Artykuły

Jałowa zabawa

"Krawiec" Sławomira Mrożka w Teatrze Polskim w Poznaniu wyreżyserowany przez Artura Tyszkiewicza został przeładowany jednowymiarowymi rozwiązaniami - specjalnie dla e-teatru pisze Marcin Maćkiewicz

Wydaje się, że diagnoza zawarta w "Krawcu" Sławomira Mrożka powinna być dziś wyjątkowo aktualna. Wszak za pośrednictwem kolorowych magazynów moda stała się przedmiotem zainteresowania masowego odbiorcy, a operacje plastyczne z tematu tabu i drogiej rozrywki dla wybranych awansowały do rangi popularnego sposobu poprawiania samopoczucia. Media, proponując programy typu "Chcę być piękna" dodatkowo te zainteresowania podsycają. Temat jest więc ważny i godny uwagi. Tym bardziej szkoda, że Artur Tyszkiewicz - reżyser spektaklu zrealizowanego w Teatrze Polskim w Poznaniu - nie miał w tej sprawie wiele do powiedzenia.

Świat zaproponowany przez Tyszkiewicza zanurzony jest w atmosferze żurnali. Tworząca rodzaj areny czy zmultiplikowanej przebieralni przestrzeń autorstwa Jana Polívki dobrze oddaje charakter panujących tu relacji, a zaprojektowane przez Macieja Zienia kostiumy przyciągają uwagę nieprzeciętnymi, pełnymi ekstrawagancji formami. To świat wybiegu - nieustającej parady pustych wartości. Już pierwsza scena jest dobitnym przykładem panującego tu estetyzmu. Oto Czeladnicy (Mariusz Górniak, Adam Padła i Adam Swarcewicz) w strojach przypominających faunów tańczą w rytm muzyki klasycznej. Ich ruchy są płynne a delikatne gesty odwołują do stereotypowych skojarzeń homoseksualnych. To oni zapraszają nas do tego świata, oni wyznaczają jego kształty i otwierają drogę do kolejnych ekspozycji.

Parada ostro rysowanych postaci zaczyna się wejściem Krawca (Michał Kaleta) i Klienta Ekscelencji (Piotr Łukawski). Zanim pojawią się w centrum sceny, będą długo kroczyć na bieżni umieszczonej w jej tylniej części. Z rozmowy dowiadujemy się, że nadciągają groźni barbarzyńcy, ale ich dyskusja koncentruje się raczej na kolejnej kreacji, którą Krawiec miałby przygotować dla swego wiernego klienta. Warto zwrócić uwagę na kostium tytułowego bohatera, ponieważ nawiązuje on do wyglądu rzeczywistego projektanta mody - słynnego ekscentryka Karla Lagerfelda. W ten sposób reżyser uzyskuje konkretne odwołanie i konsekwentnie buduje postać współczesnego Krawca. Jego każdy ruch jest świadomie stylizowany. Kaleta mówi z charakterystyczną, artystowską manierą, w gestach i przedziwnych jękach uzewnętrznia emocje zapatrzonego w siebie geniusza mody.

Kolejną parą, która pojawi się na bieżni będzie transseksualna Nana (Jakub Papuga) oraz jej syn, Karlos (Łukasz Pawłowski), tu przedstawiony jako broniący naturalności harcerz z gitarą na plecach. Swój tekst będzie śpiewał w rytmie obozowych pieśni i krytykował wszystko, co związane jest z wszechobecną w tym świecie potrzebą bycia en Vogue. Tymczasem z offu zaczynają dochodzić coraz groźniejsze nawoływania zapowiadanych wcześniej barbarzyńców. Ich słowa "Teraz nasza kolej!" rodzą skojarzenia jednoznacznie polityczne. Nieuniknione starcie zostaje jednak na chwilę powstrzymane, bo Krawiec każe wręczyć im żurnale. Agresywne okrzyki momentalnie zastąpione zostaną wyrazami podziwu i urzeczenia. To pierwszy sygnał, że nawet barbarzyńcy podatni są na działania kreatora.

Ciekawa ekspozycja pokazuje niestety wszystko, co reżyser ma do zaproponowania. Dalej spektakl zaczyna tonąć w grze powierzchownych skojarzeń. Wejście na scenę Onucego (Piotr Kaźmierczak) będzie wejściem chłopskiego przywódcy, którego język naznaczony jest charakterystyczną wymową ("zechcem, podpalem"). To wejście zapoczątkuje cały szereg stereotypów, którymi Tyszkiewicz zaczyna zasypywać scenę. Pojawi się grono wąsatych barbarzyńców, prostaków w niewybrednych swetrach, których patriotyzm objawia się w śpiewanym (przez megafony używane na pielgrzymkach) przeboju disco polo: "Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina". Chwyt podobny do chóru bezrobotnych bojarów w córce Fizdejki Jana Klaty zdaje się jedynie naśladować tamto rozwiązanie. Sam Onucy, niczym populistyczny trybun, nawoływać będzie do moralnej rewolucji w duchu nowego prawa i obyczajowości. Kontrapunktem dla ich zachowania mają być samozwańczy reprezentanci cywilizacji: Krawiec wraz ze swymi czeladnikami oraz Klient Ekscelencja przeistaczający się podczas spektaklu kolejno w Mnicha, jednego z czeladników i ostatecznie w masochistycznego mordercę rodem z filmu "Teksańska masakra piłą łańcuchową". Trudno nie docenić aktorskich umiejętności Piotra Łukawskiego, który w mgnieniu oka przybiera kolejne wcielenia, różnicując środki charakterystyczne dla każdej postaci. Zresztą aktorzy wydają się przewyższać ten spektakl - precyzyjnie i konsekwentnie wypełniają role, problem jedynie w tym, że w tych wykoncypowanych tworach trudno doszukać się jakiegoś wyższego sensu nadanego przez reżysera.

Tyszkiewicz - tak jak Mrożek - przeciwstawił sobie dwa obozy. Zarysował je bardzo wyraziście i nawet sprytnie zaczął naznaczać powiększające się wpływy jednej grupy na drugą. Wpływy te przebiegają ikonicznie, transmisja idei odbywa się - podobnie jak w subkulturach - za pomocą charakterystycznych przedmiotów czy zachowań. Szczególnie ważna wydaje się tutaj muzyka i liczne w spektaklu tańce, bo one stają się podstawowym narzędziem identyfikacji. Barbarzyńcy nieporadnie tańczą i śpiewają rzeczony wcześniej przebój disco polo, a Krawiec wraz z czeladnikami zarażał ich będzie intensywnymi dźwiękami muzyki house. W jednej ze scen czeladnicy golą chłopów w rytm żywiołowego, dyskotekowego przeboju. Po chwili energiczny taniec i specyficzne ruchy staną się także udziałem barbarzyńców.

Takich rytuałów integracyjnych jest zresztą w spektaklu więcej. Szczególne miejsce zajmuje wśród nich japoński taniec Krawca z wachlarzem. Taniec zabawny i efektowny, ale jednocześnie niezwykle pusty i powierzchowny w naśladownictwie wschodnich wzorców. Przywołuje na myśl "Imperium znaków" - książkę Rolanda Barthes'a o Japonii, gdzie ukazuje on współczesne "wydziedziczenie" tamtejszej kultury, która zachowując swoją zewnętrzność, utraciła kontakt z własnym pochodzeniem, stała się krainą znaków o utraconej tożsamości. Zdaje się, że podobnie ukształtowany jest świat poznańskiego "Krawca". Wszystko odbywa się tu na powierzchni, najwyższą ideą jest zaspokojenie własnej próżności, a filozoficzna problematyka dramatu została sprowadzona do kilku zdań, które pojawiają się raczej w roli sloganów niż rzeczywiście podjętych problemów.

Co zatem chce powiedzieć reżyser? Że mody wciągają wszystkich? Że każdy jest na nie podatny, tylko nie każdy ma okazję i możliwości tę podatność zrealizować? Że moda jest tu tylko jedną z pustych, acz atrakcyjnych idei, na które ludzie tak łatwo się nabierają? Że jest paradoksem, który łączy oryginalność i wspólnotę? A może jest coś jeszcze? W spektaklu pojawia się ważny trop, tylko niestety zostaje przyćmiony atrakcyjnością i wątpliwej jakości humorem. Bo kim jest Krawiec? Z jednej strony jest oczywiście wcieleniem kulturowego "szalonego naukowca", ale przecież jest również niezwykle inteligentnym graczem. Potrafi manipulować innymi, by realizować własne cele. Mógłby być przywódcą, ale problem polega na tym, że nie potrafi tego wykorzystać. Podczas gdy energia barbarzyńców wydaje się nieograniczona, energia intelektualistów przekuwana jest na bierność i samouwielbienie. Co z tego, że w tym świecie jedynie Krawiec pozostaje niezłomny, jeżeli jego potencjał niczemu dobremu nie służy. Przyzwyczailiśmy się do wizji romantycznego bohatera, który oddaje swe życie za innych. Krawiec jest przeciwieństwem takiej postawy, swe możliwości kieruje w nicość, wcielając wzorce współczesnego nihilizmu spod znaku Michela Houellebecqa.

Artur Tyszkiewicz przeładował inscenizację jednowymiarowymi rozwiązaniami. Poprzez przepych inscenizacji, slapstickowe poczucie humoru i koncentrację na efekcie, reżyser dołącza do grona teatralnych gadżeciarzy. Niestety nie jest przy tym ani tak świadom konwencji jak Grzegorz Jarzyna, ani tak wyczulony społecznie jak Jan Klata. Wygląda na to, że tworzenie głęboko przemyślanego teatru też nie jest jego domeną. W rezultacie najlepszą (auto)recenzją niech będą słowa Krawca wypowiedziane w jednej z pierwszych scen przedstawienia: "Od początku bez końca, jałowa zabawa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji