Artykuły

Jerzy Moskal i jego scenograficzny świat

Może byłby JERZY MOSKAL świetnym muzykiem, ale ostatecznie został plastykiem. Może byłby wziętym grafikiem, ale szybko skręcił w stronę teatru i teatr go pochłonął. Może mógłby sobie już odpocząć, ale często wpada do Centrum Scenografii [w Katowicach] i planuje kolejne wystawy.

W przypływie natchnienia i skomponować coś potrafi, i portret namaluje, ale z odpoczywaniem idzie mu kiepsko.

Kiziula z Drohobycza

Znakomity scenograf - uhonorowany dziesiątkami nagród; tym roku nagrodą im. Karola Miarki, przyznawaną za wybitne osiągnięcia w propagowaniu Śląska - bardzo mocno związany jest z naszym regionem. Ale to nie jest ziemia, na której się urodził.

Jedną z najsłynniejszych scenografii Jerzego Moskala były dekoracje i kostiumy do sztuki Williama Szekspira pt. "Sławna historia o Troilusie i Kresydzie", w reżyserii Lidii Zamkow (Teatr Śląski). Pomysł polegał na zderzeniu antycznej przeszłości ze współczesnością, a ostrego błękitnego nieba z zimną bielą strojów wojowników.

Jerzy Moskal pochodzi z Drohobycza, miasta wracającego w jego wyobraźni w coraz doskonalszym, bo idealizowanym tęsknotą, kształcie. Pewnie dlatego, że Drohobycz to miejsce utracone, ale i dlatego, że obiektywnie piękne... Brat Jerzego - Zygmunt był w Drohobyczu uczniem Brunona Schulza, w końcu nie został jednak malarzem, tylko architektem. Jerzy chciał komponować i do dziś twierdzi, że na studia plastyczne trafił przypadkiem. Głównie dlatego, że nie mógł się zdecydować na uprawianie konkretnej dziedziny sztuki, co mu, nawiasem mówiąc, nie minęło przez całe życie. Ale pomiędzy sielankowym dzieciństwem w Drohobyczu a szaloną młodością spędzoną na Śląsku była wojna, która wyrwała rodzinę Moskalów z rodzinnych stron. Na wygnanie, choć nie wiedzieli dokąd gna ich los, nie zabrali żadnego majątku. W domowym archiwum z czułością przechowują stosowny dokument zaświadczający, że wywożą jedynie "kota Kiziulę, maszynę do szycia i trochę pamiątek". Dziewięcioletni Jurek Moskal zabrał zeszyt ze swoimi rysunkami.

Chwilowy Stalinogród

Ostatecznie osiedli w Gliwicach, jak wielu innych Polaków ze Wschodu, którym potem wpisywano w metryce: miejsce urodzenia - ZSRR. Jerzy nie godzi się z taką "prawdą", ale to nie jedyny polityczno-biurokratyczny przypadek w jego życiu. Gdy kończył świetną wyższą szkołę plastyczną w Katowicach, to one - Katowice - były chwilowo Stalinogrodem. "Że też musiało to dopaść akurat mnie" - żali się scenograf...

W tym "chwilowym Stalinogrodzie" życie kulturalne rozwijało się jednak bujnie. Większość artystów mimo politycznych zawirowań robiła swoje, a jeśli już trzeba było zetknąć się z socrealizmem, to go po prostu jakoś obłaskawiała lub omijała (konspiracji nie wyłączając). Jerzy Moskal woli jednak wspominać czas po październikowej odwilży, bo to była także jego inicjacja zawodowa. W 1957 roku młody plastyk został naczelnym scenografem Telewizji Katowice. O nowym medium nikt specjalnie nie miał pojęcia, a on już najmniej, ale jak zwykł mówić w trudnych sytuacjach: "Zamiast się przerazić, ogromnie się do tego zapaliłem".

Projektował praktycznie wszystko: od horyzontu za plecami spikerów po dekoracje przedstawień teatralnych. Dziś mało kto pamięta, że katowicka telewizja była kiedyś prawdziwą potęgą i powstawały w niej fantastyczne programy kulturalne...

Bez paniki - to tylko telewizja

Właśnie w telewizji nauczył się Jerzy Moskal operowania przestrzenią, które stało się potem jego znakiem rozpoznawczym. W oku kamery nic nie chciało wyglądać tak jak w wyobraźni i to zmusiło młodego artystę do twórczego, jak żartuje, "kombinowania". Deformacja, uzyskiwanie złudzenia głębi na płaskim ekranie, a także traktowanie przedmiotu jako zachęty do wolnej gry skojarzeń, przyniosło mu uznanie znakomitych reżyserów.

Szczególnie twórczo układała się współpraca z Lidią Zamkow, Józefem Wyszomirskim i młodym wówczas Jerzym Jarockim. Dla higieny psychicznej i artystycznej zajmował się Jerzy Moskal także grafiką ilustracyjną i edytorską (m. in. w "Poglądach"), projektowaniem plakatów i kolaży, które uwielbia zresztą robić do dziś. Pracował w telewizji do 1960 roku i uważa, że była to niezastąpiona szkoła rzemiosła.

Prawdziwą sławę zdobył jednak jako scenograf teatralny. W telewizji można osiągnąć dodatkowy efekt za pomocą montażu lub tricków. Na prawdziwej scenie trzeba łączyć fantazję z funkcjonalnością, a oczywistą sztuczność plenerów czy wnętrz potraktować symbolicznie i wieloznacznie. Moskal bardzo wcześnie zmierzył się z tym wyzwaniem, bo bardzo wcześnie - najpierw na zasadach przygody towarzyskiej, potem już serio - zaczął tworzyć dekoracje dla Teatru Satyry (był taki w Katowicach!) i współpracować ze słuchaczami Studia Dramatycznego.

Morze z podłogi

Poligonem doświadczalnym stał się jednak dla artysty przede wszystkim Teatr Śląski, z którym współpracowali wtedy (lata 60. i 70.) mistrzowie sztuki reżyserskiej. Ich inscenizacje, często odchodzące od dosłowności, bardzo Moskalowi odpowiadały. Nie lubił i nie lubi na scenie tzw. wierności realiom, bo uważa, że teatr jest wielkim misterium wyobraźni. Jeśli aktor potrafi przejmująco (i przekonująco) zagrać śmiertelną udrękę, poza sceną będąc szczęśliwym człowiekiem, to taki sam obowiązek powinny mieć rekwizyty i dekoracje. Stół, który na scenie jest stołem, nigdy nie poruszy w widzu żadnej ukrytej struny...

Jednym z ulubionych przedstawień Jerzego Moskala są "Szachy" Stanisława Grochowiaka, zrealizowane przez Tadeusza Pliszkiewicza. Sztuka realistyczna, dziejąca się w 1945 roku, to emocjonalny pojedynek Polaka i Niemca, rozgrywających pozornie spokojną partię królewskiej gry. Jerzy Moskal zaprojektował szachowe figury wielkości człowieka, wtopione wraz ze sprzętami w marmurową podłogę, z której wyłaniały się nagrobki. Świat gry równał się więc światowi rzeczywistemu, a intencje autora, pokazujące siłę rodzinnej i narodowej tradycji, przełożył Moskal na sugestywną metaforę. Pomysł na wykreowanie świata starożytno-szekspirowsko-współczesnego w inscenizacji "Sławnej historii o Troilusie i Kresydzie" w reżyserii Lidii Zamkow, znalazł natomiast... oglądając relację z lądowania człowieka na Księżycu. Ostry kontrast bieli i błękitu oraz przerażające pobojowisko bitewne, podobne pustej księżycowej powierzchni, do dziś wymieniane są w podręcznikach historii scenografii.

Scena Moskala

Żartobliwie mówiąc, Moskal uwielbia robienie "czegoś z czegoś". Na ogół publiczność nie jest w stanie przewidzieć, kiedy pęknie sceniczny bruk, krzesło zakwitnie, a z podłogi powstanie (i zniknie) złudzenie morskiej toni. Obok ożywiania i przekształcania teatralnej przestrzeni, Jerzego Moskala fascynuje także względność czasu. W jego scenografiach czas nieomal namacalnie zatrzymuje się, cofa albo przyspiesza.

Najwspanialej widać to w Centrum Scenografii Polskiej w Katowicach - najmłodszym i bodaj najukochańszym dziecku artysty. Jerzy Moskal wymyślił je i stworzył wraz z grupą oddanych współpracowników. To już całkowicie jego królestwo, zaś każdy, kto tu wejdzie, natychmiast zostaje wessany w zaczarowany świat scenograficznej kreacji. Nieregularny kształt pomieszczeń centrum to idealna, wymarzona "scena Moskala". Na tej nietypowej scenie widz staje się aktorem, a krążąc między ożywionymi eksponatami, kostiumami i fragmentami dekoracji tworzy własny, emocjonalny spektakl.

Na zdjęciu: Jerzy Moskal.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji