Artykuły

Jedno pytanie do Jerzego Sthura

- Coraz mi trudniej w teatrze uwierzyć. Bo choć zawsze ceniłem umiejętność stwarzania w teatrze iluzji, to jednak widzę, że nie ma już takich genialnych rzemieślników teatru, którzy tę iluzję potrafią stwarzać, takich, jak Tadeusz Łomnicki, który wciągał mnie w swoją magię. Mnie może dwa - trzy razy w życiu też się to udało - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Marią Malatyńską w Gazecie Krakowskiej.

Wyrwałam Pana na chwilę wprost "z ramion" Becketta, czyli z prób szwajcarskiej sztuki "Drugi upadek albo Godot akt III". Przygotowuje Pan w Szkole Teatralnej, razem z Jerzym Trelą, tę jakąś dziwną "wariację" na nieśmiertelnym dramacie "Czekając na Godota", nazywając tę pracę już w założeniu pastiszem. Czy jest to tylko działanie okolicznościowe, czyli przypomnienie, że kończy się Rok Beckettowski i my tu w Szkole też zaznaczamy swoją obecność? Czy też są to odniesienia do autorytetów teatralnych, pokazujące ciągłość teatralną, własne ustosunkowanie się do tradycji? Albo nawet jest to ciepłe przypomnienie kochanych postaci, bo w tej chwili niemal nie ma różnicy merytorycznej między Beckettem a Godotem. Zarówno autor, jak i jego bohater stali się podobnymi pojęciami z kręgu wielkiej, klasycznej fikcji. Wiecznym punktem odniesienia.

W tym pytaniu jest kilka nurtów. Czasem zauważam, że wyszukiwanie tematów kiedyś wymyślonych i obrabianie ich, ubieranie ich w inne szaty, jest wyrazem także i pewnej pustki dzisiejszego teatru. Gdy oglądam przeróbki np. naszego Janusza Głowackiego, którego bardzo lubię, bo lubię jego wyczulenie na język, a więc, gdy oglądam jego przeróbki "Antygony" czy "Trzech sióstr", także, gdy patrzę na różne wariacje na tematy szekspirowskie, to mam poczucie, że są to w jakimś stopniu ersatze, które często powstają z braku pomysłu na oryginalną formę. To jest jeden nurt. Drugi - to ten, który wywodzi się bardziej z Pirandella. Ze ta scena i to, co autor kiedyś wymyślił, staje się "więzieniem", czymś, z czego postaci chciałyby się wyzwolić. To mi się bardziej podoba.

Sam robiłem Pirandella, "Sześć postaci scenicznych w poszukiwaniu autora", z piękną rolą Tomka Kota, który robi już ogólnopolską karierę. Taką zabawę lubię, bo ona uruchamia moją wyobraźnię. Chciałbym nawet zobaczyć, co by było, gdyby postać chciała żyć własnym życiem. Myślę, że sztuczka "Drugi upadek" penetruje ten właśnie nurt poszukiwań, wyzwolenia się z wszechwładzy autora. Byłby to też przypadek wyzwalania się aktora spod władzy reżysera. Po to, by żyć własnym życiem. Czeka więc tylko na otwarcie kurtyny, żeby mu już nikt nie zaingerował w jego życie. Ten nurt mi się podoba.

Wspomina się, przy okazji pracy nad tą sztuką, różne sztuki Becketta. Są "Radosne dni", jest właśnie "Czekając na Godota"... Musiało się więc narodzić pytanie, co tak naprawdę pozostaje mi z różnych sztuk tego autora. I odpowiadani sobie, że pozostają, przede wszystkim, niesłychanie wzruszające związki między ludźmi. To, że ludzie nie mogą się od siebie oderwać. Że są z sobą spętani na całe życie, na dobre i na złe. Że jest jakaś logiczna, myślowa i estetyczna łączność między tymi postaciami: Estragon i Władymir, Władymir i Estragon, niczym Orfeusz i Eurydyka, związek już niemal frazeologiczny". I myślę, że to mi najbardziej z Becketta pozostaje. Nie szarość, nie ciemność, nie daltonizm świata, nie samotność ludzka, nie bezsens, nie absurd naszego świata - ale właśnie to wzruszające połączenie ludzkie. I choć Beckett, jako pojęcie, bardziej jest wyrazem samotności, klaustrofobii, braku porozumienia..., to jednak ludzie, których stworzył - są razem. A przez pryzmat tej szwajcarskiej sztuki dostrzega się w tej wspólnocie momenty nieraz bardzo śmieszne, nieraz autoironiczne - co też mi się podoba... bo ja bardzo nie lubię teatru "zadętego na serio". Ja lubię teatr, który rozsuwa kurtyny, i który nie ukrywa, że jest teatrem.

Coraz mi trudniej w teatrze uwierzyć. Bo choć zawsze ceniłem umiejętność stwarzania w teatrze iluzji, to jednak widzę, że nie ma już takich genialnych rzemieślników teatru, którzy tę iluzję potrafią stwarzać, takich, jak Tadeusz Łomnicki, który wciągał mnie w swoją magię. Mnie może dwa - trzy razy w życiu też się to udało. W scenie epilepsji Porfirego Piotrowicza w "Zbrodni i karze", gdy widzowie naprawdę się bali, że się z aktorem coś stało, a był to tylko, jak sam Porfiry mówi, "ataczek malutki". A nieraz udaje mi się zahipnotyzować widzów może w "Kontrabasiście"... ale takiego rzemiosła artystycznego już nie ma, dlatego wolę, gdy teatr odkrywa swoją sztuczność. I tym się bawię.

Droga Pirandellowska najlepiej mi odpowiada: poprzez samodzielność postaci, które chcą się wyrwać z fabuły, można widzieć rzecz o kondycji ludzkiej. A czy boję się tego zaistnienia w ramach beckettowskich obchodów? Nie, bo to jest suplement, jakby coś poza konkursem, a dla prawdziwych "Beckettowców" to będzie tylko żart. W czymś takim właśnie chciałem wziąć udział. Gdyby to miało być na serio, to byłaby inna praca. Nie mam tu doświadczeń, nigdy Becketta nie grałem, widziałem niewiele przedstawień, zresztą tacy autorzy, jak Beckett, nawet bardziej niż Pinter, to są autorzy, którzy zmieniają się wraz z epoką. Dlatego te przedstawienia są różne. I pewnie w tym beckettowskim festiwalu będzie można to w pewnym stopniu zobaczyć. Bo przecież na pewno "Beckett" z Piccolo Teatro w Mediolanie będzie kompletnie różny od jakiegokolwiek Becketta polskiego. A my tak na boczku, choć także "o sobie". Powiemy: "40 lat czekamy na tej scenie"... a to przecież o nas. Mnie głęboko wzrusza obecność Jurka Treli na scenie. I moja możliwość grania z nim. Rzeczywiście, 40 lat temu po raz pierwszy wystąpiliśmy razem. I Szkoła jest bardzo dobrym miejscem, żeby pokazać to, co bardziej jest "losem aktora". Scenę, na której spędzili całe życie i na której wciąż czekają. I na zakończenie, gdy głos z góry mówi, że nie ma tej "czwartej ściany", możecie sobie panowie już wyjść, oni podchodzą i mówią: "Wyjdziemy? Jednak nie, tam jest jakieś bagienko, zostajemy. .." W naszych ustach może to nabrać większego znaczenia, bo utożsamiamy się z ludźmi, którzy scenie poświęcili życie. Jeszcze jest trochę niespodzianek, których nie ujawniam. Jutro zobaczymy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji