Artykuły

Komedianci

Upodobanie do teatru sprawiło, że para malarzy aranżuje własny dom jak scenę. Każdy sprzęt jest rekwizytem - opowiada historię. Niegdyś gasthaus śląski, wypucowany do połysku, dziś siedziba artystów, nonszalancko zagracona - o michałowickim domu Kasi Rotkiewicz i Zbyszka Szumskiego z Teatru Cinema pisze Joanna Olech w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Majątek Ruchomy: jeleń i dwa niedźwiedzie naturalnej wielkości. Trzy kobiety drewniane w skąpych strojach, słusznego wzrostu. Pień rzeźnicki. Neon z głową daniela. Pół tuzina gorejących serc Jezusowych. Tuzin świętych Pańskich. Aeroplan drewniany. Fregata - model. Noga męska zgrabnie uformowana. Lisek żeliwny. Syfon. Ul pszczeli w kształcie penisa. Łabędź porcelanowy. Stół bilardowy. Girlanda w formie winnego grona, podświetlana. Dwie gomółki szklane. Krowa z gipsu. Dziewica purytańska z gwiaździstym sztandarem, średniego rozmiaru.

Michałowicki gasthaus jest przepastny i pakowny - życia nie starczy, żeby go zagracić.

Poznali się na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z Trójmiasta do małego karkonoskiego kurortu doprowadził ich łańcuch szczęśliwych zrządzeń losu. Bo Zbyszek wygrał konkurs na plakat Bo wyjechali do Wuppertalu odebrać nagrodę... Bo poznali Polaka - tancerza z zespołu Piny Bausch... Bo zachorowali na teatr... Bo na spływie kajakowym z przyjacielem wymyślili własną scenę... Bo potrzebowali siedziby dla teatru i lokum dla aktorów

I tak Kasia Rotkiewicz i Zbyszek Szumski, jeszcze przed chwilą posiadacze wspólnej pracowni z widokiem za zatokę, w roku 1992 spieniężyli gdańskie mieszkanie i kupili poniemieckie domiszcze u podnóża Śnieżnych Kotłów, do niedawna własność upadłego Funduszu Wczasów Pracowniczych. Dom wystawiony przez gminę na sprzedaż przez kilka lat nie mógł znaleźć nabywcy. Był splądrowany, ale w niezłym stanie. Zbyszkowi nostalgiczny kurorcik śląski wydał się podobny do Górnego Sopotu, gdzie się urodził. Decyzja o kupnie zapadła błyskawicznie, sprzedaż mieszkania dokonała się jeszcze szybciej - w przededniu Wigilii Kasia i Zbyszek wylądowali z gratami na ulicy. Meble poupychali po rodzinie, niemal rok przemieszkali kątem u znajomych, z doskoku doglądając remontu w Michałowicach. Urodził się Staś. Jesienią zjechali z noworodkiem do nowego domu. Remont c.o. miał się skończyć w czwartek. Minął czwartek i trzy kolejne czwartki, a ogrzewania nie było. Kiedy spadł pierwszy śnieg, fachowiec uciekł milczkiem, a oni pozostali w pustym domu z niemowlęciem i piecykiem elektrycznym. Zimy w Karkonoszach są 'przedwojenne' - śnieg po kalenicę i tunel wydrążony do najbliższego sklepu. Ogrzewali dwie izby. Małego Stasia wyprowadzali na spacer do przedpokoju, gdzie temperatura była bliska zera i świeżego powietrza pod dostatkiem. Nocą zdarzały się wyłączenia prądu, a wtedy zakładali czapki i brali synka pod pierzynę. Zimny wychów okazał się zbawienny - Staś nigdy nie choruje.

Wiosną zamieszkali z nimi przyjaciele - aktorzy. Porzuciwszy państwowe posady i służbowe mieszkania, utworzyli trupę teatralną. Odtąd objeżdżali sale teatralne na prowincji polonezem z przyczepką, na której wieźli dekoracje, rekwizyty i kostiumy do własnych spektakli. Zbyszek pełnił funkcję scenarzysty, reżysera, inspicjenta, muzycznego 'oprawcy'. Pierwszy był 'Dong' - widowisko oparte na limerykach i wierszykach absurdalnych Edwarda Leara. Bywało, że grali przed widownią złożoną z uczniów zasadniczej szkoły górniczej, z którymi staczali prawdziwe pojedynki o uwagę i zainteresowanie.

Ręcznie malowane kurtyny, czterej faceci w czarnych melonach, nonsensowne dialogi, śląskie salki teatralne z obiciami z czerwonego pluszu - wszystko to pomnażało atmosferę surrealizmu, która stała się znakiem rozpoznawczym Teatru Cinema. Udział w pierwszym festiwalu teatralnym i entuzjastycznie zrecenzowany przez Jeremiego Przyborę spektakl w telewizji zmienił charakter ich pracy. Ostatni raz wystawili 'Donga' w Kairze przed dwutysięczną widownią.

Zmienia się konfiguracja rezydentów domu. Aktorskie dzieci dorastają, przyjaciele kupują domy w sąsiedztwie. Ale Michałowice pozostają matecznikiem teatru - tu mieści się 180-metrowa sala prób wyłożona czarną gumą, stąd Kasia dowodzi impresariatem. Do dzisiaj pozostają jedynym bodaj w Polsce teatrem całkowicie niezależnym - bez etatów, pensji, instytucjonalnego opiekuna.

Inaczej niż trupa teatralna w podlubelskich Gardzienicach komedianci michałowiccy nigdy nie doświadczyli wrogości ze strony 'tutejszych'. Być może dlatego, że tutaj wszyscy są przyjezdni, tyle że z dłuższym stażem. W czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o komórkach, zaprzyjaźniony sklepowy pan Rysio, posiadacz jedynego we wsi telefonu, był niezawodną skrzynką kontaktową. Kiedy do teatru dzwonili cudzoziemcy, odczytywał z kartki fonetycznie napisane przez Kasię instrukcje albo rzucał w słuchawkę 'pliz łejt' i pędził co sił w nogach po sąsiadów. A kiedy na pocztę przychodziła do nich pocztówka z zagranicy z frywolnym obrazkiem - cała wieś komentowała wydarzenie poufale.

Dom michałowicki ma długą historię - jego najstarsza część pochodzi z roku 1640, a rosnący obok domu dąb, zabytek przyrody, jest jeszcze starszy. Kilka lat przed wojną dom kupiła rodzina Oppavskich - niemieckich hotelarzy. Rozbudowali go, wyposażyli w wygody. Nie zdążyli jedynie odtworzyć ogrodu zimowego - wielkiej przeszklonej werandy, która niegdyś przylegała do domu. Luksusowy pensjonat funkcjonował do końca wojny. Z nadejściem Armii Czerwonej Oppavscy uciekli do Niemiec.

Nastała era FWP. Michałowickie wczasowisko dawało zatrudnienie całej okolicy. Pan Zygmunt - dzisiaj konserwator i rezydent domu - jako dziecko przybiegał pod okno na zapleczu, przez które jego mama, szefowa kuchni, podawała mu obiad. A potem FWP splajtowało. Na szczęście nikomu nie przyszło do głowy 'modernizować' wystroju domu. Ocalała przedwojenna stolarka, żyrandole, nawet kaloryfery i piękne nietypowe klamki. Meble rozkradziono, uchował się jedynie stół dębowy i pień rzeźnicki - zbyt ciężkie dla złodzieja. I wszechobecne tabliczki: 'Żelazko wydaje pokojowa', 'Stanowisko do sprawiania ryb', 'Cisza nocna obowiązuje '. Dom miał fart - trafił do rąk artystów. Kasia i Zbyszek zerwali z podłóg twardą płytę spilśnioną (z której do dziś budują teatralne dekoracje) i odsłonili dechy. Stolarkę oczyścili z kilkunastu warstw farby, pokoje zapełnili meblami kupowanymi na targach staroci. Na ścianach zawisły dewocyjne oleodruki zbierane przez Mariusza, współlokatora i współzałożyciela teatru. Dom ma swoje tajemnice, choćby 'termos' - system docieplenia budynku, czyli sekretny korytarzyk, którym można obejść wszystkie pokoje. Tutaj Oppavscy ukryli swoje skarby w przededniu ucieczki. Na nic się to nie zdało - dom spenetrowano natychmiast po wyjeździe właścicieli. O tym epizodzie Kasia i Zbyszek dowiedzieli się od kuzyna Oppavskich, który pewnego dnia nieoczekiwanie podjechał taksówką i wdał się z rozmowę z nowymi gospodarzami. Początkowo spłoszony, po chwili nabrał odwagi i opowiedział swoją historię. W tym domu spędził pierwsze 16 lat życia. Oprowadził Szumskich po domu, opowiadając, jak był urządzony i jakie funkcje pełniły poszczególne pokoje. Wkrótce nadesłał przedwojenne fotografie, które dziś można zobaczyć na stronie internetowej teatru. W ślad za kuzynem odezwała się pani Barbara, córka przedwojennych właścicieli, dziś żona Anglika mieszkająca w Londynie. Po krótkiej wymianie listów do Michałowic zjechała cała rodzina - z dziećmi i synową w ciąży. Aczkolwiek na prawach gości - na trzy tygodnie wzięli dom we władanie. Pani Barbara podczas posiłków siadała u szczytu stołu i inicjowała wspólną modlitwę (po niemiecku). Niewidzialną ręką zarządzała domem na czas wizyty. Kasia i Zbyszek byli pod wrażeniem ciepłych stosunków rodzinnych w tej niemiecko-brytyjskiej familii. Nadal są w kontakcie.

Dom często gości zaprzyjaźnionych artystów. To tutaj Katarzyna Kozyra zrealizowała 'Opowieść zimową' - film inspirowany bajką o Królewnie Śnieżce. W scenerii karkonoskiej Kozyra zagrała Śnieżkę, role krasnoludków powierzając karzełkom w tyrolskich strojach. Złą Królową zagrał(a) Gloria Viagra - ruda piękność o tatuowanych udach - dwumetrowy drag queen z Berlina. Częstym gościem jest Mariola Brillowska, Polka mieszkająca w Hamburgu, która w Michałowicach realizuje swoje animowane filmy dla dorosłych. Sylwestry tutejsze są huczne i tłumne - co roku do dwustu gości tańczy na czarnej gumowej podłodze sali prób. Muzyka na krótko wypłasza z domu ducha. Nocne odgłosy kroków w bucikach na obcasach to nie biała dama, jak wydaje się gościom, tylko dzikie kuny wdrapujące się do domu po pniu zabytkowego dębu. Nocą kuny buszują po domu, omiatają ogonami półnagie rzeźby Bogdana Ziętka - fregatę, męską nogę, świętego Sebastiana, niedźwiedzia, dziewicę purytańską i niczemu się nie dziwią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji