Artykuły

II Przegląd Laboratorium Dramatu. Dzień trzeci

Monologujący, mówiący do siebie pod nosem i - jeśli już nawet komuś udało się zabrać głos - przerywający, zagadujący wypowiedzi innych i wtłaczający ich w kanciaste szufladki pośpiesznych diagnoz Cezary Michalski. Taką właśnie postać miała "dyskusja" po spektaklu "Matka cierpiąca" w reż. Eweliny Pietrowiak, pokazanym w trzecim dniu przeglądu Laboratorium Dramatu. Pisze Katarzyna Zielińska z Nowej Siły Krytycznej.

Skurczony na krzesełku redaktor zafiksował się na temacie "polski katolicyzm", obficie podpierając się przede wszystkim Rene Girardem i jego teorią kozła ofiarnego, a także Pascalem, Simone Veil, Georgem Orwellem i wieloma innymi nazwiskami. Rozpoczął pytaniem do widzów: czy po "wniebowzięciu" Matki ktokolwiek, klaszcząc, czuł pewne zakłopotanie, poczucie, że przyklaskuje szatanowi? Jako jedyna zgłosiła się Julia Hoczyk, co Michalski skwitował z radosną pewnością: "W takim razie na pewno była pani katoliczką". Takich prostych zaklasyfikowań było z jego strony więcej. Jeden z widzów stwierdził, że przedstawiony w "Matce" katolicyzm nie ma nic wspólnego z prawdziwym, dobrym katolicyzmem, a Michalski natychmiast utożsamił wypowiadającego z człowiekiem właśnie ten dobry katolicyzm wyznającym. Poszukiwał błyskawicznych definicji określających swoich rozmówców równie gorliwie, jak ludzie z teorii Girarda, którzy zawsze muszą mieć swojego kozła ofiarnego. Nawet siedzącego obok Tadeusza Słobodzianka próbował sobie dookreślić, pytając go: "Wierzący? Niewierzący?" - czego tamten jednak nie dosłyszał i chyba dobrze się stało.

Analizy Michalskiego były jednak mimo wszystko dość trafne, choć naciągane w stosunku do treści samego dramatu. Nie interpretował on matki poprzez pryzmat choroby psychicznej, jak to się nasunęło kilkorgu widzom, a przez umiejscowienie jej w kategorii kobiety-Polki, starzejącej się kobiety, starzejącej się katoliczki w Polsce. Jak zauważył, począwszy od zaborów katolicyzm w Polsce był i pozostaje silnie naznaczony mesjanizmem, odnajdowaniem siebie w roli biednej, umęczonej ofiary - a to ludzie postrzegający się jako ofiary, w przeciwieństwie do tych postrzegających siebie jako silnych, są najbardziej fanatyczni i skłonni do skrajnych postaw wobec innych. Przywołał dwie niezależne od siebie, a tożsame opinie Simone Veil i George'a Orwella, twierdzących, że Hitler wcale nie ujął Niemców manifestacją siły, a przyznaniem się, że jest tak samo biedną ofiarą, jak oni. W tej kategorii ludzi Michalski widziałby też Matkę: typowo polską mateczkę, która cierpi bóle przy porodzie, niedosypia, poświęca się wychowaniu dzieci, wystawiając potem całej rodzinie okrutny rachunek za wszystkie przyjęte i doznane przez siebie krzywdy oraz roszcząc sobie za nie prawo do dysponowania losem bliskich. Michalski połączył to z kompensacyjną formą religii, która z jednej strony chroni przed lękami, jakie wzbudza w człowieku świat, z drugiej jednak strony wdrukowuje nowe lęki - przed innym, przed obcym, który zagraża. Ten obcy staje się ofiarą - wracamy do epoki religii magicznych. Zaś katolicyzm w Polsce został zawłaszczony przez bardzo określoną grupę społeczną - stare kobiety, myślące kategoriami ofiary własnej (poświęcenia dla rodziny, bólu - i narzucania bliskim swojej władzy poprzez wdrukowanie im poczucia winy) i ofiary z Innego - Żyda, masona, geja itd., a także poruszane lękiem powstałym po wkroczeniu kapitalizmu - że rodzina się rozpadnie, podmyta brakiem wartości i pokusami płynącymi ze świata. Porównał to z krajami Ameryki Południowej, Izraelem, Iranem - wszędzie tam, gdzie w epoce przedkapitalistycznej panowały surowe normy moralne, jasno określone hierarchie, wyraźny podział na swoich i obcych - wszędzie tam, gdzie pojawił się kapitalizm, pojawiał się także strach, lęk przed chaosem i rozbiciem bezpiecznego konserwatywnego świata. W ten sposób Rodzina Radia Maryja staje się najnowocześniejszą organizacją w Polsce, ściśle związaną z naszymi czasami "Dajcie Polakowi więcej dumy, a przestanie być taki straszny dla innych", postulował Michalski. Ten zapał ugasiła odtwarzająca Matkę Maria Maj, przypominając o ludziach, jacy otaczają główną bohaterkę - syn, który daje się tłamsić matce, mąż, który staje się kapciem; bardzo prawdziwie ujęta polska rodzina

Ponadto aktorka umieściła lęk w doświadczeniach codzienności - wymieniła sytuacje, w których atakowały ją w tramwaju nieznajome osoby, ktoś nasmarował jej na drzwiach niezrozumiałe znaki, ktoś gdzieś przykleił naklejkę "Ksiądz Twardowski też był Żydem". Stwierdziła, że postrzega siebie jako inną, co powoduje lęk przed atakami, lęk przed społeczeństwem, którym zresztą też rządzi paranoidalny strach. Właśnie ten nieokreślony, nieumotywowany dokładnie, ale bardzo silny lęk jest tym, co napędza Matkę. Boi się ona nie tylko tego, co na zewnątrz, ale także tego, że opuszczą ją dzieci i mąż. Dlatego w akcie karykaturalnej prewencji doprowadza do ich śmierci.

Niestety, poza Michalskim prawie nikt nie zabierał głosu - poza tym, że nie było to zbyt możliwe, widzowie bali się chyba tego, że prowadzący łatwo i szybko zaklasyfikuje ich jako takich lub innych, wierzących w ten lub inny sposób. I chociaż konstrukcja myślowa przedstawiona przez prowadzącego była ciekawa, to szkoda, że całą dyskusję zdominował wywód filozoficzny, a opinie widzów, którzy zobaczyli w Matce np. osobę, która, przytłoczona ogromnym poczuciem odpowiedzialności za swoją rodzinę, nie potrafi sobie poradzić sama ze sobą i mierzy się z tym w zupełnej samotności - nie miały szansy przebicia się poprzez niemal nieprzerwany słowotok nadaktywnego prowadzącego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji