Artykuły

Leon stoczniowiec, Leon zawodowiec

Leon Niemczyk, który w ciągu ponad 50-letniej kariery zagrał w 400 filmach, pierwsze aktorskie kroki stawiał w amatorskim teatrze działającym w Stoczni Gdańskiej. - Zatrudniłem się w stoczni przy remoncie statków, bo miałem nadzieję, że załapię się na któryś z nich i prysnę z tego kraju - mówił w lipcu zeszłego roku podczas realizacji filmu Joanny Strzemiecznej-Wielczyk i Joanny Cichockiej-Guli "Mitologie przestrzeni. Stocznia Gdańska" - pisze Aleksandra Kozłowska w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Leon uciekinier

Do tej pory "pryskanie" miał już nieźle opanowane. W czasie wojny jako człowiek konspiracyjnej podchorążówki, uciekając przed gestapo, półnagi wyskoczył przez okno. Po klęsce powstania warszawskiego znów uciekł Niemcom.

- Przedostałem się do Krakowa. Tam znajomy, który zawsze powtarzał, że najbezpieczniej jest przy ogniu, załatwił mi robotę przy budowie torów pod Wrocławiem - wspominał w jednym z wywiadów. - Kiedy ruszył front, wywieziono nas w głąb Rzeszy i potem z jakiejś miejscowości pod Norymbergą udało mi się uciec przez linię frontu do Amerykanów. Kiedy mój brat Wacław, któryby! skrzypkiem w Londynie, potwierdził moją tożsamość, odzyskałem po kilku latach prawdziwe nazwisko i stałem się żołnierzem 356. jednostki 444. batalionu 3. Armii Pattona. Walczyliśmy w Czechosłowacji. Nasze jednostki wyzwalały żeński obóz, a po latach jedna z tych pań zobaczyła mnie w filmie i napisała do mnie piękny list z nadzieją, że to ja byłem tym amerykańskim żołnierzem, który ją oswobodził. Niestety, nie udało nam się spotkać, ale zachowałem ten list do dziś... - dodawał z rozmarzeniem urodzonego amanta (miał sześć żon).

Do Polski wrócił, by odnaleźć matkę (znalazł ją we Wrocławiu). W tym czasie jego dwaj bracia uciekli na Zachód. Leon też spróbował, ale został zatrzymany na południowej granicy. Przesłuchiwany w kilku więzieniach, miał się przyznać do przynależności do AK.

- Nie mogłem się przyznać - wspominał aktor. - To groziło naprawdę poważnymi konsekwencjami, a ja nie chciałem zgnić w mamrze. Łgałem na tyle dobrze, że w końcu uwierzyli, że nigdy nie byłem w AK i mnie wypuścili. Może to były początki mojego aktorstwa?

Wymyślił więc, że ucieknie przez północną granicę. Zatrudnił się w stoczni. - Byłem dwudziestoparoletnim chłopakiem i szybko zorientowałem się, że powrót po wojnie do Polski był moim największym błędem - opowiadał w rozmowie z "Gazetą". Stoczniowy plan się jednak nie powiódł.

- Wszędzie roiło się od ubecji. Stocznia była bardzo inwigilowana. Szybko zorientowali się, że coś knuję, i przenieśli mnie do biura. A tam z ucieczki nici - tłumaczył.

Jednak jako prawdziwy macho nie poddał się. Zaczął grać w stoczniowym teatrze amatorskim. - Takie teatry na przełomie lat 40. i 50. zeszłego wieku działały prawie przy każdym zakładzie pracy - mówi Anna Trojanowska z Biblioteki Gdańskiej PAN. - Mamy archiwalne afisze, czy raczej niewielkie zawiadomienia jakie pojawiały się na ulicach, zapowiadając przedstawienie dla dorosłych albo dla dzieci w wykonaniu amatorów z zakładów mięsnych, cukierniczych albo właśnie stoczni. Po wojnie ludzie tak byli spragnieni rozrywki, że każdy, kto tylko umiał grać czy to na skrzypcach czy na harmonii, zaraz w pracy zespół zakładał. A jak choć raz był w teatrze, to trupę teatralną amatorów organizował.

- Potem poznałem Iwo Galla i trafiłem do teatru Wybrzeże, którego był założycielem i pierwszym dyrektorem. Ale mimo że nie udało mi się uciec przez wielką wodę, i tak woda mnie wyrzuciła na Zachód. Mówię o filmie "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego - wielki sukces tego obrazu otworzył mi świat - przyznawał Niemczyk z dumą.

Słabość do morza jednak pozostała.

- Chciałbym po śmierci być spalony i rozsypany ponad falami Bałtyku. Trafiłbym może do skumbrii w tomacie i może zaszkodził tym wszystkim, których mam na widelcu - żartował (albo i nie) aktor.

Leon Abdul

Z amatorskiego teatru stoczni trafił w 1949 r. do Teatru Ziemi Pomorskiej w Bydgoszczy. Grał Gońca w "Mazepie" Słowackiego, Sir Andrzeja Chudogębę w "Wieczorze Trzech Króli" Szekspira i... Abdula Sulę w "Wielkiej grze". O tej socrealistycznej sztuczce w trzech aktach, "komedii politycznej o egzotycznym temacie", jak pisze recenzent "Głosu Wybrzeża" z 6 marca 1954 r., pewnie nie warto by nawet pamiętać, gdyby nie fakt, że jej premiera miała miejsce na scenie teatru Wybrzeże (ponieważ budynek na Targu Węglowym nie był wówczas jeszcze odbudowany, Wybrzeże wystawiało swoje spektakle na deskach Teatru Dramatycznego w Gdyni). Sztukę reżyserował Jerzy Zegalski, scenografię projektował znakomity Marian Kołodziej.

Autor "Wielkiej gry" Janusz Makarczyk bardzo lubił egotyczny anturaż - na swym koncie ma takie powieści, jak: "Wyzwolony harem", "Obrazki z Ameryki powojennej"

czy "Przez morza i dżungle". W "Wielkiej grze" podjął tak chętnie w tamtych latach poruszany temat wykorzystywania małych, słabych ekonomicznie krajów przez zachodni imperializm.

"O co toczy się Wielka gra? - pyta recenzent Głosu. - O Afganistan. Afganistan - tradycyjną sferę wpływów* Wielkiej Brytanii, cywilizują biali opiekunowie. Ludność tu tej sza nie umie czytać i Anglicy dbają o to, aby stan ten nie zmienił się. Za to budują drogi. Oczywiście nie dla Afganistanu, lecz dla siebie: trzy równoległe drogi strategiczne do granic radzieckiej Buchary. Niestety działa tu także coraz potężniejszy konkurent: Ameryka (...) Ameryka nie potrzebuje angielskiego rywala Budowę dróg przejmuj e firma amerykańska (...) Koszty wyniosą 90 milionów dolarów zamiast 17. Zapas złota w skarbie afganistańskim nie przekracza 100 milionów. Afganistan musi zaciągnąć pożyczkę. Pożyczkę dać może oczywiście Ameryka".

Pozytywnym zbiorowym bohaterem "Wielkiej gry" jest uciskany lud afgański. Lud reprezentował Leon Niemczyk (jako aktor Teatru Ziemi Pomorskiej występujący gościnnie), który wcielił się w postać Abdula Suli, służącego w poselstwie Wielkiej Brytanii. Była to rola drugoplanowa, ani "Głos Wybrzeża" ani "Dziennik Bałtycki" nie wymieniają Niemczyka w obsadzie.

"Zjadliwy i cięty dialog, przypominający niekiedy wielkiego mistrza tego gatunku komediowego, Bernarda Shaw - czyni z utworu Makarczyka jedno z ciekawych wydarzeń literackich ostatniego roku" - entuzjazmował się recenzent Dziennika".

- To był najgorszy okres Wybrzeża - mówi prof. Jan Ciechowicz, teatrolog z Uniwersytetu Gdańskiego. - We wczesnych latach 50., po odejściu Iwo Galia, w gdańskim teatrze kwitł socrealizm. Duża część aktorów wyjechała do Warszawy za Lidią Zamków, kierownikiem artystycznym Wybrzeża w latach 1953-54... Nic dziwnego, że i Niemczyk długo tu nie pozostał.

Rzeczywiście, w kwietniu 1954 r. Leon Niemczyk grał już w Teatrze Powszechnym w Łodzi, gdzie pracował do 1979 r. Potem grał już tylko w filmach.

Leon Niemczyk

Jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Urodził się 15 grudnia 1923 roku w Warszawie. W czasie wojny brał udział w walkach ruchu oporu, uczestniczył w powstaniu warszawskim, służył w 444. batalionie 3. Armii Pattona. Do Polski wrócił w 1947 roku. Karierę aktorską rozpoczął w teatrze w Stoczni Gdańskiej, potem był aktorem w Teatrze Ziemi Pomorskiej w Bydgoszczy. Od 1954 pracował w łódzkim Teatrze Powszechnym, który porzucił w 1979 r., by grać już wyłącznie w filmach. W kinie debiutował w 1953 roku w "Celulozie" Jerzego Kawalerowicza. Jego najważniejsze obrazy to: "Pociąg", "Krzyżacy", "Nóż w wodzie" i "Rękopis znaleziony w Saragossie".

Rola w "Nożu w wodzie" Romana Polańskiego otworzyła mu drzwi do kariery międzynarodowej, której jednak nie mógł rozwinąć tak, jakby sobie życzył. Przez dłuższy czas grał w filmach NRD-owskich (słynna tytułowa rola we wschodnioniemieckim westernie "Wódz Indian - Tecumseh"). Łącznie zagrał w ponad 400 filmach. Zmarł 29 listopada 2006 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji