Artykuły

Kosmos

Postaci, które dotąd tylko pięknie przemawiały, zaczynają być wyrazistym znakiem przeznaczenia - o "Odprawie posłów greckich" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Co widzimy na plakacie "Odprawy posłów greckich"? Ano stoi sobie Ulisses (Jan Peszek) opatulony szalem, w czapce i ciepłym płaszczu (bo to zima przecie), obok Menelaus (Ryszard Łukowski), też jakby trochę zmarznięty (ręce w kieszeniach), na szyi przewiązany stylowy szalik w kratę. Menelaus otoczony walizami, Ulisses opiera się na wózku do przewożenia bagaży. Greccy posłowie czekają na odprawę lotniskową, muszą załatwić ważną sprawę w Troi. Panowie tacy eleganccy, ale miny mają niewyraźne - Ulisses zadumany (pewnie w myślach negocjuje z Aleksandrem), Menelaus niecierpliwie zerka w bok (może boi się latać?). Nikt jeszcze nie spodziewa się, że Michał Zadara zamiast do Troi wyśle greckich posłów w kosmos.

Troja u Zadary to miejsce pozaziemskie, w którym nieznane są ludzkie emocje i doświadczenia. Troję tę otacza święty niemal chłód odległej, martwej planety, człowiek ulega tu dziwnej hipnozie - wydobywa z siebie głos, który brzmi obco, wypowiada setki słów, które niczego już nie zmienią. Nieuchronny los sączy się powoli, puchnie na oczach widza. Przekonanie o bezsensie wszelkich wysiłków i starań bohaterów unosi się nad spektaklem jak duszący, kosmiczny pył, by w końcu przeniknąć wszystko - każde zdanie, każdy najmniejszy nawet ruch. Przeznaczenie musi się wypełnić. Fatum zostało wydobyte metodą gradacji - najpierw teatralny plakat, na którym Ulisses i Menelaus czekają na odprawę lotniczą, wywołuje gromki śmiech. Czekają na odprawę, bo wszystko jest przesądzone, wszystko już się zdarzyło. Jednak ta myśl przychodzi dopiero później, wtedy, gdy coraz bardziej przerażające wizje wyczerpują umysł Kasandry (świetna Barbara Wysocka). W końcu widz zostaje przygnieciony świadomością czasu, który naznacza klęska. A Zadara przecież nie moralizuje, nie czyni z "Odprawy" celebracji otoczonej śmiertelną powagą.

Dramat Kochanowskiego okazuje się niespodziewanie zabawny. Reżyser konstruuje poszczególne sceny tak, by nie atakować widza trudną w odbiorze polszczyzną, a jednocześnie uwypukla wagę słowa. Ten efekt zostaje osiągnięty dzięki specyficznej grze aktorów, zatrzymanej pomiędzy interpretacją psychologiczną, a celową sztucznością, ironicznym dystansem do ciała i słowa. Znakomitym pomysłem okazuje się postać Kasandry - czasem wesoła, czasem przerażająca (świetna scena odgrywanych proroctw), staje się magicznym punktem spajającym ludzi i boskie wyroki. Spektakl nabiera pewnej lekkości, wydobywa z tekstu ukryty komizm. Zadara nie uwspółcześnia Kochanowskiego na siłę, tworzy zupełnie odrębny świat, który funkcjonuje jako wariant, przypomina surrealistyczny sen. Wrażenie nierealności potęguje nietypowo zorganizowana przestrzeń.

Na białym prostokącie podłogi wyświetlono napis "Odprawa posłów greckich". Podłogę z trzech stron otacza widownia. Gdy zapalają się światła okazuje się, że publiczność również znajduje się na scenie. Naprzeciw widać ogromną salę z pustymi rzędami krzeseł, czyli tę "właściwą" widownię. Część spektaklu rozgrywa się na scenie - tu przybywa Aleksander (bardzo dobry Błażej Peszek) na spotkanie z Antenorem (Roman Gancarczyk), to także ulubione miejsce Kasandry (przez cały spektakl nie schodzi ze sceny). Drugi teren gry to rozmaicie oświetlana pusta widownia, gdzie rzędy foteli mienią się w oczach, przypominają rodzaj trójwymiarowego obrazu. Gdzieś w ostatnich rzędach pojawi się opatulony szalem Ulisses, obok usiądzie Menelaus (obaj są w tej scenie ledwo dostrzegalni, słychać jedynie wypowiadane słowa). W końcu spomiędzy krzeseł, jak z fal, wynurzy się nagie ciało Więźnia (Andrzej Rozmus). Nie ma trojańskiego pałacu, nie ma rekwizytów. Jest krew rozmazana przez Kasandrę, układa się w słowo "koniec".

Zadara umieszcza akcję w innym wymiarze, na styku rzeczywistości. To wielki atut tego spektaklu - posągowe postaci z dramatu Kochanowskiego nabierają życia, a jednocześnie egzystują w abstrakcyjnej przestrzeni. Całość odrealniają miksowane na żywo kwestie bohaterów, które przemieniają się w dziwaczny rodzaj muzyki złożonej z rozmaitych, przefiltrowanych przez DJ-a dźwięków.

Interpretacja zaproponowana przez Zadarę całkowicie zaskakuje, mimo że nie jest jedyną i bezbłędną realizacją utworu. Przede wszystkim rozbija symetrię tekstu Kochanowskiego i nadaje mu nowe sensy. Reżyser uniknął wielu pułapek dramatu, dzięki czemu postaci, które dotąd tylko pięknie przemawiały, zaczynają być czymś więcej - tajemniczym bytem zakodowanym w nierzeczywistej, odległej przestrzeni, wyrazistym znakiem przeznaczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji