Artykuły

Spóźniona lekcja od humanisty

W Zaduszki przywołujemy zwykle wartych dobrego wspomnienia zmarłych. Zdarza się jednak, jak dziś, odnotować śmierć cywilną: odszedł Michał Paweł Markowski. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, polonista, tłumacz. Zawinął się w kilka dni - pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Jeszcze w poniedziałek, 23 października, opublikował w "Tygodniku Powszechnym" felieton "Rozmowa z Wielkim Pisarzem" poświęcony Antoniemu Liberze, autorowi bestellerowej powieści "Madame". Wyobrażając sobie, że jest mu dane rozmawiać z Liberą próbował ośmieszyć to, co w jego biografii raczej rechotu nie wzbudza: że jest wybitnym pisarzem, pracującym właśnie nad tłumaczeniem poezji Yeatsa, mającym na koncie znakomite przekłady Hoelderlina, Becketta, Szekspira, człowiekiem formy i dyscypliny. Warte ośmieszenia wydało się mu również jego muzyczne wykształcenie - nic, tylko walić się po udach, taki ubaw. Przez koślawe, z mozołem klecone zdania przezierał rozpaczliwy krzyk: "Dlaczego to nie ja?!". W tym samym, agonalnym, tekście, na kilka dni przed premierą, Markowski szydził z przygotowywanego przez Liberę w krakowskim teatrze im. Słowackiego spektaklu. Szydził z przedstawienia, nad którym pracowała również jego żona, Anna Burzyńska, kierownik literacki tego teatru. Choć stawiał małżonkę w kompromitującym świetle, nie udało mu się, mimo chwilowego napięcia, doprowadzić do skłócenia jej z zespołem i reżyserem. Powstał znakomity, wyjątkowej urody spektakl. W niedzielę, po przedstawieniu, Markowski przy całym zespole i z całej siły dał Antoniemu Liberze w twarz. Po czym uciekł. Marny koniec, jak na humanistę, lauerata nagrody im. Kościelskich, filozofa idei moralnych. Pomodli się za niego ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", duchowny, który w przemocy, jakiej dopuścił się Markowski nie dostrzegł nic niestosownego ( "Dziennik" z 31 października). W Krakowskim Salonie Poezji anegdoty o nim snuć będzie dyrektor teatru im. Słowackiego, Krzysztof Orzechowski, który całą sprawę w oficjalnych wypowiedziach obrócił w żart, że o to krytyk bije artystę, a nie na odwrót. Mnie zaś, absolwentce Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest głupio. Tyle czasu spędziłam jako studentka nad książkami, na podglądaniu prób w teatrze, na rozmowach z wykładowcami, m.in. z ks. prof. Tischnerem, o szacunku dla drugiego człowieka i dla sztuki. Mam dyplom teatrologa, a nie odebrałam podstawowej lekcji prof. Michała Pawła Markowskiego: "Jeśli się z artystą nie zgadzasz, a tym bardziej jeśli cię nie zauważa - lej w ryj." Dziś na lekcję już za późno. Profesor - jak sam proroczo napisał w swoim ostatnim przed mordobiciem felietonie - zniknął w wieczornej szarówce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji