Artykuły

Wskrzeszenie poety

LEPIEJ późno niż wcale: se­zon teatralny ruszył wresz­cie pełną parą, premiera goni premierę. A tu jeszcze katowicki Festiwal Dramaturgii Radzieckie] - 9 teatrów, kilka polskich prapremier... Trzeba wybierać. Przyj­rzyjmy się na razie warszawskim nowościom w Teatrze Współczes­nym i w Narodowym.

Teatr Współczesny prezentuje nową sztukę Sławomira Mrożka (niedawno drukowaną w ,,Dialo­gu") "Szczęśliwe wydarzenie". Trzeba od razu powiedzieć - bio­rąc pod uwagą samą materię tea­tralną- że nie jest to najlepszy utwór autora "Tanga". Dialog, tak zawsze u Mrożka błyskotliwy, tu­taj nierzadko po prostu się dłuży, w konstrukcji wiele jest mielizn, jak na przykład monolog Przyby­sza w akcie trzecim, z którym na­wet Wiesław Michnikowski nie może sobie nijak poradzić. Mimo to jednak ,,Szczęśliwe wydarzenie" ma na pewno wiele zalet, a za­strzeżenia biorą się z porównań z innymi sztukami autora. Mrożkow­ski humor, mrożkowska głębia iro­nicznego widzenia - są i tutaj wi­doczne.

Historia jest prosta, a jednocześ­nie absurdalnie skomplikowana: w podupadającym domu arystokra­tycznym straszny dziadunio nie dopuszcza do siebie pary małżeńskiej, aby zapobiec poczęciu potomka, który pozbawiłby go wielu przywi­lejów, należnych do tej pory star­cowi. Mąż "zatrudnia" więc Przy­bysza, aby odwracał uwagę dziad­ka.. Udaje się to wprawdzie, ale ,,nowe" w osobie niemowlęcia oka­zuje się groźniejsze od wszystkich kaprysów starca.

Tak zarysowana akcja jest oka­zją do wielu komediowych spięć, i wydaje się nawet, że Mrożek nie do końca ją wykorzystał.

Niestety, to samo można powie­dzieć o inscenizacji w Teatrze Współczesnym. Sądzę, że przedsta­wienie byłoby znacznie lepsze gdy­by aktorzy postąpili według zna­nej recepty: grali szybciej. Powol­ne tzw. smakowanie dialogu odsła­nia, niestety, jego mielizny, które dałoby się z powodzeniem zakryć, gdyby teatr dodał do tekstu więcej materii czysto scenicznej. Tak się jednak nie stało i wydaje się, że nawet Wiesław Michnikowski i Kazimierz Rudzki są mniej zabaw­ni niż zazwyczaj. Byłoby jednak niesprawiedliwością odmawiać przedstawieniu wszelkich zalet, są w nim bowiem również momenty bardzo zabawne, a do osiągnięć należy zaliczyć również role Hen­ryka Borowskiego (Dziadunio).

Nowa premiera w Teatrze Narodowym ma nieco inny charakter: Adam Hanuszkie­wicz przygotował inscenizację poe­matu "Wacława dzieje" zapomnia­nego poety romantycznego Stefana Garczyńskiego. Zapomnianego jak najniesłuszniej. Zarówno pasjonu­jące, bogate życie - choć tak krót­kie, bo Garczyński zmarł mając 28 lat! - jak i ze wszech miar intere­sująca twórczość każą się głębiej zainteresować tym poetą. Do para­doksów należy fakt, że "Wacława dzieje" zostały w XX wieku w Polsce wydane po raz pierwszy dopiero z okazji premiery w tea­trze! Do tej pory mało kto w ogóle słyszał o tym poemacie, który - poza wszystkim - znakomicie wprowadza w świat naszej wielkiej poezji romantycznej, ukazując wzajemne powiązania i inspiracje. Tak więc na przykład ślady "Dzia­dów" dostrzec można w "Wacława dziejach", zaś z kolei poemat Gar­czyńskiego oddziałał silnie na "Kordiana" Słowackiego. Słowem, "Wacława dzieje" to dzieło zna­czące w naszej literaturze i jest wielką zasługą Adama Hanuszkie­wicza, że wydobył je na światło dzienne.

"Wacława dzieje" w Teatrze Na­rodowym są zatem dużej miary wydarzeniem literackim. A teatralnym? Wydaje się, że tylko na po­chwały zasługuje w tej mierze skromność inscenizatora, który, podporządkował spektakl tekstowi, pozwalając przede wszystkim za­brzmieć tej świetnej poezji, bez przygłuszania jej machiną teatralną. Zdecydowanie niepotrzebne jest natomiast wyśpiewywanie niektó­rych fragmentów poematu. Ten chwyt, który świetnie zaowocował w "Beniowskim" - tutaj jest zu­pełnie nie na miejscu.

Tytułowego bohatera poematu, rodzonego brata wszystkich roman­tycznych buntowników naszej lite­ratury gra Krzysztof Kolberger. Jest to bardzo obiecujący debiut. Młody aktor potrafił wlać w po­stać Wacława wiele młodzieńczej, żarliwej prawdy. Ewenementem przedstawienia jest znakomita ro­la Daniela Olbrychskiego, który ja­ko Nieznajomy, ukazał zupełnie nowe (w teatrze) strony swego ak­torstwa. Tajemniczość, przewrot­ność postaci znalazła świetne u­osobienie w skupionej, rzekłbym niepokojącej, grze aktora.

Oprócz tych dwóch, w "Wacława dziejach" pojawia się na scenie prawie cały zespół Teatru Narodo­wego, jak zwykle w inscenizacjach poetyckich Hanuszkiewicza, podpo­rządkowany jednej scalającej myś­li.

Powtórzmy raz jeszcze: dzień przypomnienia przez Teatr Narodo­wy "Wacława dziejów" - jest ważną, datą w dziejach literatury. Datą wskrzeszenia poety naprawdę wielkiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji