Artykuły

Niech się święci 2 Maja

Cały ten sztafaż i rozmach służą charakterystyce stanu zagubienia między dawnymi i nowymi laty, między epoką realsocjalizmu a epoką rajskiego kapitalizmu - o "2 Maja" Andrzeja Saramonowicza w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie pisze Tomasz Miłkowski.

Premiera "2 Maja" Andrzeja Saramonowicza wzbudziła tyleż zachwytów co zastrzeżeń. Autorowi dostało się za banał, wszystkoizm i nieporadność, że postaci nie stworzył i poprzestał w sferze oczywistości.

Teatrowi, że wydal kupę pieniędzy i dołożył niepomiernie za dużo starań w stosunku do tak przeciętnego utworu. Na otarcie łez dodawano, że to bardzo ładnie, Narodowy, że tak się staracie mówić o Polsce i naszym tu i teraz, ale, wiecie, może trochę więcej rozwagi.

Łatwo by mi było przyłączyć się do tego chóru pretensji wyjmując z tekstu Saramonowicza kaski do obśmiania za prostactwo. Osobliwie dlatego, że w programie teatralnym autor(?) dopisał postaciom scenicznym biografie czyniące z nich podejrzane figury w teatrze polskich marionetek AD 2004. Boć przecie autor posługuje się etykietami: jak podejrzany poseł mafioso - to SLD, jak ktoś sympatyzuje z lewicą - to były ubek, jak ktoś dąży do kariery politycznej - to turysta polityczny, jak ktoś chory na etykę - to z "Gazety Wyborczej", jak młody - to narkoman albo bez idejki, jak stary - to bezradny w tym świecie, jak głupi - to z "Big Brothera" lub podobnego zaciągu, jak sprytny cwaniaczek - to z telewizji publicznej, uff, nazbierało się tego, aż pisać się nie chce. Liczmany, etykiety, grubymi nićmi szyte buty. A jednak...

A jednak mimo tych uproszczeń, a może dzięki nim, obraz polskiego domu, który na koniec widowiska zapada się (ze smutku, ze wstydu, z bezradności?) pod ziemię, przykuwa uwagę, prowokuje i drażni piekącą aktualnością. Saramonowicz wykorzystuje konwencję hiperrealistyczną do stworzenia parodii rzeczywistości, to i owo wyolbrzymiając, to i owo pomijając, wprowadzając w ruch myślenie i odruch protestu. To dobrze, że wewnętrznie

chcemy się spierać z wizerunkiem rzeczywistości, jaki wystawia na scenie Narodowy, że chętnie byśmy wprowadzili korekty. Niedobrze, że od utworu dramatycznego oczekujemy trafności naukowej analizy i diagnozy świata, a może i programu naprawczego.

Spektakl Narodowego aż zdumiewa swoim rozmachem inscenizacyjnym: na scenie wystawiono szkielet kilkupiętrowego domu, żelazna konstrukcja tworzy symultaniczną scenę, nad którą umieszczono ekran do projekcji wideo, a w foyer toczy się dalszy ciąg widowiska, recital piosenkarski Agaty Gołąb (wysmakowany pastisz w wykonaniu Anety Todorczuk-Perchuć) z przebojami peerelowskimi oraz wyprzedaż pamiątek nawiązujących do epoki minionej.

Cały ten sztafaż i rozmach służą charakterystyce stanu zagubienia między dawnymi i nowymi laty, między epoką realsocjalizmu a epoką rajskiego kapitalizmu. To czas szukania i wyboru tradycji, czas osobistych dramatów, pomyłek, mniej lub bardziej fałszywych nadziei i wyborów. Saramonowicz, obserwator biegły i świadomy warsztatu, podstawia nam pod oczy objawy tej osobliwej zapaści moralnej, kulturowej, ideowej, z której trudno się wyrwać, ponieważ tak naprawdę poza zetlałymi symbolami niewiele pozostało do zaoferowania Stąd ukazana tu (i tak naprawdę wyśmiana, może nawet wbrew autorowi) ucieczka w prywatność, miłość, wiarę w witalność życia jest ucieczką nie do życia, ale od życia. Smutny doprawdy krajobraz i chwilami przerażający.

Ta wielka pustka, kryjąca się za pstrokacizną nowych czasów, dźwięczy bodaj najboleśniej: tragedia dziewczyny, która odpadła z gry reality show i postanowiła się powiesić (przejmująca rola Ewy Konstancji Bułhak), dramat kobiety, która dowiaduje się, że jej wnuczka narkomanka nie żyje (dramatyczna rola Anny Seniuk), dramat fotografa, który nie chce już wykonywać swojego zawodu (Krzysztof Stelmaszyk), nienawiść do wszystkich i wszystkiego wykrzyczana przez byłego funkcjonariusza bezpieczeństwa, a dziś dozorcę (charakterystyczna rola Andrzeja Blumenfelda) to tylko niektóre dowody na silę rażenia tego spektaklu, puentowanego pełną okolicznościowej tromtadracji przemową prezydenta z nowego zaciągu (Artur Żmijewski): - Dom, który tak wiele dla nas wszystkich znaczy, nie zginał, on zginąć nie może!... Jest naszym wspólnym dobrem, naszym wspólnym dzieckiem!

To wszystko opowieść bardzo skrótowa, z ponad 20 bohaterami zaledwie naszkicowanymi, ale wyśmienicie przez aktorów dopełnionymi ich indywidualną prawdą wyrazu. Oprócz już wymienionych warto zauważyć bardzo udatne epizody Beaty Ścibakówny, Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Igora Przegrodzkiego, Aleksandry Justy, Arkadiusza Janiczka i Grzegorza Małeckiego. Zresztą określenie "skrótowa opowieść" bardzo tu jest na miejscu, sam autor bowiem przyznaje się do powinowactwa z filmem "Na skróty" Altmana, będącym swego rodzaju mozaikowym portretem niepokojów współczesnej Ameryki.

"2 Maja" bardzo się na taki film nadaje, zresztą pierwotnie był scenariuszem filmowym, a gdyby szukać mu jeszcze jednego patrona byłoby to "Pulp Fiction". Spektakl złożony ze strzępków naszej rzeczywistości, nawet jeśli z pewnym kredytem może uchodzić za współczesną "Kartotekę", jak do tej pory nie ma do tego tytułu konkurenta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji