Artykuły

Zadara stchórzył przed Różewiczem

"Kartoteka" w reż. Michała Zadary w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku.

Gdyby sądzić po przedstawieniu Michała Zadary we wrocławskim Teatrze Współczesnym, "Kartoteka" to teatralny trup. Na scenie słychać nie nasz język i widać nie nasze postacie

Już po kwadransie spektaklu trudno powstrzymać ziewanie. Bo Zadara zinterpretował tekst Różewicza niepoważnie: nabożnie, więc niedorzecznie. Bał się dołożyć coś od siebie i przegrał. Tymczasem bohater sztuki Różewicza sporo przeżył od lat 60. ubiegłego wieku, m.in. wziął udział w "Kartotece rozrzuconej". Reżyser udał, że tego nie wie. Umieścił akcję przedstawienia w niby-tunelu. Przestrzeń, do której wstępujemy, jest więc przestrzenią tymczasową. Teatrem, który udaje, że jest stacją metra. Tunelem czasu bez czasu. Przystankiem w miejskiej podróży, w której jedynym odgłosem życia jest sygnał karetki za uchylonym oknem we foyer.

To mało, jak na dwugodzinne kląskanie. Jest jedna awangardowa innowacja - reżyser zlikwidował podział na widownię i scenę. Aktorzy galopują więc łub polegują pomiędzy widzami posiadającymi na podestach-peronach. Bohaterowie nie są pasażerami. Są aktorami, którzy udają pasażerów metra, które na strych wrocławskiego teatru nigdy nie nadjedzie. Z pewnością nie są nawet szczurami z Dworca Głównego, kilkanaście przecznic dalej. Ubrali się w prywatne ciuchy: T-shirty, dżinsy, swetry. Ćwiczą. Próbują. Wyobrażają. Wrzeszczą. A przede wszystkim okładają się po pyskach. W połowie zdarzeń kopią się po tyłkach w zgrabnym kwartecie męskich ciał. Niekiedy skaczą jak małpy. Żeby było niekonwencjonalnie, zwalają się na podłogę. Strzelają do siebie z dłoni ułożonych w kształt rewolweru. Pach! Trup zwala się na peron. Czasem na podest. Niekiedy na stary materac. Miały być perony, jest przedszkolne podwórko.

Czasami jest śmiesznie. Przeważnie nudno. Żeby nie było nudno, artyści biorą do ręki mikrofony i megafony. Ryczą i bełkoczą. Włączają stroboskop lub wspinają się na żebrowany ruszt dachu. Bzdurzą coś o uczuciach rodzinnych. O podróżach. O wojnie. Siadają na podłodze, udając kółko terapeutyczne. Ale nikogo nie leczą. Znów słychać strzały. Zasapani ciągną ciała-trupy po podłodze. Mierzą taśmami salę i wspomniane ciała, jakby chcieli przyłapać rzeczywistość w jakimś konkretnym wymiarze. Rzeczywistość się nie daje. Więc co rozwinęli, zwijają.

Jan Peszek jako Bohater głównie drzemie z ramieniem pod głową. Nie dziwi mnie to. Dziwi, że wziął udział w spektaklu. Zadara stchórzył przed Różewiczem. Nie pojął, że konwencja biografii-kartoteki, którą każdy z nas może przeglądać, kapitalnie wpisuje się w poetykę współczesnych mediów i sztuki. Mógł śmiało żonglować konwencjami i językami teatru. W materii teatru nie zrobił nic. Biegi, podskoki, przemarsze być może są dobre jako rozgrzewka przed spektaklem. Jako spektakl kompletnie oderwany od życia nie znaczą nic. Więcej prawdy o człowieku znajdziecie podczas kilku minut podróży metrem z Pola Mokotowskiego do Centrum niż w tym teatrze. Szkoda czasu i Różewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji