Artykuły

Mozart znany i lubiany

Obchody Roku Mozartowskiego zaowocowały zwiększoną liczbą koncertów z Mozartem w tle i kilkoma premierami operowymi. Rzadko jednak sięgano po mniej znaną twórczość geniusza z Salzburga - pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.

250-lecie urodzin Mozarta był doskonałą okazją, by zrealizować różnorodne, czasem nieco na siłę podczepione pod jubileusz, projekty. Były "wieczory z Mozartem", "weekendy z Mozartem", festiwale z Mozartem w tle lub tytule.

Kompozycje Wolfganga Amadeusza częściej pojawiały się w programach abonamentowych koncertów filharmonicznych. Rocznicę bardzo solennie czciła radiowa Dwójka, a TVP Kultura zafundowała światowy maraton "24 godziny z Mozartem" w dniu urodzin kompozytora. Wreszcie kilka polskich scen operowych włączyło do swojego repertuaru dzieła Mozarta.

Pod tym względem trudno komukolwiek konkurować z Warszawską Operą Kameralną, która co roku podczas Festiwalu Mozartowskiego wystawia komplet wszystkich dzieł scenicznych Mozarta. W tym roku najmniejsza polska opera poszła o kilka kroków dalej. Do dwudziestu czterech tytułów spektakli dodała jeszcze jeden zbierający w formie teatralnej arie i duety wokalne, które kompozytor pisał dla zaprzyjaźnionych śpiewaków i rozdawał w formie prezentów. Wyróżnił się on pomysłową, bezpretensjonalną formą i brawurowym wykonaniem. Teatr przygotował też serie bezprecedensowych nagrań. Na dwóch płytach ukazały się wszystkie pieśni Mozarta nagrane przez Olgę i Natalię Pasiecznik, a Viviana Sofronitzki zarejestrowała wszystkie koncerty fortepianowe i klawesynowe kompozytora.

Na tym tle ubogo wypadła scena narodowa. W Teatrze Wielkim pojawił się wprawdzie w czerwcu "Czarodziejski flet" w reżyserii Achima Feiera, ale inscenizacja okazała się tak nietrafiona, że może i lepiej, iż poprzednia dyrekcja odżegnała się od specjalnych obchodów Roku Mozartowskiego właśnie tą premierą.

Bocznymi drzwiami Mozart pojawił się na scenie Opery Narodowej jeszcze podczas jednej premiery - wieczoru baletów Jiriego Kyliana, z których dwa są ułożone do muzyki Wolfganga Amadeusza.

Trudno oczywiście wyliczyć, ile i jakie koncerty mozartowskie odbyły się przez cały rok w stolicy. W pamięci zapadł na pewno ten w Filharmonii Narodowej zbudowany wokół Mozarta i poprowadzony przez Łukasza Borowicza. Pomysłowo skonstruowany program poprowadził słuchaczy od muzycznego żartu Alfreda Schnittkego do mrocznego dramatu Rimskiego-Korsakowa "Mozart i Salieri". To rzadki przykład, jak można sprzedać z okazji szumnego jubileuszu trochę mniej znanej, wartościowej muzyki.

Szkoda, że nie zdarzało się to często. Można zrozumieć, że sceny operowe z troski o frekwencję wybierały najbardziej popularne tytuły. Czemu jednak bywały to wyłącznie "Cosi fan tutte" i "Czarodziejski flet"? Czemu nie sięgnięto po kilka innych też chwytliwych arcydzieł Mozarta, czemu nie eksperymentowano z jakimś mniej ogranym dziełkiem?

Dwiema udanymi premierami wyżej wspomnianych tytułów może się w tym roku pochwalić Opera Wrocławska. Nowoczesne "Cosi" przygotował mało u nas znany, a robiący karierę we Włoszech Michał Znaniecki, a intrygującą inscenizację "Czarodziejskiego fletu" zrealizował Marek Weiss-Grzesiński.

Te dwa tytuły i inne premiery ostatnich lat dały odpowiedź, dlaczego tak mało jest na naszych scenach Mozarta. Zgromadzenie przyzwoitej obsady dla wielu teatrów jest zbyt trudne, a nawet najciekawszą inscenizację obrzydzi marne wykonanie muzyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji