Artykuły

Namiętności u Becketta

- Przez lata wydawało mi się, że Beckett to najbardziej pesymistyczny pisarz z możliwych. Bo opisuje tylko ludzkie strzępy na śmietnisku, na ziemi jałowej. Dopóki nie odkryłem właśnie tych namiętności, tego bogactwa - mówi Piotr Cieplak przed premierą "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta w Teatrze Polonia w Warszawie.

Dorota Wyżyńska: Czy po tym wszystkim, co zdarzyło się w dramaturgii ostatnich lat, brutalnych, drastycznych sztukach, które starają się niczego nie udawać, inaczej czyta się dziś Becketta? Piotr Cieplak: Jeszcze 50 lat temu to, co pisał Beckett, uchodziło za rewolucyjne, niecodzienne dla ówczesnego sposobu mówienia i przedstawiania świata. O jego teatrze mówiło się - teatr absurdu. Dziś język Becketta już nie szokuje. Zestarzał się? Nie. Raczej stał się naturalny. - Aktorzy byli zaskoczeni, że od pierwszych prób zająłeś się nie formą utworu, ale psychologią postaci. - Bo moim zdaniem właśnie słowa tu są wierzchołkiem góry lodowej. Jego teksty nie mają nic wspólnego z psychologizmem Czechowa. One są uniwersalne. To jest synteza. "Szczęśliwe dni" to opowieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy żyją ze sobą od lat i czują, że koniec jest bliski. Ci bohaterowie niosą ze sobą cały bagaż ludzkich przywar: śmiesznostek, małostek, egoizmów, gburowatości i złośliwości. To powoduje, że obok traktatu filozoficznego mamy tu ludzką, dotkliwą historię. A rozpoznajemy w niej samych siebie. Krystyna Janda mówi, że to opowieść o jej babci i dziadku. Babci, która bez przerwy gadała i dziadku, który milczał. To nie są modele bez emocji, gotowe tezy, ale opowieść o każdym. Każdej kobiecie i każdym mężczyźnie, którzy są ze sobą.

A te ich "szczęśliwe dni"?

- Tytuł nie jest ironiczny, aczkolwiek nie oznacza szczęścia jak z reklamy. To nie jest szczęście z plastiku, który zakrywa nam cały ludzki dramat: śmierć, lęk, pytania o Boga. To są szczęśliwe dni, które jednak uwzględniają te wszystkie trudne pytania. Bo w związku z przerażeniem, które się w nas czai, lękiem przed samotnością, przed śmiercią, każdy drobiazg, każdy gest, każdy przedmiot wokół okazuje się dla nas dobrodziejstwem. Okazuje się, że każda chwila, każdy dzień jest czymś darowanym. Czymś wyjątkowym. Szczęśliwym dniem. A to jest heroizm codzienności, który wydaje się najmądrzejszą ze wszystkich postaw, które ludzie wymyślili.

Przez lata wydawało mi się, że Beckett to najbardziej pesymistyczny pisarz z możliwych. Bo opisuje tylko ludzkie strzępy na śmietnisku, na ziemi jałowej. Dopóki nie odkryłem właśnie tych namiętności, tego bogactwa. To, co wydaje się pesymizmem, jest w gruncie rzeczy wstrzemięźliwością, jest dzielnością.

Rola pana Treli jest szczególna. Jego bohater milczy.

- To aktor o wielkim bogactwie wewnętrznym, wybitny. Bo trzeba być tak wielkim aktorem, żeby zobaczyć w milczeniu na scenie temat do zagrania roli. Wielu aktorów potraktowałoby to jako statystowanie. On nie. I jego obecność w tym spektaklu ma kluczowe znaczenie. Określa sens mówienia głównej bohaterki.

Jak pracuje się w Teatrze Polonia, prywatnym teatrze Krystyny Jandy?

- Teatr Polonia łączy najlepsze cechy teatru instytucjonalnego, ma np.świetną organizacje z tym, co charakterystyczne dla scen off-owych: przedziwną mobilizacją, energią, temperamentem, szaleństwem. Naszym próbom towarzyszą dźwięki budowy teatru: wiertarek, młotów pneumatycznych, cały czas krzątają się tynkarze i malarze. Ale to wcale nam nie przeszkadza. To szczęśliwe dni.

Teatr Polonia: "Szczęśliwe dni" Samuela Becketta. Tłumaczenie - Antoni Libera. Reżyseria - Piotr Cieplak, scenografia - Andrzej Witkowski. Występują: Krystyna Janda i Jerzy Trela. Premiera - 12 stycznia o godz. 19.

***

W Teatrze Polonia ostatnie próby przed premierą "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta. Reżyseruje Piotr Cieplak. Na scenie Krystyna Janda i Jerzy Trela

Dorota Wyżyńska: Krystyna Janda i Jerzy Trela spotykają się na scenie...po raz pierwszy. I jakie wrażenia?

Krystyna Janda: Jest fantastycznie, uroczo. Po wpływem Jurka zmieniłam się nie do poznania. Jestem przy nim całkowicie spokojna.

Jerzy Trela: Czuję się zaszczycony, że mogę partnerować Krystynie. Że mogę gościć u niej w teatrze. Spotkać się z nią scenie, przynajmniej pokręcić, połazić obok niej, bo mój bohater milczy. A temat spektaklu jest ważny, niezwykły - rzecz jest o przemijaniu.

To był Pani pomysł obsadowy?

Krystyna Janda: Nie, reżysera Piotra Cieplaka. Piotr matrwił się tylko, czy Jurek aby na pewno się zgodzi. Oboje baliśmy się zadzwonić do Jurka. I wtedy powiedział: kiedy angażuje się Jerzego Trelę, nie wypada telefonować, wsiadam do pociągu i jadę do Krakowa". A ja tylko zapytałam nieśmiało: "Piotrze, czy chcesz delegację?". Nie, odparł, to moja osobista, ważna, sprawa, i pojechał. Z misją. Ale z lękiem że Jurek odmówi, i wtedy jego wizja "Szczęśliwych dni" się nie zrealizuje.

Jerzy Trela: Było trochę inaczej. Najpierw jednak do mnie zadzwonił. I spieraliśmy się, kto ma do kogo przyjechać. Uparł się, że to on odwiedzi mnie w Krakowie. Potem rozmowa o przedstawieniu. Nie trzeba mnie było długo namawiać.

Podobno na jednej z prób powiedziała Pani o "Szczęśliwych dniach" Becketta: "To historia mojej babci i dziadka".

Krystyna Janda: Przystępując do prób miałam wrażenie, że czeka nas przede wszystkim praca formalna. Wiadomo: Beckett. A tymczasem zaczęliśmy od "normalnej" psychologicznej analizy postaci. "Szczęśliwe dni" to historia wielkiej miłości. Takiej miłości śmiertelnej, do końca życia. Miłości, która jest podparta potrzebą, prawdziwą potrzebą obecności tej drugiej osoby. Nie tylko pomocy, ale właśnie - obecności, bliskości drugiego człowieka.

Jerzy Trela: Od początku staraliśmy się czytać ten tekst poprzez własne doświadczenia. Doświadczenia teatralne i życiowe. Nie będzie tu rewolucyjnych zmian sensu utworu. Piotr Cieplak ma wielki szacunek do autora, wnikliwie czyta tekst...

Krystyna Janda: Ale także będzie to spektakl, na którym wyraźne piętno odciśnie reżyser Piotr Cieplak. Reżyser, który ma szczególną czułość do człowieka. Wrażliwy humanista z czułością dla teatru, aktorów i tematu. To będzie dominujące mam wrażenie, że reżyser kocha ludzi i świat. Jaka ulga i jaka przyjemność!

Jerzy Trela: I mówi za Beckettem: każdy dzień, każda chwila, nawet ta smutna, nawet ta bezradna, ma w sobie wartość niewymierną.

Krystyna Janda: Szczęście polega choćby tylko na tym, że ta chwila trwa, a z drugiej strony, szczęśliwym dniem jest także uwolnienie się od brzemienia życia.

Jerzy Trela: Bohaterka "Szczęśliwych dni" - Winnie umierając, mając świadomość, że umiera, wciąż jeszcze za wszelką cenę walczy o tę krótką chwilę, ułamek sekundy, resztkami sił chce coś przedłużyć, zatrzymać.

Ostatnie pytanie do pana Jerzego. Jak się Pan odnajduje w tym nowiutkim, wciąż budowanym - Teatrze Polonia?

Jerzy Trela: To wielka przyjemność pracować w teatrze, który dopiero powstaje. Trwają jeszcze prace remontowe, ale tak naprawdę on już jest. Już istnieje. Już był od wielu miesięcy. Bo teatr to nie tylko miejsce w określonym punkcie miasta, ale to miejsce w ludziach, którzy go tworzą. Dzięki samozaparciu, woli...

Krystyna Janda: i naiwności...

Jerzy Trela: ...naiwności połączonej z ufnością. I radością. To radosna chwila, szczęśliwy dzień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji