Artykuły

Brecht: reaktywacja

Polskich reżyserów znów inspiruje Bertolt Brecht. W listopadzie w Opolu "Baala" wystawi Marek Fiedor. Swoje inscenizacje tekstów niemieckiego pisarza planują także Redbad Klijnstra i Bartosz Szydłowski. Ten sezon może być festiwalem powrotów do Brechta. Jednak do innego Brechta - pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku.

Kocham smród - mawiał młody Brecht. Przebrany w skórzany płaszcz, z cynicznym uśmieszkiem na ustach śpiewał swoje anarchistyczno-dekadenckie ballady w podrzędnych barach. Za kompanów miał robotników, sprzedajne kobiety i upadłych artystów. Ćmił cygara jedno po drugim, deprawował nieletnie i walił burżujów swoją poezją w pysk. Nie znacie takiego Brechta? Nic dziwnego. Przecież siedziało w nim kilku kompletnie różnych ludzi. Brechta abnegata przysłonił Brecht ideolog. Brecht kanoniczny, autor "Opery za trzy grosze", "Mahagonny" i "Matki Courage", interesował reżyserów z pokolenia Laco Adamika, Krzysztofa Zaleskiego, Tadeusza Bradeckiego. Także Rudolfa Ziołę, a nawet Piotra Tomaszuka. I ten Brecht jest najbardziej znany - piszący songi w spółce z Weillem, testujący konwencje teatralne. Autor, który przekłada cudzysłów teatralny na aktorski dystans.

Coraz trudniej tchnąć życie w te utwory, bo prawa należące do fundacji i spadkobierców blokują pracę reżyserów. Nie ma możliwości ingerencji w aranżacje muzyczne, obwarowania dotyczą nawet kolejności scen. Może dlatego bezskutecznie na Brechta od końca lat 90. namawiali młodych reżyserów i Tadeusz Słobodzianek w Łodzi, i Maciej Nowak w Gdańsku. Ale coś się zmienia. Ten sezon może być festiwalem powrotów do Brechta. Jednak do innego Brechta.

Dwa światy

Jego dramaty można czytać z dwóch perspektyw. Zależy, czy za punkt wyjścia uznamy początek, czy koniec jego artystycznej drogi. Można w późnych utworach szukać śladów młodzieńczej żarliwości, ale wolno też postępować na odwrót - wczesne teksty interpretować jako zapowiedź metody typowej dla twórczości już dojrzałej formalnie i ideowo. Paradoks w tym, że wyłoni się nam z tego dwóch różnych ludzi. Brecht, który sam sobie przeczy. Nie przypadkiem autor "Mahagonny" twierdził, że człowiekowi nie wystarczy jedna idea, w którą by wierzył. Trzeba mieć ich kilka. I najlepiej, żeby się wykluczały. Chciał iść równocześnie w czterech kierunkach. Pewnie dlatego patrzymy dziś na jego utwory podejrzliwie. Powojenny Brecht jawi się jako artysta cyniczny, wykalkulowany, może nawet samozakłamany. Postrzegający swój akces do komunizmu, prowadzenie Berliner Ensamble jako rodzaj gry o rząd dusz, fundusze, splendor, przy świadomości nieprawości systemu, który współtworzył. Wczesny Brecht z czasów republiki weimarskiej był kimś innym. Były w nim wściekłość i gniew, pożar mózgu i ciała. Szukanie wiary, jakiejkolwiek. Destrukcja. Agresja. Ten Brecht wciąż może kąsać. Wtedy powstały "Baal", "Werble w nocy", "Człowiek jak człowiek", "W gęstwinie miast", "Wesele u drobnomieszczan".Teksty, które trudno zamknąć w formułce: Brecht - krytyk kapitalizmu, twórca teatralnego efektu obcości, moralista.

Kilka lat temu Grzegorz Jarzyna wystawił "W dżungli miast" w berlińskiej Schaubühna To było przedstawienie skowytu i szaleństwa. Otwierane przejmującym kluczem osobistym, jakby szef Rozmaitości egzorcyzmował własne demony. Jarzyna rozbudował sceny w palarniach opium i dzielnicy burdeli. Nagi, odarty z resztek godności Garga wymachiwał na scenie rewolwerem, wypatroszona przez gangsterów prostytutka wyjmowała z brzucha wnętrzności, śpiewając jakąś charkotliwą arię. W bestialski sposób gwałcono Marię. W finale za plecami bohatera spod podłogi wyjeżdżała monstrualna ściana. On już był poza człowieczeństwem.

Grać zaraz!

Berlińscy widzowie, przyzwyczajeni do wielu drastyczności, wychodzili z teatru zszokowani. Nieprędko zobaczymy ten tekst na polskich scenach. Bartosz Szydłowski, szef nowohuckiej Łaźni, myślał o wystawieniu "W dżungli miast". Bardzo fascynował go wątek społeczny, chciał przełożyć go na polskie realia, ale chwilowo zarzucił ten pomysł. Jest jeszcze "Baal". Marek Fiedor podchodzi do niego już drugi raz. W 2002 roku pracował nad nim ze studentami wydziału aktorskiego łódzkiej Filmówki, teraz daje premierę w Opolu. Redbad Klijnstra zaplanował premierę na koniec marca 2007 roku w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Spektakl ma mieć muzyczną strukturę, rolę tytułową zagra aktor i rockman, szef numetalowej Comy Piotr Rogucki. Krążyła wokół tego tekstu Anna Augustynowicz, ale skończyło się na planach. Za to wciąż walczy o realizację "Baala" Łukasz Czuj, spec od rosyjskiej awangardy i zakręconych widowisk muzycznych. Dla Czuja jest to tekst niemalże pokoleniowy. Chce pokazać artystę, który przekracza trzy kręgi doświadczenia cielesności. Poznanie świata i życia jest formą samozatracenia. Droga Baala do wtóru ciężkiej rockowej muzyki miałaby być wędrówką przez nocne miasto. Każda kolejna scena powinna dziać się w innej knajpie, swoistym przedpieklu. Baal zażywałby coraz bardziej ekstremalnych przeżyć. Brechta trzeba grać. Jego egotyzm i im-moralizm z okresu "Baala" to może być antidotum na dzisiejszą Polskę. Jest w jego juweniliach wstrząsający zapis sytuacji człowieka we wrogim społeczeństwie "Człowiek jak człowiek" to historia o tym, jak państwo przerabia ludzi na maszyny do zabijania. "Werble w nocy" opowiadają o triumfie konformizmu nad jakąkolwiek rewolucją. ,W dżungli miast" jest o doprowadzonej do absurdu kapitalistycznej idei walki konkurencyjnej. "Wesele u drobnomieszczan" dla odmiany pokazuje rozpad świata zbudowanego na kłamstwie.

Pod koniec miesiąca (28-30 listopada) w Poznaniu odbędzie się konferencja brechtowska. Grupa praktyków i teoretyków będzie się zastanawiać nad recepcją Brechta w Polsce. Ale na referat o Brechcie reżyserów z pokolenia "młodszych zdolniejszych" jest za wcześnie. Wściekłość Brechta dopiero zaczynamy rozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji