Artykuły

Śmierć w cieniu areny

Po raz szósty w swych 40-letnich dziejach Teatr Wielki wystawił "Carmen". Hiszpańskie w klimacie dzieło Georgesa Bizeta to gwarancja zainteresowania widowni. Nowa produkcja może liczyć na powodzenie, ale...

...wspaniała muzyka musi nabrać życia. Maestro Tadeusz Wojciechowski (szef artystyczny Filharmonii Łódzkiej) stara się ją przekazać z nadzwyczajnym pietyzmem i precyzją, lecz bez ujawniania temperamentu. Emocje zaklęte w dźwiękach schodzą na zbyt daleki plan. To, co płynie z kanału orkiestrowego, urzeka, ale nie porywa.

A muzyka właśnie określa charaktery i niesie cały ten ognisty dramat namiętności. Samym żywiołem powinna być, łamiąca serca, Carmen. Agnieszka Makówka w tytułowej partii mogła się podobać. Choć jej mezzosopran do wielkich nie należy, ma urodę i barwę. Jej Carmen dobrze by służyło więcej aktorskiej pewności siebie, takiej, jaka cechowała jej przyjaciółki. Zwykle w inscenizacjach schodzą na margines, tu śliczne i seksowne Frasquita (Małgorzata Kulińska) oraz Mercedes (Jadwiga Wiktorska-Zając) świetnie zaznaczyły swoją obecność wokalnie i aktorsko. Wielką klasę zaprezentował Krzysztof Bednarek jako oszalały z miłości Don Jose. Artysta ma wspaniały głos i znakomitą umiejętność podkreślania nastroju każdej sytuacji. Kolejny raz Dorota Wójcik pokazała, że jako skromna Micaela, zakochana w Don Jose nie ma sobie równych. Wrażenie zrobił efektowny baryton Zenona Kowalskiego jako toreadora Escamillo. Brawa dla chóru przygotowanego przez Marka Jaszczaka. O choreograficzne tło zadbała Dobrosława Gutek-Woźniak.

Reżyser Laco Adamik (w Łodzi realizował "Cyganerię" w 1977 roku i "Makbeta" w roku 1991) wpisuje historię Cyganki i żołnierza w szerszy kontekst. Niemal filmowo (analogie do "Ziemi obiecanej" nasuwają się same) wyglądają sceny rozgrywające się w fabryce cygar i na ulicy. Akcja toczy się symultanicznie - obserwujemy co dzieje się w halach, zanim robotnice wyjdą na papierosa i spotkają się z wypatrującymi ich adoratorami. Pojawienie się Carmen (pali grube cygaro), kwiat rzucony sierżantowi Don Jose rozpocznie uczuciową rozgrywkę na śmierć i życie. Reżyser nie wyprowadza bohaterów z okolic fabryki nawet w scenach z przemytnikami, w oryginale rozgrywających się w górach. Inscenizacyjna dosadność efektownie zmienia się w finale. Widać wejście na arenę, białe zastawki z boku (niczym w japońskim teatrze cieni). To tu rozegra się ostateczny dramat. Tłum gra w "Carmen" istotną rolę, ale Adamik nie przekonuje do sposobu operowania nim. Sztucznie wpisana w całość jest scenka zabawy dzieci, zabrakło pomysłu na wprowadzenie oczekiwanego Escamilla, a parada toreadorów i pikadorów jest niemal całkowicie zasłonięta dla widzów.

Autor scenografii, Milan David, skutecznie połączył realistyczne obrazy z malarskim zakończeniem. Gorzej wypadły zaprojektowane przez niego kostiumy. Scenę zalewa czerń przetykana bielą, a w finale szczególny akcent mają stanowić czerwone rękawiczki i kwiaty. Czarno ubrana Carmen na koniec dostaje bordową suknię z trenem.

Czy, sumując "za" i "przeciw" warto się wybrać na "Carmen"? Warto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji