Artykuły

Fałszywe nuty, dość brzydkie dźwięki

"Rigoletto" w reż. Gilberta Deflo w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.

Spektakl wystawiony w Teatrze Wielkim we współpracy z mediolańską La Scalą dziesięć lat temu to piękne przedstawienie. Szkoda tylko, że marnie wykonane.

Mimo że na wznowienie opery Verdiego w Operze Narodowej zaproszono parę gościnnych wykonawców i włoskiego dyrygenta, spektakl wypadł blado. Miejscami tylko nudno, miejscami aż nie do zniesienia.

Baryton zagadka

To, że w scenach zespołowych zabrakło zgrania, a chór raz i drugi rozminął się z orkiestrą, od biedy można wybaczyć, na kolejnych przedstawieniach pewnie zostanie to skorygowane. Gorzej, że z trojga głównych solistów z przyjemnością dało się słuchać jednego.

Urugwajski tenor Juan Carlos Valls co prawda rozśpiewał się dopiero w trzecim akcie, ale chętnie słuchałoby się go częściej, tylko może w bardziej belcantowym repertuarze. Dwie z czterech arii księcia Mantui zaśpiewał w każdym razie bardzo dobrze, pokazując, jak ciekawym materiałem głosowym rozporządza.

Turczynka Yelda Kodalli została obsadzona w roli Gildy mocno na wyrost. Brak lekkości tak w samej barwie głosu, jak i w jego prowadzeniu oraz ogólna niepewność sprawiały, że jej wykonanie było nijakie. Nie była ani dziewczęca w pierwszych aktach, ani tragiczna w końcowych. To jednak było jeszcze całkiem rzetelne śpiewanie w porównaniu z tym, co zafundował nam Mikołaj Zalasiński jako tytułowy błazen Rigoletto padający ofiarą przekleństwa hrabiego, którego kiedyś skrzywdził.

Zalasiński prócz tego, że zdarzały mu się fałszywe nuty, śpiewał brzydkim dźwiękiem, interpretację od strony wokalnej sprowadził zaś do jęczenia zamiast śpiewania. W momentach dramatycznych używał krzyku. Zadziwiające, że większość ról barytonowych na stołecznej scenie nadal powierza się temu śpiewakowi, choć wielokrotnie pokazał już, że obca mu jest umiejętność frazowania i nie wie, co to kantylena. Wolne tempa, jakie narzucił orkiestrze Tiziano Severini, także nie przysłużyły się dramaturgicznie przedstawieniu, które toczyło się ospale, bez nerwu. Orkiestra sprawnie akompaniowała śpiewakom, ale to za mało, by stworzyć napięcie muzyczne.

Do poprawki

Spektakl "Rigoletto" w reżyserii Gilberta Deflo nie starzeje się. Jest dobrze zrobionym, tradycyjnym przedstawieniem, w którym ruch sceniczny świetnie komponuje się z muzyką, a reżyserowi udało się uwiarygodnić niektóre mało logiczne sceny.

W mrokach potężnej dekoracji młodzieniec może wśliznąć się do domu ukochanej niezauważony przez jej ojca. Scenografia Ezio Frigerio i kostiumy Franki Squarciapino, takie same jak w La Scali, są bajkowe, bardzo bogate i niezmiernie szczegółowe. Na taki spektakl można z powodzeniem zabrać każdego, pod warunkiem że w nowej odsłonie "Rigoletto" zostanie lepiej zaśpiewane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji