Artykuły

Potrzeba opowiadania życia

Spektakl wymagał od widza podobnego skupienia, jakie wymagane jest od słuchacza audycji radiowej, w której opowiada się bardzo, bardzo autentyczne historie o bardzo, bardzo autentycznych ludziach - o spektaklu "Cios" w Teatrze Studyjnym w Łodzi specjalnie dla e-teatru pisze Łukasz Pięta.

Teatr Studyjny w Łodzi jest obecnie jedynym żywym teatrem w tym mieście. Mówiąc "żywy", mam na myśli taki, w którym istnieje faktyczny i całkowicie prawdziwy przepływ aktualnych i najważniejszych problemów, z którymi stykamy się "tu i teraz" i nie jesteśmy wobec nich obojętni.

Dzieje się tak dlatego, że Teatr Studyjny jest teatrem studenckim, gdzie swoje pierwsze, poważne kroki aktorskie stawiają młodzi adepci Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej. Ma to oczywiście wady i zalety. Podstawową korzyścią płynącą z działania tego teatru jest właśnie to, że zawsze będą w nim spektakle realizowane przez młodych, czasami szalenie energetycznych ludzi. Natomiast największą i nieubłaganą szkodą jest to, że Teatr Studyjny, z nielicznymi wyjątkami, pokazuje przedstawienia tylko przez jeden sezon.

17 listopada 2006 roku w Teatrze Studyjnym odbył się pokaz spektaklu "Bash (Cios)" na podstawie tekstów Neila LaBute w reżyserii Bartosza Kowalczyka. Był to pokaz przedpremierowy, ponieważ twórcy uznali, że praca nad tym spektaklem nie jest jeszcze zakończona. Przedstawienie zaczęło się intrygującą sceną, kiedy w rytm piosenki cztery postacie, niezależnie od siebie, powtarzały cyklicznie układy ruchów. Niestety na tym własciwie skończyła się aranżacja ruchowa całego spektaklu.

"Cios" w Teatrze Studyjnym to trzy przeplatające się, jednakże nie połączone fabularnie jednoaktówki, w których bohaterowie mają nieodpartą potrzebę opowiadania historii swojego życia. Wszystko utrzymane w konwencji modnej psychoterapii dawało ogólny obraz przedstawienia, które było przegadane i nużące. Bardzo często chciało się wytchnienia od traumatycznych opowieści-monologów i podobnej dynamiki wizualnej, jaka zaistniała w scenie otwierającej spektakl. Niestety przedstawienie do końca pozostało zamknięte w pudełku konfesyjnej konwencji.

Każda z jednoaktówek była zorganizowana w taki sposób, że postać lub postacie, głównie siedząc, opowiadały, albo inaczej - zwierzały się ze swoich najbardziej traumatycznych historii. Byli to z pozoru zwykli ludzie, którzy stopniowo zaczynali przerażać, ponieważ ich monologi udowadniały, że nawet z pozoru szara i zupełnie niewyróżniająca się z tłumu osoba, może posunąć się do tak niewyobrażalnego czynu, jak np. zabicie własnego dziecka. Jednakże te interesujące opowieści pozostawały cały czas jedynie długimi monologami, które wymagały od widza podobnego skupienia, jakiego wymaga się od słuchacza audycji radiowej, w której opowiada się bardzo, bardzo autentyczne historie o bardzo, bardzo autentycznych ludziach. Wszystko w porządku, ale w teatrze trzeba czegoś więcej, bo zwykła konfesja, nawet najdoskonalsza, już dawno przestała wystarczać.

Pocieszające jest to, iż sami twórcy spektaklu wiedzą doskonale, że trzeba nad nim jeszcze popracować. Miejmy nadzieję, że na pokazie premierowym, zarówno reżyser, jak i aktorzy poszukają jakiegoś sposobu, by widz z równym zaangażowaniem korzystał ze zmysłu wzroku, jak słuchu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji