Witajcie w kabarecie
"Songi" w reż. Tomasza Dutkiewicza w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Życiu Warszawy.
Szlagiery Brechta nie tracą na aktualności. Przynajmniej podczas wieczoru w nastroju przedwojennego kabaretu w teatrze Komedii.
Tomasz Dutkiewicz, przenosząc się z dyrektorskiego stołka w Bielsku-Białej do stołecznej Komedii, zabrał ze sobą "Songi", spektakl złożony ze standardów duetu Bertolt Brecht/Kurt Weill. Marzeniem reżysera było całkowite przeniesienie publiczności w klimat berlińskich kabaretów lat 20. i 30. Tylko w części mu się to udało, bo tekstów Brechta od współczesności oddzielić się nie da. I bardzo dobrze.
Wstęp do tego niecodziennego kabaretu kosztuje, o zgrozo!, 120 zł. Ale za to siedzimy przy stolikach w samym środku akcji. Przed nami scena nadbudowana nad widownią teatru, za nami barowy kontuar, gdzie nie tylko możemy zamówić trunki, ale gdzie także toczy się gra.
W spektaklu niczego nie brakuje. Jest muzyka na żywo, są kuszące kobiety i przystojni mężczyźni. Jest i konferansjer z nieodłączną laską, we fraku i cylindrze, który dyryguje artystami niczym treser w cyrku. Nie waha się nawiązywać dialogu z publiką, to upominając ją, to strojąc groteskowe miny. Wejścia znakomitego w tej roli Grzegorza Wonsa (grającego na zmianę z Arturem Barcisiem) w oparach kłębiącego się papierosowego dymu najpełniej oddają klimat przedwojennego lokalu o wątpliwej proweniencji.
Gwiazdą wieczoru jest jednak Barbara Melzer (dublowana przez Agnieszkę Dru-mińską). Znana z muzycznych popisów ha scenie Teatru Buffo, pokazuje, że ma
też duży talent dramatyczny. Poruszający w jej wykonaniu staje się song o dziewczynie, która marzyła o bogatym mężu, a zmuszona została do małżeństwa z prostym chłopakiem. Dzięki jej emocjom pozostałe songi zaczynamy czytać jako coś więcej niż tylko zabawne kawałki o prostytutkach, robotnikach i wytwornych dżentelmenach.
Teksty Brechta się nie starzeją, bo przecież marzenia o wyjeździe do lepszego świata czy drwina z politycznych elit to nasza codzienność.