Artykuły

Polak, czyli Rumun i Niemiec

18 listopada Jan Klata dopnie w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu projekt "Transfer" o polsko-niemieckich wypędzeniach, a Przemysław Wojcieszek wystawi w TR Warszawa "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" - debiutancki dramat Doroty Masłowskiej.

Nie tyle ważne jest, kto z tej konfrontacji wyjdzie zwycięsko, ale jakie armaty w siebie - czy może raczej w nas - obie strony wycelowały. Spektakl Klaty będzie się koncentrował na problemie polsko-niemieckiego sąsiedztwa, kwestii nierozliczonych win, powojennych porządków, zarządzeń, kto powinien wyjechać, a kto zostać. W tle oczywiście wielcy tamtego czasu - Stalin, Roosevelt i Churchill - dzielący mapę Europy. A z przodu wygnańcy - Polacy i Niemcy. Kluczem do tej opowieści ma być obecność na scenie prawdziwych uchodźców, ludzi, którzy przeżyli wypędzenia albo sami ruszyli w drogę. Bezdomni czasu i przestrzeni opowiadają o swoim losie, życiu, wędrówce. Ich historie mają być takie jak życie - nieuporządkowane, opowiedziane prywatnie, przyssane do detali. Naturszczycy i amatorzy wrzuceni w inscenizację między prawdziwych aktorów powinni bronić się tylko tym, co naprawdę posiadają - słowami. Językiem wypowiadanego po raz setny bólu i zdziwienia.

Słowa tną także pokracznych bohaterów Masłowskiej. Aktor z serialu i jego poznana na imprezie fanka jadą naćpani przez Polskę. Przebrani w łachy rumuńskich Cyganów, agresywni, są rozzuchwaleni maską, jaką założyli po to, by dla kaprysu pomacać życie od spodu. Można się bawić rolą, statusem społecznym, tym, co taki "Rumun" może mieć w głowie. Parcha i Dżina, wykonujący narkotykową odyseję z Warszawy do Elbląga, również nawijają bez przerwy. Ich koślawy slang który zjada samego siebie, nie może wybiec poza kasę, seks, gadżety. Ale też jest zapisem przerażenia. Podróż "biednych Rumunów mówiących po polsku" jest metaforą ich świadomości, stanu ich duchowego posiadania. O ile można przewidzieć sens projektu Klaty i sceniczną interpretację sztuki Ma-słwoskiej, chodzi w nich o to, by najpierw aktor, a potem widz postawił się w pozycji tego gorszego. Człowieka bez przydziału. Nie ma nikogo niżej w polskim społeczeństwie niż żebrzący Rumun. Nawet polscy bezdomni czują się lepsi, bo są stąd. I nie ma nic bardziej godnego politowania w naszym narodowym mniemaniu niż Niemiec, który uważa się za ofiarę wojny, przesiedleń, korekty granic. Niemcy są winni zawsze en masse. Zasłużyli na wszystko, co ich spotkało. Cóż znaczy cierpienie kogoś, kto najpierw skorzystał na cierpieniu innych?

U Klaty i Masłowskiej nie tyle będą ważne sceniczne zdarzenia, ile sposób, w jaki się o nich opowiada. Z opowieści urodzi się Polska. Portret społeczeństwa, może wizja Polaków - emigrantów we własnym kraju. Bo żeby opisać Polskę współczesną, opowiedzieć o nas samych, zakleszczonych w ospowatej, posapującej z wysiłku nadwiślańskiej rzeczywistości, nie trzeba wcale wstawiać kamery do M3, fotografować ludzi na Dworcu Centralnym. Czasem wystarczy frapujący kontekst, przeniesienie naszych emocji w obce ciało. Próba wyobrażenia sobie tego, co czuje ten inny. Osobnik w drodze, bez kraju, dowodu, z odebraną tożsamością. Ktoś, kto nie zaleczył traumy, komu jątrzy się rana. Kogo wywieziono bez zgody, kto przyjechał tam, gdzie nie powinien. Dopiero spojrzenie na nas samych oczami obcego pozwala zobaczyć to, co posiadamy, co wzięło nas w posiadanie. Wierzymy, że to intruzi przynoszą ze sobą zło, zagrożenie, nieprawość. A my zawsze jesteśmy cudowni, dobrzy, niewinni. W głowie Polaka na wieki wieków amen siedzi taki obcy, który mu wszystko psuje. Ciągle wielu, a może nawet coraz więcej ludzi, myśli u nas w ten sposób. Teatr jest od tego, żeby przypominać niewygodne prawdy. Żeby w Rumunie lub Niemcu odnaleźć siebie. Bo w końcu więcej w nas obcych niż naszych. Nie wiem, czy to będą teatralne wydarzenia. Czy Klata wróci do dawnej reżyserskiej formy, czy Przemysław Wojcieszek poradzi sobie z inscenizacją piekielnie trudnego, genialnie przegadanego dramatu koleżanki Masłowskiej.

Chciałbym, żeby nie zniknął z tych realizacji jeden wątek. Dramat Masłowskiej to także zwulgaryzowana opowieść o świętej rodzinie, która szuka noclegu, stajenki, przytułku. Nieoczekiwanie spod steku słów, krzyków, bełkotu mózgu wyłazi jakaś toporna metafizyka. Może nie zasłużyliśmy na żadną inną. U Klaty może być podobnie. Opowieści o uciekinierach, głosy synów marnotrawnych, którzy szukają swojego miejsca, muszą ułożyć się w żywoty przypadkowych świętych. I jeśli Klata zostanie wierny swoim wczesnym tezom teatralnym, będzie w tych opowieściach nitka religijnego uniesienia. Zawsze można ją znaleźć w przebaczeniu. W tym punkcie projekty TR Warszawa i Teatru Współczesnego we Wrocławiu muszą się spotkać. Łukasz Drewniak

Na zdjęciu: aktorzy-amatorzy, czyli polscy i niemieccy wypędzeni

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji