Kobiety objaśniają świat
TWÓJ STYL: Czy dramatopisarstwo może być zawodem?
Lidia Amejko: Chyba tylko w tym sensie, że sprawia zawód wszystkim naokoło. Reżyserzy i dyrektorzy teatrów jęczą, że polska dramaturgia współczesna nie istnieje, a ja nie dość, że muszę udowadniać własne istnienie, walczę o fizyczne przetrwanie.
TS: Czy dzisiaj można się utrzymać z pisania dramatów?
LA: Ja nie mogę. Autor dostaje dziesięć procent od wpływów za bilety. Są jeszcze nagrody, ale one działają jak dobór naturalny Darwina: pozwalają przetrwać najlepiej przystosowanym. Ubolewania nad kondycją polskiego dramatu są fałszywe. Dramat nie jest potrzebny, ponieważ reżyserzy sami sobie majstrują sztuki z prozy. Do tego potrzeba tylko nożyczek i taśmy klejącej.
TS: Pani definicja życia zawarta w tytule sztuki Nondum brzmi: "jeszcze nie", co należy odczytać jako: żyje ten, kto jeszcze nie umarł. Pesymizm to czy optymizm?
LA: To wariant optymistyczny, bo eliminuje śmierć. Nie ma jej, dopóki nie umarliśmy. Śmiercią należy się martwić po śmierci.
TS: Bohaterami Pani sztuk: "Męki Pańskiej w butelce", "Farrago" czy "Nondum" są mężczyźni. Dlaczego to ich obarcza Pani odpowiedzialnością za świat?
LA: Ten, kto ma więcej władzy, jest bardziej odpowiedzialny za to, co robi. Ale nie zgadzam się z tym, że bohaterami moich sztuk są mężczyźni. W "Męce..." główną postacią jest Gumajka. W "Nondumie" posługaczka Emilia jest znacznie ciekawsza niż tytułowy Nondum. A jeśli sztuka nie nazywa się Emilia, to tylko dlatego, że my wszyscy, kobiety i mężczyźni, jesteśmy Nondumami wobec Tego, który ma władzę absolutną. Moje kobiety też mają swój kawałek władzy: objaśniają świat facetom.
TS: W polskim kinie nie ma ról dla kobiet. Czy w teatrze też łatwiej wyobrazić sobie ciekawszego mężczyznę?
LA: Śmieszniejszego na pewno łatwiej.
TS: W Pani sztukach jest wiele metafizyki. Czego szuka Pani w teatrze?
LA: Widowni. To najbardziej fascynująca i nieprzewidywalna część spektaklu. Ludzie są razem, ale i osobno, bywają nastawieni wrogo albo przyjaźnie, dają energię albo ją zabierają. Szkoda, że później idą do szatni.