Artykuły

Głowy piwniczne: Piotr Ferster

Gdyby nie Piwnica, byłbym, jak mój ukochany dziadek Aleksander, lekarzem. Przerwałem studia nie dlatego, że byłem tumanem, tylko że nie dało się połączyć kabaretu i codziennych obowiązków piwnicznych... - mówi PIOTR FERSTER, którego Piotr Skrzynecki w 1973 roku zaczął przedstawiać: "To jest mój dyrektor".

Kilka lat wcześniej to Ferster przedstawił się Skrzyneckiemu. - Miałem jakieś 14 lat, gdy podszedłem do Piotra na ulicy, powiedziałem, kim jestem, spytałem, czy zna moich rodziców i czy mogę przyjść na kabaret. I Piotr się ze mną umówił, czekał punktualnie na dziedzińcu pałacu Pod Baranami i wprowadził do Piwnicy ukrytego pod peleryną tak, by nie dostrzegł mnie stojący na bramce pan Sztyc, strzegący, by się nie kręciły tam małolaty...

Z tego wieczoru zapamiętał Piotr Ferster głównie Demarczyk (- To dla niej przede wszystkim poszedłem...) i Dymnego (- Strasznie obrażał wtedy publiczność...), a także straszną awanturę od ojca. Wrócił bowiem do domu głuchą nocą, jako że program zaczynał się o 22.30, czyli naprawdę jeszcze później, a trwał trzy godziny. Dopiero wyjaśnienie, że był w kabarecie, podziałało kojąco. Cóż, Marian Ferster, sam wyrastał w atmosferze bohemy; to w mieszkaniu jego ojca, Aleksandra, w początkach lat 50. nielegalnie grano jazz.

Joanna Olczak-Ronikier opisuje w swej książce o Piwnicy, że po raz pierwszy Piotruś Ferster był widziany w Piwnicy pod Baranami jeszcze w latach 50., kiedy jako dziecko bawił się pod barem prowadzonym przez jego mamę i Zofię Komedową...

Na pewno i na dobre, jak się okazało, trafił do kabaretu gdzieś w 1972 roku; był jednym z młodych, kręcących się w Piwnicy, tych, co to chcieli robić coś ciekawego, być wśród interesujących ludzi... - Zapieprzaliśmy przy najgorszej robocie; sprzątanie, montowanie dekoracji z Janiną Garycką, noszenie nagłośnienia. Bodaj przed balem w Skale Kmity Piotr rzucił do mnie: "Załatw no tysiąc świec...". Z lekka ogłupiały spytałem Michała Ronikiera, który jawił się jako doświadczony organizator, jak się załatwia tysiąc świec, na co usłyszałem: "Załatw pięćset, Piotr nie zauważy różnicy...". I świece były. A potem odbywał się bal w Niepołomicach... I tak coraz bardziej załatwiałem to i tamto, przejmując obowiązki po Basi Długoszowej (sprzedaż biletów i rozdawanie tzw. wejściówek), po Małgosi Ryblewskiej, która wycofała się w 1976 roku po balu w Krzeszowicach. A ja wtedy wycofałem się z medycyny - przywołuje czas sprzed trzech dekad Piotr Ferster.

Szybko też zaczął bywać w legendarnym mieszkaniu Janiny Garyckiej przy placu Na Groblach. To tam trafił Piotr Skrzynecki złamawszy nogę i pozostał, mając swój pokój, niemal 25 lat. - Piotr się niesłychanie liczył ze zdaniem Janiny; pisała teksty, wyszukiwała, podsuwała pomysły, była w kabarecie kimś niezwykle ważnym, acz nie mieliśmy zbyt bliskiego kontaktu, może była troszkę zazdrosna o mnie, o to, że Piotr ze mną spędza tyle czasu... Myślę, że szaleńczo Piotra kochała, najlepszy dowód, że się nim opiekowała przez tyle lat, że godziła się na te tłumy przesiadujące w mieszkaniu niemal na okrągło, wchodzące doń nocami przez okno. Na początku mojej bytności w Piwnicy i na Groblach moim głównym zadaniem było wystawianie starszym gościom krzesła na chodnik, bo przecież nieraz byli to i nobliwi pisarze, i aktorzy - śmieje się Piotr Ferster.

Przez 30 lat tworzył z Piotrem S. niezwyczajny tandem.- Spotykaliśmy się dzień w dzień, z wyjątkami niedziel, o co Piotr miał pretensje, a ja choć niedziele chciałem spędzać z rodziną... Zaczynaliśmy około 11 na herbatce na Groblach, a od 1981 roku w mieszkaniu Piotra przy ulicy Worcella, a w ostatnim czasie przy Józefa, potem była kawiarnia w Hotelu Francuskim, Kolorowa, zastąpiona w latach 90. na Vis-a-vis, wreszcie szliśmy do naszej piwnicy - i tak do nocy. - Rozstawaliśmy się na wakacje - choć bywało, że Piotr przyjeżdżał do mnie do Chałup - i podczas moich wyjazdów na narty albo jego wojaży z Janem Nowickim do Budapesztu... Wtedy słał tysiące kartek, adresując np. tak: Piotr Ferster, Kraków, ul. Dzierżyńskiego (dawniej Lea) - tam, gdzie ginekolog.

I tak Piotr Ferster jako piwniczny dyrektor - choć oficjalnie takiej funkcji w kabarecie nigdy nie było, bo w nim nigdy nie było etatów, a i kabaretu formalnie nie było, bo nigdy nie miał osobowości prawnej, co miało tę zaletę, że władzom trudno go było rozwiązać - stał się człowiekiem, który dba o to, by był zapłacony czynsz, sale wysprzątane, by w sobotnie wieczory nie brakowało artystów, by wpłynęły opłaty do Zaiksu, słowem o wszystko. Także o podział pieniędzy z biletów wstępu.

- Pieniądze w kabarecie zawsze były dzielone po równo, bez względu na to, kto jest kim i ile razy wystąpił. Kiedyś wystarczyło to na 50 gramów wódki i taksówkę, teraz już na 100 gramów, plus taksówkę, a nawet trochę więcej, bo to jednak jest kwota zbliżona do 100 zł za wieczór. Naturalnie podczas wyjazdów czy występów na zamówienie są już stawki inne - tłumaczy Piotr Ferster.

Acz pieniądze nigdy nie były w tym kabarecie istotne; to była głównie zabawa, co podkreślał Skrzynecki, cytując Montaigne'a: "Jeżeli sami się nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi". A i o środki na utrzymanie kabaretu było łatwiej. Wraz z nastaniem kapitalizmu jest na pewno trudniej; to już ciągła walka o pieniądze, bo bez nich już jakże trudniej Piwnicy funkcjonować. Unaocznił to choćby obecny jubileusz półwiecza. Cóż, sponsorzy chętnie wspierają imprezy w hali na kilka tysięcy osób, nie kabaretu, który odwiedza cztery tysiące widzów w ciągu roku.

W przeszłości wystarczyło mieć pomysł; na hasło Piwnica pod Baranami odzew był natychmiastowy. Wystarczała jedna wizyta, by od dyrekcji

zakładów włókienniczych w Andrychowie dostać kilometry tkanin na bal turecki, do szycia namiotów, a od dyrektora Huty im. Lenina - setki kilogramów cienkiej blachy miedzianej, z której wycinano literki "m" na wjazd księcia Poniatowskiego do Krakowa. Po jednej rozmowie z dyrektorem Budostalu Edwardem Barszczem zostały położone w Piwnicy podłogi i wybudowany bar wraz z zapleczem...

- Owszem, miewał kabaret kłopoty, ale wyłącznie natury politycznej. Kiedyś był wyrzucany ze swej siedziby, później już tylko musieliśmy się z Piotrem tłumaczyć z kolejnych tekstów mówionych ze sceny mimo zakazu cenzury, z wierszy poetów będących na indeksie. Były dywaniki u dyrektorów Krakowskiego Domu Kultury, któremu kabaret formalnie podlegał, były wezwania do komitetu wojewódzkiego partii albo na komendę na Mogilską, gdzie każdy z nas był prowadzony do innego pokoju. I zawsze tłumaczyliśmy tak samo: Piotr - że był pijany i niczego nie pamięta, ja - że w tej sytuacji niczego nie mogłem zrobić. Raz tylko rozpętała się awantura nie na żarty - po naszych występach na początku 1981 roku w warszawskim klubie Stodoła. Oto bowiem obecny w klubie ambasador ZSRR ujrzał wiszącą nad fortepianem klatkę, a w niej popiersie Lenina i zapaloną świeczkę... Na nic zdały się tłumaczenia Piotra, że to był Konfucjusz; musiał złożyć pisemne oświadczenie, że nigdy więcej nie włoży Lenina do klatki. A można by przywołać i bal w Niepołomicach, kiedy to na dziedzińcu piwniczanie odsłonili pomnik Barana, z napisem "Baranowi naród", co było aluzją do świeżo postawionego pomnika Wodza Rewolucji w Nowej Hucie... Tyle że wówczas chyba władze wolały tej paraleli nie dostrzec.

Tak to bywało... Teraz, co najwyżej zdarzy się, jak w styczniu, podczas cyklu koncertów dla jednej z dużych firm, spółki Skarbu Państwa, że pojawią się wyraźne sugestie, by usunąć z programu liczący parę dekad monolog o kaczuszce, który - jakże by inaczej! - Tadeusz Kwinta wygłosił. Z kolei podczas występu w Sali Kongresowej, po pierwszym wejściu Krzysztofa Janickiego z jego politycznymi wiadomościami, zadzwonił telefon od jednego ze sponsorów, też spółki Skarbu Państwa, z żądaniem zdjęcia jego baneru.

Niełatwo też było w przeszłości wyjeżdżać za granicę. - Te nasze wojaże do Włoch, USA, Francji, Szwajcarii to jakiś cud. I zawsze będę pamiętał nerwy poprzedzające każdy wyjazd - dadzą paszporty czy nie. Ileż dni wysiadywałem w Warszawie a to w Ministerstwie Kultury, które dawało zgodę na wyjazd, a to w ambasadach, by dostać wizy. W pewnym okresie los się do nas uśmiechnął - szefem Wydziału Paszportowego w Krakowie okazał się ktoś znajomy znajomego Piotra - opowiada Piotr Ferster, który przeżywał każdy wyjazd ogromnie. A potem jeszcze dochodziły kłopoty z bagażem, bo przecież dekoracje wozili w prywatnych walizkach... Na szczęście to jeszcze nie były wagi elektroniczne, zatem bywało, jak na lotnisku w Montrealu, że nogą blokował wagę, by wskazówki nie podążyły zbyt daleko. Udało się. Kosztem przeciętego buta.

Pod koniec 1983 roku wyjechali na festiwal do Arezzo zebrawszy wszystkie dokumenty niemal w przeddzień. Kazimierz Madej dostał wówczas główną nagrodę za scenografię, a Ewa Kolasińska nagrodę aktorską. I jeszcze udali się stamtąd na audiencję do Ojca Świętego, co Ferster załatwił, telefonując już z Włoch do księdza Dziwisza. - Piotr był wtedy tak przejęty, że na słowa Jana Pawła II: "Panie Piotrze, ja znam pana z Krakowa, jest mi bardzo miło...", zareagował: "Ja też pana pamiętam z Krakowa...". A potem przedstawiając kolejno każdego z nas, szepnął do Ani Szałapak: "Jak ty się nazywasz?".

Nazbierało się - wspomnień z tych 33 lat tyle, że zacierają się daty,

fakty. Zwłaszcza związane z cosobotnimi występami. - Te zlewają mi się w ciąg sobót - "świętych sobót", jak nazywał je Piotr - mówi Ferster, który przeżył z Piwnicą dwie trzecie jej 50-letnich dziejów. Oczywiście są okresy, które zapisały się w pamięci szczególnie. Na przykład koniec lat 70. Minął czas euforii wywołanej 20-leciem kabaretu, nadszedł rok 1978 - zmarł Dymny, od dwóch lat nie było już Demarczyk, Litwin wojażował z Silną Grupą Pod Wezwaniem, Obłoński poszedł do swoich dyrektorskich zajęć, Zachwatowicz porwał teatr... - Bywało, że w soboty przychodzili jedynie Piotr i Andrzej Warchał, nieraz jeszcze wpadł ktoś zaśpiewać. Pamiętam, wróciłem znad morza i zastanawialiśmy się z Piotrem, czy nie ogłosić końca Piwnicy... Ostatecznie umówiliśmy się, że walczymy o jej uratowanie do momentu, aż któryś z nas nie powie, że ma dość. Na szczęście uaktywnił się Andrzej Maj, i dziewczyny ściągnięte z zespołu Słowianki, w tym Ania Szałapak. Związał się też z nami Marek Grechuta, pojawili się Zbyszek Raj i Zbyszek Preisner, wtedy jeszcze Kowalski, który przygotował program "Wieje między aleje wiatr listopadowy", z wierszami głównie poetów zakazanych, do którego przyciągnął aktorki Starego. Teatru... I zaczęliśmy odzyskiwać publiczność, bo już było tak, że o godz. 22 było sprzedanych raptem 8-10 biletów.

A potem nastał Sierpień '80 roku i, rok później, 25-lecie Piwnicy - z szalonymi koncertami, po czym nadszedł stan wojenny. - To był czas niesamowitej mobilizacji i integracji zespołu, występowaliśmy u dominikanów, misjonarzy, redemptorystów, w Warszawie u księdza Przekazińskiego w Muzeum Archidiecezjalnym, i zawsze były tłumy. I tak dzięki kabaretowi i Kościołowi (-Przywoziłem z kurii na wózku wszystko'- począwszy od makaronu, a skończywszy na proszkach do prania i odżywkach dla dzieci...) przeżyliśmy ten okres w miarę bezboleśnie, nie licząc krótkiego internowania Andrzeja Warchała i kłopotów z kolegium Piotra.

Oczywiście najtrudniejsze chwile dla Piotra Ferstera i całego kabaretu nadeszły w kwietniu 1997 roku, gdy zmarł Piotr. - Spędzaliśmy po kilka godzin dziennie, czasami całe dni i noce, byliśmy jak papużki-nierozłączki, choć notorycznie się kłóciliśmy o to, jak powinna wyglądać Piwnica. Nieraz awantury były tak gwałtowne, że widziałem przerażenie zespołu... I oto zostałem sam. Uznałem zatem, że skoro Piotr nie żyje, to jest to koniec kabaretu Piotra Skrzyneckiego. Acz zakładałem, że w jakiejś formie Piwnica będzie nadal. Zrodziło to spory i dyskusje, ostatecznie przegłosowano, że kabaret zostaje. Zarazem ten rok cezury, kiedy nie graliśmy, z wyjątkiem wrześniowego "Koncertu dla Piotra", rok namiętnych sporów w obronie kabaretu sprawił, że nie powstało pięć odrębnych grup pod nazwą Piwnica pod Baranami, a były i takie zakusy...

- Jest zatem bez Piotra kabaret gorszy? - prowokuję.

- Nie, być może pierwsze dwa-trzy lata tak było, ale od roku, dwóch to już nie jest odcinanie kuponów, uważam, że Piwnica wcale nie jest gorsza. Widać to choćby po ostatnich koncertach, po pochwałach, jakie zebraliśmy w Warszawie, grając w wypełnionej Sali Kongresowej.

Oczywiście, jak niegdyś, tak i obecnie targają zespołem mniejsze i większe namiętności, rodzą się animozje, niektórzy starsi artyści się obruszają, że z powodu tylu młodych wychodzą tylko na jeden numer. Jednych obecność młodszej konkurencji mobilizuje, innych - bynajmniej. Gdybyż tak Piotr Ferster pisał pamiętnik... - O nie. Po pierwsze, podejrzewam się o brak talentu, a nie mam odwagi spróbować. Po wtóre, za dużo wiem - o Piotrze, o Piwnicy, trudno byłoby pisać prawdę, mogłaby być zbyt okrutna, a pomijając ją, np. opisy rozmaitych świństewek, które w tak dużej grupie musiały się zdarzać, tworzyłbym obraz nieprawdziwy - mówi piwniczny dyrektor. I dodaje:

- Piwnica istnieje tak długo pewnie i dlatego, że nikt nie ma obowiązku w niej być na zawsze, że słowa jednego z naszych hymnów "Przychodzimy, odchodzimy" wpisane są w los tego kabaretu. I faktycznie jedni odeszli, innych namówiłem do powrotu - Kwintę, Obłońskiego...

Sam Piotr Ferster pewnie nie odejdzie i nadal będzie trzymał wszystkie nitki organizacyjne Piwnicy, ale i trochę artystyczne. - Teraz o kształcie programów współdecydujemy z Markiem Pacułą, a kłócimy się zwłaszcza o nowości, bo on jest bardzo zachowawczy... - mówi.

I wprawdzie dodaje, że gdyby napatoczył się ktoś taki fajny, jak on był kiedyś, toby stopniowo oddawał mu władzę, by po ponad 30 latach mieć czas dla siebie (czyli kolejnej żony i dziecka), ale czy ja wiem, czy by umiał żyć bez tego piwnicznego szaleństwa, bez "świętych sobót"? Ale o to już nie pytam, bo jak to zweryfikować?

5 lat temu zapytałem Piotra Ferstera, czy nie żałuje porzuconej medycyny i usłyszałem:

- Nie. Nieraz się tylko zastanawiam, kim byłbym - marnym lekarzyną czy może profesorem Collegium Medicum UJ?

Ale tej odpowiedzi tym bardziej nigdy nie poznamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji