Artykuły

Pamięć ożywiona ogniem

Odniosłem wrażenie, że wszystko rozegrało się w sferze surowej pamięci, która czasami rozpalała się w niedookreślonych punktach przeszłości - o "Łzie" w Teatrze Ognia i Papieru z Łodzi pisze Łukasz Pięta z Nowej Siły Krytycznej.

Ogień, jako jeden z czterech mitologicznych żywiołów, od zawsze wiązał się z mistycyzmem. Symbolizuje zarówno rzeczy nacechowane pozytywnie (miłość, wieczność lub praprzyczynę świata), jak również negatywnie (gniew, karę lub grozę zniszczenia). Dla wielu pierwotnych ludów był do tego stopnia niewytłumaczalny, że czyniły z niego największe bóstwo. Nie dziwi zatem, że po dziś dzień zainteresowanie jego materią nie słabnie, a twórcy performance'ów czy happeningów prawie nigdy o nim nie zapominają.

Prowadzony od 1978 roku przez Grzegorza Kwiecińskiego Teatr Ognia i Papieru z Łodzi, to zjawisko jedyne w swoim rodzaju. W tym teatrze nie ma żywych. Tutaj większość ról przyjmuje rozbuchany ogień, który nachalnie pochłania bezbronny papier. Bardzo często jedynym człowiekiem na scenie jest autor spektaklu, który przyjmuje rolę podpalacza lub nawet piromana-demiurga.

Pierwszego dnia Łódzkich Spotkań Teatralnych 2006 można było obejrzeć premierę najnowszego spektaklu Teatru Ognia i Papieru "Łza". Składające się z dwóch części przedsięwzięcie, zbudowane było na bardzo silnych, wręcz barokowych, kontrastach.

Pierwsza, znacznie krótsza, część odbywała się w ciszy, na wolnym powietrzu przed halą Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Podczas niej Grzegorz Kwieciński nieśpiesznie rozkładał pochodnie i podpalał dwie figury: człowieka z rozłożonymi ramionami i uskrzydlone krzesło. Był to zabieg, który sukcesywnie wprowadzał widzów w nastrój spokojnego wyczekiwania. Kiedy, pochodnie i figury dopaliły się, z wnętrza hali zaczęły dobiegać dźwięki chorałów gregoriańskich. Wówczas reżyser zaprosił widzów na drugą część spektaklu.

W środku gigantycznej hali, pomiędzy czterema filarami, rozpostarte były olbrzymie połacie papieru. Muzyka przyśpieszyła tempa oraz została wzbogacona o elementy perkusyjne i elektroniczne. W środku białej klatki przez chwilę biegał z pochodnią autor projektu, pobudzając jej przestrzeń. Nie minęła chwila, a wielkie ściany papieru zaczęły płonąć, otwierając przed widzami niesamowity świat, w którym znajdowały się wyłącznie znaczące, metaforyczne przedmioty (drabina, metalowy szkielecik ptaka, lustro i wiele innych rzeczy). Był to najbardziej dynamiczny i mistyczny moment spektaklu. W ciągu kilkudziesięciu sekund jego trwania, temperatura w hali podniosła się o kilka stopni, a cała przestrzeń wypełniła się dymem, przez co wiele osób co jakiś czas musiało wychodzić, aby zaczerpnąć powietrza.

Tymczasem reżyser niezłomnie krążył pomiędzy filarami, smagając ogniem przedmioty wewnątrz konstrukcji. Po podpaleniu każdego fragmentu scenografii, oddalał się, by razem z widzami poddać się ich hipnotyczno-aktorskiemu działaniu. Odnosiłem wrażenie, że wszystko, co działo się na scenie w tym momencie cofało się w przeszłość, do sfery surowej pamięci, która tylko czasami rozpalała się w niedookreślonych punktach. Punktach związanych z konkretnymi przedmiotami, jakie niegdyś doświadczyliśmy sensualnie.

Ostatnim punktem spektaklu było podpalenie ramy niewielkiego lustra, jakie powieszone zostało na szczytowej ścianie. Zdawać się mogło, że to właśnie ono było tytułową łzą - ostatnim punktem drogi naszej pamięci. W kulminacyjnym momencie reżyser podszedł do niego i niczym prawdziwy demiurg, który posiada zarówno dar tworzenia i niszczenia, niezdarnie rozbił je kilkoma uderzeniami małą żagiewką.

Od początku spektakl "Łza" zapraszał widzów w głąb swojej misternej konstrukcji (zarówno na poziomie treści jak i formy). Najpierw rozgrywał się na wolnym powietrzu, ukazując z dystansu figury człowieka i krzesła . Potem w hali, która niczym labirynt podzielona została przez papierowe ściany. Następnie wewnątrz niedookreślonej przestrzeni pomiędzy filarami, gdzie znajdowało się mnóstwo symbolicznych elementów z pamięci lub przeszłości. I na koniec w przestrzeni małego lusterka, które podobnie jak wszystkie inne przestrzenie spłonęło, zostawiając po sobie marną garść popiołu.

Można zatem powiedzieć, że z tej perspektywy "Łza" jest przedstawieniem wielce metafizycznym, w którym niebagatelne znaczenie ma to, iż nie grają w nim ludzie, tylko papier i ogień. Gdyby bowiem było inaczej, spektakl mógłby być potraktowany, jak bardzo wyświechtane dzieło typu "fire show", a tak bynajmniej nie jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji