Artykuły

Resentymenty

Przeczytałem zeszłotygodniowy felieton sąsiada pt. "Słowo alergiczne" o ostatniej premierze w bielsko-bialskim teatrze, czytuję także bieżące komentarze internautów do naszych felietonów. Ileż wszędzie animozji i kompleksów! A przecież teatr robi się po to, by poruszał ludzkie umysły i serca. I tak stało się w teatrze Roberta Talarczyka, co potwierdza Michał Smolorz swoimi wywodami, zaś felietony bez elementu prawdy i prowokacji są - jak się przed wojną mówiło w Szopienicach - do "rzyci wrazić" - pisze Kazimierz Kutz w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Najgorzej jest z komentatorami naszych cotygodniowych "klasówek" w internecie. Ci panowie są przeważnie mało eleganccy, obrzucają nas swoimi niewybrednymi ekstrementualiami [!], ale i oni są przykładem nieobojętności, choć zamieniają swoje anonimowe spluwaczki na hazielki.

Ale jeśli ujdzie z nich nieczysta energia i my ze Smolorzem zastąpimy im częściowo spowiedź konfesjonalną, to dobre i to; wyspowiadana w internecie głupota albo nienawiść jakoś ujdzie, bo trochę oczyści duszyczkę anonima. Ale wszyscy my razem: piszący, czytający i reagujący, stanowimy wielką rodzinę ludzi opętanych resentymentami. Niby każda ryba inna, a zapach morza ten sam.

Według Nietzschego "resentyment to zgoda na cierpiętnictwo, poczucie, że jest się poniżonym przez los i ludzi, to chroniczne litowanie się nad sobą, przyjęcie postawy ofiary". Cała tzw. Mitteleuropa jest jednym wielkim buszem postkolonialnym, czyli kotłem narodów gnębionych przez ostatnie stulecia, wypełnionym po brzegi resentymentami. Polska była swego czasu państwem sarmackim [czyli państwem sukcesu!], imperialnym i kolonizowała inne narody, zwłaszcza te zza Bugu. Teraz, z nastaniem demokracji, Polska pęcznieje resentymentami z trzystuletnimi rodowodami. Ba! Stały się one fundamentem ideologicznym "państwa historycznego" braci Kaczyńskich. I to jest nasza mizeria, bo ideologizuje się i podnosi "filozofię" historycznych krzywd do rangi doktryny państwowej. Ten "intelektualny" bagaż, wypichcony w sosie narodowym, w znacznym stopniu uniemożliwia komunikację językową z państwami europejskimi, które nigdy nie doznały naporu resentymentów bądź dawno się z nich wyleczyły. Widać to przy każdorazowych ekskursjach zagranicznych braci Kaczyńskich. IV RP nosi w sobie genetyczne kalectwo! Tym też należy uzasadniać chęć (w ostatnich wyborach) przejęcia samorządów, ich ubezwłasnowolnienia, kontrolowania (i dysponowania środkami unijnymi), co w prostej konsekwencji zmierza do scentralizowania władzy w ręku jednej partii. A wszystko owiane manią prześladowczą PiS-u, czyli posługiwanie się w walce z przeciwnikami techniką insynuacji, pomówień i wyciąganiem teczek z ubeckich szaf - którymi wyłącznie dysponują - by ich skompromitować lub kogoś cywilnie unicestwić. Modelowanie takiego państwa nasuwa uzasadnione przypuszczenia, że zmierzamy w stronę Białorusi, a nie Niemiec.

Dlatego cieszy postawa i zwycięstwo niezależnych kandydatów do samorządów. To było manifestacyjne przeciwstawienie się obywateli polityce braci Kaczyńskich, co dowodziłoby przemian mentalnych społeczeństwa; potrzeby odchodzenia od resentymentów i domaganie się konstytucyjnej empirii państwa obywatelskiego. To jest niezwykle ważne wydarzenie, które wskazuje, że tylko droga osiągania sukcesów lokalnych prowadzi do wyzbywania się resentymentów i "wybijania się na europejskość". Czas "wybijania się na niepodległość" jest li tylko kategorią pamięci: to stara i spełniona bajka. Budowanie dziś na niej państwowej racji stanu jest banalną niedorzecznością, a nawet duchowym inwalidztwem.

W tym miejscu wracam do śląskich baranów. Oryginalna i wielowiekowa historia wędrownika przez imperia i państwa, a potem przez minione formy podziałów administracyjnych, ich nawroty w jeszcze innej konfiguracji, aż po podziały dzisiejsze czynią z Górnego Śląska gruszkę Bessemera* na fulu. Do tego dochodzą stare kompleksy pograniczne i nowe imigracyjne, narodowościowe, etniczne i społeczne, a także minionych i nowych podziałów klasowych, dziedzicznej biedy i nowobogactwa - wszystko to jest jak kocioł z dymiącą grochówką w środku buszu. Cała ta skomplikowana materia resentymentów Górnego Śląska, tak dramatycznie odbiegająca od doświadczeń innych dzielnic Polski, może jedynie być rozwiązana pełnym i niczym nieskrępowanym samorządzeniem się. By sprostać tym skomplikowanym sprawom, zachodzi konieczność silnej integracji zarządów gmin na poziomie subregionalnym oraz wojewódzkim i taka struktura mogłaby przemieniać się z czasem w formę autonomiczną Górnego Śląska.

Niechby subregion częstochowski uchwalał swoje, podobnie byłe Zagłębie, byłe województwo bielsko-bialskie czy aglomeracja postprzemysłowa wokół katowickiej metropolii. Państwo winno być pomocnikiem w organizowaniu takiego ładu, jego katalizatorem i orędownikiem. Tymczasem rząd chce być ideologiczny, władczy, nadzorczy i kontrolujący, jakby samorządowcy byli potencjalnymi przestępcami. Nie pamiętam, aby skłonności prześladowcze były zapisem konstytucyjnym.

Ile jest jeszcze do demokratycznego uładzenia, widać po opisie ostatniej premiery w Bielsku-Białej przez Michała Smolorza. I wszelakich reakcji na ten fakt teatralny i publicystyczny. I jego społeczną reperkusję.

*konwektor umożliwiający pozyskiwanie stali

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji