskim to tylko kabaretowy patchwork. Tyle w nim demonów, ile trucizny w zapałce.

We współczesnych "Dziadach. Ekshumacji" Pawła Demirskiego, które Monika Strzępka wyreżyserowała na Scenie na Świebodzkim, zabrakło współczesności. Są anegdoty i banialuki - czasem przewrotne, z rzadka błyskotliwe. Ot, wałkowanie upiorów historii i biografii znanych już z "Kartoteki", "Eroiki", "Zasypie wszystko, zawieje...", "Bożej podszewki" czy ,,Niskich łąk". Zabrakło historii i postaci.

Z romantycznego dzieła Mickiewicza pozostało nieznośne gadulstwo i imiona bohaterów. Poskąpiono nam przemian i obrzędu. To znaczy ślad obrzędu widzimy - już w foyer aktorzy-ministranci okadzają publiczność, budzą dzwonkami sceniczną intrygę w stylu teatru zakopiańskiego. Napięcie jednak prędko siada, bo ministranci kadząc i dzwoniąc, puszczają oko, a publika szuka krzesełek. Po kilku minutach szamotaniny reżyserski pstryczek zaczyna historię na nowo. Z kąta wyłażą trzej kombatanci na okolicznościowe spotkanie weteranów. Więc mamy i święto. Siedzimy w kościele-sali balowej nieopodal podestu-stołu, którego ramiona niczym przekątne krzyżują podłogę sceny. Ale żadnej mistyki. Uczestniczymy w spaskudzonej przez Konrada, polityka populistę, balandze. Balandze raczej łazęgów niż kombatantów. Plotących od wieków to samo. O nacjonalizmie. O ciemnocie. O tchórzostwie i zdradzie. O kłamstwie polityki. Z rzeczy nowszych - o lustracji. Monice Strzępce nie udał się teatr. "Dziady. Ekshumacja" to nie jest mikrokosmos sceny. To nie jest sensowna narracja. Ani opowieść o początku i końcu. To ciąg teatralnych pstryczków-elektryczków. Zdarzeń bez powodu, wywoływanych na scenę niczym kabaretowe numery. Przez większość czasu bohaterowie siedzą jak mumie. Niekiedy jedzą lub plują jedzeniem. Ciskają chlebem. Ani Konrad (Marcin Czarnik), ani ksiądz Piotr (Rafał Kronenberger) nie są postaciami, które prowadziłyby biesiadników ku przemianie.

Patrzymy na tabernakulum, które po rozchyleniu ukazuje kebab pieczony na rożnie. Powiewają nad nami niczym nad maryjnymi figurami wstążki, które uniosą się w finale, tworząc biało-czerwoną i błękitną pajęczynę. A więc bluźnierstwo w dość jarmarcznym stylu. Z księdzem Piotrem, pokrzykującym do mikrofonu niby amerykański kaznodzieja telewizyjny próbujemy odsłuchać żywe taśmy narodowej pamięci.

Tyle że nie ma na nich żadnej rewelacji Rzecznik (Jakub Giel) demaskuje postępki polityków tak, jak lansuje ich Tymochowicz. Wulgarny, rozczochrany Konrad nie jest pewny, czy wskoczył tu z "Kryminalnych", czy parodiuje telewizyjne lepperiady. Błyskotliwi są tylko weterani w interpretacji Adama Cywki, Wojciecha Mecwaldowskiego i Mariana Czerskiego, ale ich teksty znamy z autobusu, z poczekalni w ośrodku zdrowia, z "Naszego Dziennika".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji