Artykuły

Ciepło mam w genach

Trzy lata temu MARTA LIPIŃSKA obchodziła 40-lecie pracy artystycznej, ale kiedy zaczyna mówić, kiedy się uśmiecha, nie dostrzega się tego, że nie jest już smukłą 30-latką. Człowiek słucha jej głosu i pozwala się zaczarować.

Niejedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć tego niezwykłego wdzięku... W "Lalce" zagrała słodką Helenę Stawską, w "Nad Niemnem" histeryczną Emilię Korczyńską, w "Ranczu" prostą Michałowa, ale we wszystkich tych wcieleniach przede wszystkim była stuprocentową kobietą.

W serialu "Ranczo", którego druga część właśnie powstaje, gra Michałowa - gospodynię, która mocną ręką rządzi plebanią i bez której ksiądz zginąłby jak ziarnko piasku na pustyni.

Trzy lata temu Marta Lipińska obchodziła 40-lecie pracy artystycznej, ale kiedy zaczyna mówić, kiedy się uśmiecha, nie dostrzega się tego, że nie jest już smukłą 30-latką. Człowiek słucha jej głosu i pozwala się zaczarować.

Skąd się biorą takie kobiety jak Pani?

Marta Lipińska: - Pochodzę ze wschodu, więc pewną miękkość i ciepło kobiet z tamtych stron chyba mam po prostu w genach. Myślę jednak, że to wszystko, co we mnie dobre, kształtował we mnie mój dom: moja matka, babcia i mój ojciec. Taką mnie otaczali miłością i tym czymś jeszcze tak cudownym, że to we mnie zostało na całe życie.

W "Namiętnej kobiecie" na scenie Teatru Współczesnego od 3 lat święci Pani triumfy w roli Betty, która po 30 latach małżeństwa buntuje się i robi coś absolutnie szalonego. A Pani? Zrobiła Pani kiedyś coś szalonego?

- O tak, wiele razy! Wprawdzie nie na miarę Betty, ale czasem mam na coś dziką ochotę i robię to. A jak się człowiek na coś takiego zdecyduje, to jakoś mu lżej i w ogóle łatwiej mu się oddycha.

Na przykład?

- To było w trochę zamierzchłych czasach (śmiech)... W Wielkanoc wracaliśmy z dziećmi z kościoła, byliśmy odświętnie ubrani, ja niosłam koszyczek ze święconką. Przechodziliśmy przez podwórko, na którym stał trzepak, i nagle poczułam przemożną chęć, żeby na nim zrobić fikołka. Podałam dziecku koszyczek i na oczach rodziny oraz kilku innych osób zrobiłam to, majtając nogami w górze, spódnica mi się zadarła, ale czułam się wyzwolona i szczęśliwa. Widzowie, w tym mój mąż, bardzo się śmiali, a mój syn Michał powiedział wtedy: "Mama, ty to jesteś numerantka! Jesteś super!".

Po kim to Pani w sobie ma?

- Może po ciotce, która była bardzo interesującą kobietą i miewała różne szalone pomysły.

Wciągała w to Panią? Co takiego razem robiłyście?

- Na przykład ciocia uważała, że bardzo zdrowo jest się kąpać nago w jeziorze. Ja, jak to dziewczynka, byłam wstydliwa. A ona mówiła: "Nic się nie martw, nikt nas nie zobaczy!". O zmroku zrzucałyśmy kostiumy i jak syreny, ona trochę pulchniejsza, ja szczupła i spłoszona, pływałyśmy, rozglądając się bacznie, czy nikt nie patrzy... Ciotka, już w wieku 60 lat - ja wtedy jeszcze chodziłam do szkoły - wyjechała do Argentyny i tam po raz czwarty wyszła za mąż.

Na miłość nigdy nie jest za późno...

- Też tak uważam. Tyle że teraz ta miłość jest jakby bardziej interesowna. Ludzie się wiążą, bo albo chodzi o mieszkanie albo jeszcze o coś innego. Za charakter, fantazję czy urok osobisty chyba rzadziej kochają. Te miłości są może gwałtowne, ale jakieś krótsze. Kiedy patrzę, jak łatwo się ludzie rozstają, to mi przykro. Nie myślą o tym, że można się do siebie nawzajem dopasować, wypracować kompromisy i że może z tego wyniknąć coś dobrego... Szybciej żyją, nie mają już czasu na coś tak rozkosznego jak flirt, są bardzo niecierpliwi, chcą mieć wszystko od razu. Teraz kariery zrobiły się strasznie ważne, rodzi się moda na single...

Zaczynała Pani, jak większość pięknych aktorek, od ról amantek. Zwykle tym pięknym łatwiej na początku, za to dużo trudniej, gdy stuknie im czterdziestka. Pani nie pasuje do tego schematu...

- Ja z pokorą przyjmuję swój wiek, nie zamierzam robić sobie liftingów, stosować diet. Uważam, że każdy moment życia ma swój urok. Dlatego z radością przyjęłam w "Ranczu" rolę Michałowej - trzęsącej plebanią mocnej kobiety, bardzo różniącej się od postaci, które grywałam wcześniej.

Jednak nawet Michałowa, herod-baba, jest nieodparcie kobieca i to łączy ją ze wszystkimi granymi przez Panią bohaterkami i z Panią.

- Proszę pani, prawdziwa kobieta jest nią od kołyski aż do śmierci. Patrzę na moją wnuczkę, która właśnie skończyła 2 latka. Jest pełna wdzięku, rozkoszna i śliczna - taka malutka dziewczynka. Kolejna prawdziwa kobieta.

Mam wrażenie, że miała Pani szczęśae, bo całe życie umacniało w Pani poczucie własnej wartości...

- To prawda, że nie miałam zbyt wielu kompleksów, a życie oszczędziło mi wstrząsów, które zmieniłyby mnie w zgorzkniałą osobę pełną żółci. Jasne, że czasami chciałabym coś zmienić, na przykład wolałabym mniej ważyć, ale to przecież nie są wielkie problemy. Pracuję, mam dookoła fajnych ludzi i dlatego jest mi dobrze.

Czy był taki okres w Pani życiu, do którego chętnie by Pani wróciła?

- Tak, jeśli miałabym wymienić okres, który minął za szybko, to ten rozkoszny czas. kiedy dzieci były małe. Byliśmy taką pełną rodziną, bo byli w niej dziewczynka i o trzy lata młodszy chłopczyk, różnica wieku między nimi była więc idealna. Żyło się wtedy tak strasznie normalnie. Tęsknię do naszych wspólnych, cudownych wakacji. Wtedy traktowałam to jak coś oczywistego, a dziś umiałabym to bardziej smakować... No, ale dzieci dorosły, wyprowadziły się, mają już własne życie.

Do kogo są podobne?

- Syn ma bardzo dużo z mojej mamy, która była niebieskooką blondynką. Bardzo się cieszę, bo moja mama była śliczna. Ale ma też moje wyraziste kości policzkowe, uśmiech. Córka ma zielone oczy męża, moje ciemne, proste włosy, uśmiech, tembr głosu...

Naprawdę? Jest drugi taki głos?

- Kiedy odbierała telefony, gdy jeszcze z nami mieszkała, ludzie często nas ze sobą mylili.

Czy ludzie wciąż rozpoznają w Pani nieszczęsną panią Elizę, dręczoną przez gburowatego pana Sułka?

- Tak (śmiech), wciąż mnie z tą rolą kojarzą. Słuchowisko "Kocham pana, panie Sułku" to prawdziwy fenomen i radiowa Trójka często je i przypomina.

Ale dlaczego nazywa ją pani nieszczęsną?

- Wprawdzie jej miłość nie jest odwzajemniona, ale ona kocha całym sercem i najwyraźniej daje jej to radość, skoro cały czas, przez 300 odcinków, kocha wiernie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji