Artykuły

Jestem mocno przeterminowany

- W tym zawodzie wiele się zmieniło i okazuje się, że gra ten, kto chce grać, a nie ten, który potrafi. Zalała nas fala chamstwa - mówi warszawski aktor WIESŁAW MICHNIKOWSKI.

Wiesław Michnikowski. Pełen słodyczy, czysty i niewinny - tak przed laty o początkującym wówczas aktorze mówili Erwin Axer i Kazimierz Rudzki. Wiesław Michnikowski nie zawiódł zaufania swoich mistrzów. Stał się wybitnym aktorem komediowym, ikoną polskich kabaretów: Wagabundy, Dudka i Starszych Panów. Z okazji 50-lecia Telewizji Polskiej został uznany "Gwiazdą Telewizji Polskiej", a rok później podczas gali Telekamer Tele Tygodnia (2003 rok) otrzymał nagrodę specjalną - "Złote Spinki".

Zakłada Pan czasami te złote spinki, czy tylko lezą one sobie w szufladzie jako trofeum?

- Wszystkie nagrody, które dotychczas otrzymałem, są niezwykle miłe, ale nie ubieram się aż tak elegancko, żeby zakładać złote spinki. Noszę się bardziej swobodnie, raczej klasycznie.

Słynie Pan z dużego poczucia humoru. Czy rola kobiety w filmie "Seksmisja" była dla Pana wyzwaniem?

- Kiedy Juliusz Machulski zaproponował mi tę rolę, natychmiast się zgodziłem, ponieważ było to nareszcie coś innego, zabawnego. Tym bardziej że Erwin Axer zawsze mi powtarzał, że powinienem zagrać starą kobietę. Właśnie dlatego dedykowałem mu tę rolę. Nie należę jednak do aktorów, którzy żartują na planie, dowcipkują na temat postaci. Każdą rolę komediową, również Jej Ekscelencję w "Seksmisji", traktowałem niezwykle serio.

Od czasu, kiedy w 2001 roku wystąpił Pan w "Na dobre i na złe" nie gra Pan w żadnych produkcjach telewizyjnych. Odmawia Pan, czy nie ma satysfakcjonujących propozycji?

- Nie ma satysfakcjonujących mnie propozycji, a te, które mi proponują, są raczej niepoważne. Niestety, w tym zawodzie wiele się zmieniło i okazuje się, że gra ten, kto chce grać, a nie ten, który potrafi. Zalała nas fala chamstwa. Od czasu do czasu nagrywam więc Papę Smerfa, a poza tym nie mam nic do roboty. Rozwiązuję krzyżówki.

Ćwiczy Pan stan umysłu?

- Nie wiem, czy stan umysłu, ale pamięć na pewno. Zastanawiam się tylko, kto je układa, bo czasem spotykam się z tak abstrakcyjnymi hasłami jak: "zabiła siostrę za malin dzban", a w rozwiązaniu okazuje się, że chodzi o Alinę.

Skoro mowa o "Balladynie" - zagrał Pan tam Chochlika, ale ma Pan na koncie również wiele ról dramatycznych jak: Nick w "Marii Stuart", Strzałka w "Skąpcu", AA w "Emigrantach". Dlaczego większość widzów kojarzy Pana wyłącznie z kabaretem? - Rzeczywiście, zagrałem wiele ciekawych ról. Wystąpiłem niemal we wszystkich premierach Sławomira Mrożka, a jedyne, co widzowie pamiętają to "Addio pomidory" Wasowskiego i Przybory z Kabaretu Starszych Panów. Dlatego czułem się bardzo usatysfakcjonowany, kiedy mój przyjaciel Jerzy Kreczmar w czasach, gdy grałem w "Się kochamy", miał odwagę obsadzić mnie w dramatycznej roli w "Urodzinach Stanleya". Zawsze będę mu wdzięczny, że dojrzał we mnie aktora dramatycznego.

Teraz żyje Pan w zaciszu domowego ogniska. Dlaczego nie udziela się Pan towarzysko, nie bywa Pan na żądnych rautach, bankietach?

- Szczerze Pani powiem, że nie wytrzymuję już imprez, na których jest tłum ludzi. Męczy mnie to, więc ich unikam. Nie przepadam też za spacerami, najlepiej czuję się w domu. Czasami wychodzę tylko na balkon.

Ale zachował Pan pogodę ducha...

- Można to tak nazwać. Staram się uśmiechać, chociaż jestem już mocno przeterminowany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji