Artykuły

Samotny umysł

Charlie jest królikiem doświadczalnym - albo raczej myszą, tytułowym Algernonem, którego losy są paralelne do jego własnych - o "Kwiatach dla Algernona" w reż. Rafała Sisickiego pisze Katarzyna Zielińska z Nowej siły krytycznej.

Charlie (Tomasz Błasiak, na zdjęciu) wita nas ryczącym śmiechem przygłupa. Siedzi przy stole i opowiada o testach psychologicznych, jakim poddają go ambitni uczeni. Znajomi na widowni śmieją się, widząc aktora wcielającego się w tak niezgrabną postać. Przykurczony, zgarbiony, głowa wciśnięta w ramiona, wykręcone jak u małpy palce, urywane ruchy, którym, podobnie jak umysłowi Charliego, brakuje elastyczności, no i ten charakterystyczny, nagły śmiech.

Męczące to towarzystwo. Trochę śmieszne, oczywiście, ale przede wszystkim trudne do zniesienia. Nadekspresywność Charliego, gwałtowne, nie znające umiaru zmiany wyrazu twarzy - od wyszczerzania się do straszliwego zdumienia - a przede wszystkim opowieści mężczyzny, z których wynika, że jest on pośmiewiskiem dla wszystkich swoich "przyjaciół", tylko nie zdaje sobie z tego sprawy - wszystko to budzi zmęczenie i zniechęcenie, ma się ochotę wyjść z sali. Zwłaszcza, że od początku do końca jesteśmy skazani na wyłączną i nieprzerwaną obecność Charliego, którego monolog jest przerywany tylko subtelnymi, czasem sekundowymi zmianami świateł.

Charlie jest królikiem doświadczalnym - albo raczej myszą, tytułowym Algernonem, którego losy są paralelne do jego własnych. Tak on, jak i biała mysz poddani zostali "operancji" mózgu. Dzięki niej iloraz inteligencji obojga powoli, ale systematycznie wzrasta. Dobrodziejstwo? Niekoniecznie, choć mogłoby się tak wydawać.

Dobrze znany czytelnikom fantastyki tekst Daniela Keyesa - jako opowiadanie i jako powieść - napisany jest w formie dzienników Charliego. Ogląd całej sytuacji dany jest wyłącznie z jego, skrajnie samotnej, perspektywy. Jako upośledzony ma nadzieję, że bycie "mondrym", co obiecują mu profesorowie, pozwoli mu wejść do społeczeństwa, zrozumieć innych i być przez nich zrozumianym. Jako coraz bardziej i bardziej inteligentny z przerażeniem stwierdza, że teraz ludzie z tym większą niechęcią się od niego odsuwają, bojąc się odkrycia niedostatków swojej wiedzy i bystrości. Coraz silniej przytłacza go poczucie zupełnego wyobcowania.

Charliego otaczają więc ludzie, których na dobrą sprawę mogłoby wcale nie być. W spektaklu Rafała Sisickiego rzeczywiście ich nie ma. Jest aktor, który w absolutnej samotności mierzy się z trudem tworzenia postaci, dla której nie ma chyba porównania. Z jednej strony ta decyzja reżyserska jest adekwatna do opowiadanej historii - spektaklowy Charlie nie ma w nikim i w niczym oparcia, siedzi sam jeden za stołem, otoczony metalowymi szufladami na dokumenty: obiekt badań w zamkniętej i sterylnej przestrzeni. Jego jedynymi towarzyszami są dyktafon i coś w rodzaju telewizora, emitującego programy działające na podświadomość. W jego niebieskim świetle, kontrastującym z czernią nocy, zawinięta jeszcze w pooperacyjne bandaże głowa śpiącego Charliego wygląda bezbronnie i żałośnie.

Z drugiej strony zastanawiam się, czy nie lepiej by było - wbrew strukturze tekstu - wprowadzić jednak na scenę postaci z otoczenia Charliego, choćby w krótkich przebitkach. Rola tak gwałtownie zmieniającego się człowieka jest trudna i Błasiak nie do końca sobie z nią radzi. Postać upośledzonego jest prosta do skonstruowania - wystarczy parę podpatrzonych, znamiennych dziwactw i gotowe - ale już przechodzenie na "mądrą stronę mocy" to bardzo śliski moment. Błasiak po prostu zmienia w pewnym momencie ton głosu i w ramach jednej wypowiedzi zaczyna mówić normalnie i spokojnie, jak zwyczajny mężczyzna. Wtrącanie przedtem kilku trudniejszych słów i bardziej skomplikowanych sformułowań nie wystarcza, żeby upłynnić to przejście. Przygłup - mocno i wyraziście zagrany - zmienia się nagle w tęsknie monologującego samotnika, dręczącego się dziesiątkami istotnych pytań takich, jak: dlaczego wszyscy udają innych, niż są? Robi się nudno. Gdyby otoczenie Charliego zmaterializowało się, ciężar tej skomplikowanej roli rozłożyłby się na więcej osób, nie zrobiłoby się to też w pewnym momencie nużące i nieinteresujące. Tomasz Błasiak nie jest bowiem jeszcze aktorem, który, monologując, byłby w stanie przez półtorej godziny zawładnąć świadomością widza.

Równie gwałtowny jest regres Charliego - tym razem zmiana robi bardzo bolesne wrażenie, mężczyzna traci nabytą siłę i niepohamowanie popada z powrotem w umysłowość i styl mówienia człowieka upośledzonego. Raz wyrywa mu się zrozpaczony okrzyk chorego - i tym samym Charlie wpada w pułapkę, ześlizguje się ku swej poprzedniej postaci, czy, może lepiej, wersji. Ale to już końcówka spektaklu. Jednocześnie za długiego, by przykuwał cały czas uwagę i za krótkiego, by historia Charliego wygrała się dostatecznie przejmująco. Tak naprawdę silne wrażenie pozostaje tylko po pierwszej części z upośledzonym jeszcze Charliem - etapy działania cudownej operacji i drastyczny regres wydają się mimo wszystko nie tak dobrze jak ona dopracowane i zaledwie do niej doklejone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji